5.05. To już jest koniec – możemy iść?

3

5 maja, dzień 1159.

Wpis nr 1148

zakażeń/zgonów

251/2

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

No, jak nas zamykali ponad trzy lata temu na dwa tygodnie, to każdy sobie myślał, że jak będzie koniec tej pandemii to będzie święto. A tu dziś maoista z WHO ogłosił, że to koniec pandemii i nawet syreny nie zawyły. To dziwne, co oznacza, że, jak pisałem nikt nie chce świętować, bo jeszcze przyjdzie komuś do głowy ochota na podsumowania. A tu ochoty nie ma, choć chętka do domknięcia sprawy jest, ale dziwnie dzielona.

Whoowczyk powiedział, że „z nadzieją ogłasza” (co to za konstrukcja – nadzieją na co, że to prawda?) koniec pandemii, ale żeby czujności nie tracić, bo co trzy minuty kowid zabija i najgorsze co można zrobić, to powiedzieć ludziom, że zagrożenia nie ma. Ale panie Ghebrejesus, my jesteśmy o dwa lata do przodu, bo w kampanii na Dudę premier powiedział, że wirus jest w odwrocie, i zagrożenie mija, ale wirus wrócił zaraz po wyborach z odwrotu i odwrotnie zaatakował kolejnymi falami. Czyli władze uprawiają dualizm – z jednej strony ma to być koniec, ale nie taki, by zamykać ten rozdział jakimiś niebezpiecznymi bilansami. Czyli nic nie jest rozstrzygnięte i stoimy w gotowości – stand by’u.

No, szału nie ma. A miało być tak pięknie. To dziwne, bo człowiekowi się wydawało, że im dłużej toto dwutygodniowe będzie trwało, tym radość z końