4.02. Kowidowy fenomen Afryki
4 lutego, dzień 339.
Wpis nr 328
zakażeń/zgonów
1.533.511./38.344
Wielu ludzi, którzy chcą wskazać na skuteczność innego podejścia w walce z kowidem niż lockdowny i kwarantanny często wskazuje Szwecję. Ale ten przykład jest już trochę zużyty, pоza tym, po chwili konsternacji, został już coraz systematyczniej ostrzelany przez mainstream, że ludzie tam umierają bez opieki, a ilość zgonów jest porażająca. Właśnie ją gonimy. Z naszymi lockdownami i DDM.
Co chwilę puszczają ichniego króla, który przeprasza, że zawiódł, co raz to pojawia się jakiś epidemiolog i głosi, że z tą odpornością stadną to był błąd. Teraz bez wodki nie razbieriosz. Ale tak wysoka kowidowa śmiertelność w największym stopniu przydarzyła się im w domach opieki dla ludzi starszych. Te, w okresie koronawirusa zostały praktycznie opuszczone przez obsługę, wirus roznosił się szybko i zabijał starsze osoby, których w Szwecji jest statystycznie więcej niż średnia europejska. To za to przepraszały władze. Ale po co szukać kowidowych nieścisłości gdzieś na północy Europy wśród kilku milionów Szwedów, którzy w dodatku – jak widać – podchodzą z dezynwolturą do kwestii opieki nad najstarszymi?
Ja Wam daję cały kontynent. Miliard dwieście milionów ludzi. Daję Wam Afrykę. Bo Afryka miała być piekłem pandemii. Przeludniona, ze słabą służbą zdrowia, zagęszczona, niehigieniczna i przede wszystkim – biedna. Po takim czymś kowid powinien pójść jak ogień po sianie. Model nieszczęsnego Fergusona rzucony przez WHO na parametry wyjściowe do wysymulowania krzywej zgonów pandemii wskazywał na 250 milionów zakażeń. Popatrzmy, gdyby model WHO się sprawdził to przy jakiejś 2-procentowej śmiertelności mielibyśmy w Afryce 5 milinów zgonów. A nie mamy. Mamy 2,3 miliona. Na całym świecie.
Afryka to fenomen niskiego poziomu zakażeń i zgonów. Dlatego wielu ekspertów pragnie rozwikłać to zagadnienie, ale raczej nie po to by zobaczyć co takiego robi Afryka, by to zastosować w innych częściach świata, tylko by udowodnić, że kraje rozwinięte dokonały prawidłowego wyboru, choć mają gorsze wyniki. Gorsze wyniki niż Afryka, która… nie zrobiła nic.
Mamy tu wysyp dość karkołomnych hipotez, by uzasadnić takie łamańce. Pierwszy to taki, że w tak zapóźnionej służbie zdrowia, trudno o masowe wykrywanie zakażeń, a więc ich liczba jest zaniżona w stosunku do rzeczywistości. Ale taką sytuację weryfikowałaby śmiertelność, która jakoś znacząco nie wzrosła z powodów kowida. Dlatego lekarze z satelitów podglądają afrykańskie cmentarze, by dowodzić swoich tez. Kolejna teza, to ta, że w Afryce mamy raczej europejskie źródło zakażeń. I co z tego? Czy jest ono jakieś lżejsze w Afryce? Bo w Europie raczej nie. W końcu wylądowaliśmy na diagnozie, że Afrykańczycy mają jakąś ukrytą acz wrodzoną odporność, że się stadnie zakazili, zaś kostucha Czarnego Lądu jest dla nich łaskawsza. Ale to słabe, bo pod względem rasowym Afryka to najbardziej różnorodny pachwork świata. A więc od ludów Magrebu poprzez czarną Afrykę środkową, aż po białawe południe wszyscy mają ten sam gen odporności? Słabe.
Kolejny argument to wiek. No rzeczywiście coś może być na rzeczy, ale nie na poziomie machnięcia się w prognozach o rzędy wielkości. W takiej Nigerii średnia długość życia wynosi poniżej 54 lata, a więc nie ma tylu starszych, którzy zwyczajowo robią wszędzie statystyki umieralności na kowida.
Taka sytuacja spowodowała duże zmieszanie. Dane i modele nie pasowały, a więc o Afryce – jak o Szwecji – mamy w mediach mało. Sprawa wróciła we wrześniu, wręcz z niepokojem, dlaczego im tak dobrze idzie i odstają. Po wrześniu wręcz trudno było ukryć pewne zadowolenie, że Afryka załapała się na „druga falę” i doszlusowała do reszty świata. Przestali odstawać.
Mamy druga falę, czyli na kontynencie mamy zakażonych około 3 miliona ludzi, czyli 0,2% populacji kontynentu. I to jest „druga fala”? Oczywiście wszyscy zwalają, że Afryka nie testuje i jest znacznie więcej zakażonych niż się raportuje, ale znowu – statystyki nie wskazują na jakiś pandemiczny wzrost ogółu śmierci. Ale zaczyna się „syndrom polski”.
No bo popatrzmy na RPA, właściwie jedyny kraj kontynentu, który zachował się „po eurpejsku”, bo ma na to środki. Lockdown, godzina policyjna, zero podróży, testowanie. Mają według ekspertów tak naprawdę ze 12 milionów zakażonych, ujednoimiennili służbę zdrowia. I mają… wzrost o 44 tysiące zgonów niekowidowych powyżej średniej. Czyli reakcja na kowid przynosi więcej szkody niż on sam. Skąd my to znamy? Teraz się tam otwierają, bo okazuje się, że „druga fala” została wywołana innym czynnikiem.
Mnie się z tez ekspertów mających wyjaśnić fenomen Afryki najbardziej spodobała ta, w której mówiono, że Afryka łagodnie przechodzi wirusa bo… mniej testuje. Czyli wystarczy zbić termometr, by nie mieć gorączki? Coś w tym jest, bo ciągnąc tę analogię, ile to razy nie mierzyliśmy temperatury gdy się gorzej poczuliśmy? A jak ją mieliśmy, bo zmierzyliśmy (zwłaszcza, że w wielu przypadkach „temperatura” kowidowa jest bezobjawowa) to już reagowaliśmy, a tym bardziej z kowidem, gdzie test jest wyrokiem. Gdybyśmy za każdym razem ją mierzyli i reagowali jak mamy temperaturę to byśmy parę razy częściej lądowali pod kołderką z paczką lekarstw. A tak – nic. I tak samo jest z nietestowaniem na skalę kontynentu. No nie mają tam kasy na testy, więc nie testują, nie trzymają reżimów więc się stadnie zakażają, budując szeroką odporność. Ale przede wszystkim nie podejmują „europejskich środków”. Tych wszystkich lockdownów (no, co prawda dużo przemysłu tam do zamknięcia nie ma), kwarantann i DDM.
Ale przede wszystkim nie dostają panicznego świra z przestawianiem swej i bez tego rachitycznej służby zdrowia na wyłącznie kowidowe koleiny. No bo popatrzmy na przykład RPA. Najbardziej rozwinięte państwo Afryki, które stać było, wzorem bogatszych, potestować wielu swoich obywateli. I wyniki były alarmistyczne. Każdy z nich dostał termometr i statystyki poszły w górę. A więc „europejska reakcja”, zmiana priorytetów służby zdrowia i… ponad 44 tysiące nadmiarowych niekowidowych zgonów. Czyli tyle samo ile na kowida. A biedniejsi nie testowali, bo nie mieli za co, w związku z tym nie panikowali, bo i zamknąć nie mieli czego, zaś DDM wyglądał tam jak na załączonym zdjęciu. I co? Mamy jakąś pandemię?
Po prostu wirus już się dawno rozniósł. Nie dość, że mierzymy go nadczułymi testami PCR, co już wytknęła producentom nasza kochana WHO (sami narzucili ŚWIATU ten standard, zrobili termometry, które były o rząd wielkości za czułe, a teraz wydają odwrotne rekomendacje – prognozuję najniższy krąg piekła), to mierzymy coraz gęściej i dowiadujemy się z panicznym niepokojem, że wirus atakuje w jakiś falach, choć epidemiologicznie wszystko się już wysypało w maju-czerwcu. Jak mówił Paweł Klimczewski – na drogi wyjechało w niedzielę dwa razy więcej niż w sobotę patroli, by łapać pijanych kierowców. Złapali dwa razy więcej kierowców pod gazem. Czy to oznacza, że z soboty na niedzielę dwa razy więcej Polaków się upiło i siadło za kierownik? Nie, po prostu mamy dwa razy gęstsze (a wg WHO 10 razy ZA gęste) sito. A pijanych kierowców nie jest dwa razy więcej więcej, tylko tylu złapaliśmy ich suszarką.
I jak już ich nałapiemy to zaczynamy reagować. Alarm. Media. Trzeba coś zrobić. Czemu rząd nic nie robi? Jak to nic nie robi? Proszę bardzo lockdown, staramy się. I wszyscy w maseczkach, nie widzicie, że wirus jest wszędzie a my solidarnie walczymy? I Afryka dobrze pokazuje tę spiralę obłędu. Nie zrobiła prawie nic, bo jest zbyt biedna. I co? I nic? Gdyby Afryka miała przed kowidem rozwiniętą gospodarkę to byłaby teraz nawet w lepszej sytuacji niż Chiny, bo te straciły pierwszy kwartał 2020, ale się podniosły. Ale dane epidemiologiczne i poziom śmiertelności Afryki pokazują, że wirus ma znacznie mniejszą śmiertelność, bo liczba zakażonych jest wielokrotnie zniżona, zaś nie podjęcie odruchowych działań typu lockdown i DDM nie przynosi większego negatywnego efektu.
Będziemy musieli jednak poczekać jak eksperci wyjaśnią ten fenomen na poziomie ponad miliarda ludzi. Szykują się przeciekawe erystyczne szpagaty i wciskanie dziecka w czarny brzuch. Dla niektórych obserwowanie takich akrobacji to niezła zabawa. Ja już się tym zaczynam powoli nudzić…
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Jeżeli przyjęlibyśmy tezę, że wirus jest bronią biologiczną, nie zjawiskiem naturalnym, to naturalnym byłoby, że jest „sfokusowany” na rasie białej (żeby to sprawdzić, trzeba by zobaczyć, jak działa na czarnoskórą część USA – ludzi bez żadnej domieszki „białej krwi” – są jeszcze tacy? A najlepiej na mieszkających/studiujących w USA Azjatów).
Poza tym wiek XXI może być wiekiem pandemii – z tego powodu, że trybem życia coraz bardziej oddalamy się od naturalnego – jemy konserwanty, oddychamy spalinami i wyziewamy fabryk, pijemy produkt wodopodobny (albo mleko uhate), jesteśmy otoczeni plastikami (widział ktoś drewnianą klawiaturę?), jesteśmy zatopieni w elektromagnetycznym smogu, żyjemy w nienaturalnie dużych skupiskach ludzkich etc. Odporność stadną, odporność naturalną tracimy od ładnych kilku pokoleń, nawet tego nie zauważając, jesteśmy coraz bardziej zdegenerowani. Afrykę te problemy dopiero ZACZYNAJĄ dotyczyć, w minimalnym stopniu, od jednego, dwu pokoleń.
Krótko mówiąc – trzeba by zrobić „rasistowskie” badania zależności odporności od rasy (tylko jak to zrobić skoro podobno WHO trzęsą Chińczycy), od tego od jak dawna dana populacja jest uprzemysłowiona, oraz od procenta ludzi żyjących na wsi (gdzie dodatkowo dystans społeczny jest zjawiskiem naturalnym, jak w Szwecji poza paroma wielkimi miastami; nie wiem jak to jest w Afryce poza RPA – ilu procentowo ludzi żyje w wioskach, a ilu w slumsach pod miastami).
No i wpływ klimatu na koniec – który zwiększa, a który zmniejsza zachorowalność?
załączam kilka „rasistowskich” tez: https://dziennikzarazy.pl/20-04-rasistowski-wirus/
Jeszcze z kwietnia
Dzień dobry i dziękuję Panie Jerzy za kolejny ciekawy wpis. Nie wiem czy Pan o tym pisał w przeszłości ale myślę, że warto tu poruszyć temat zależności między witaminą D a przebiegime choroby (jesli wystąpią objawy). Jak dotychczas pojawiło się już wiele materiałów na ten temat. Pierwszy z brzegu wyszukany w google też zawiera „porównanie rasowe”:
https://royalsocietypublishing.org/doi/10.1098/rsos.201912
Pan aJ. zwrócił też uwagę na ważną kwestię. Patrząc szerzej na całą sytuację po roku nasuwa się niepoprawna politycznie myśl, że być może Ci z nas, którzy nie mają na tyle szczęścia (genetycznego) aby ich ciała same mogły się obronić po prostu prędzej czy później i tak zostaną dopadnięci przez tak zaraźliwego bakcyla (jak to się w przyrodzie często dzieje…).
W swoich wpisach poruszał Pan już temat hydrocholorochininy jako leku wręcz odrzucanego przez mainstream. Polecam Pańskiej uwadze zgłębić temat ivermektyny, która okazuje się mieć wielokrotnie lepszą skuteczność w leczeniu COVID od tej ostatniej i jest jeszcze bardziej przemilczana. Tani i bezpieczny lek z wygasłym patentem … cóż. Bardzo ciekawie podsumowuje to wystąpienie Dr. Pierre Kory w amerykańskim senacie (wystąpienie zostało wykasowane z platformy youtube):
https://player.vimeo.com/video/490351508
Zamieszczam też link do niezależnej grupy lekarzy, częścią której jest Dr Kory, walczących o uznanie tego leku za oficjalną wytyczną FDA (agencja żywności i leków w USA):
https://covid19criticalcare.com/
Pozdrawiam
Dziękuję za ciekawe wątki, Zdrowia.
Te nadprogramowe śmierci są wg. mnie wynikiem miksu w postaci zamkniętej służby zdrowia (braku dostępu do lekarzy, diagnozowania chorób, wczesnego wykrywania) oraz powszechnej dezynfekcji, maseczek, rękawiczek, odkażania wszelkich powierzchni. Nasz układ odpornościowy został pozbawiony dostępu do wirusów, bakterii i wszelkiej mści drobnoustrojów. A to wszystko jest mu niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. W efekcie będzie dla nas groźne nawet przeziębienie. Wyginiemy jak Indianie.
Może tak być
Dla mnie właśnie to jest przerażające, że ludzie nie zdają sobie sprawy, iż musimy mieć ciągły kontakt z patogenami, żeby nas układ odpornościowy był sprawny i efektywny. To jest tak samo z formą fizyczną. Nie można leżeć na łóżku całymi dniami, bo jak tylko z niego wyjdziemy to natychmiast będziemy uszkodzeni. Przegięcie w drugą stronę, czyli całkowity brak higieny jest jak sport zawodowy – też przynosi opłakane skutki w dłuższym czasie.
W efekcie tej manii dezynfekcji ja musiałem się bardziej „zapuścić”, żeby trenować mój organizm przez cały czas. Wiecej macam klamek i innych takich rzeczy, trochę rzadziej myję ręce, dłużej noszę okrycia wierzchnie, intensyfikuję kontakt ze zwierzętami oraz jak tylko mogę staram się spotkać z tym co oferuje mi drugi człowiek.
Trudno sie nie zgodzić. Te kwarantanny to zbierają takie żniwo, że nikt tego nie policzy…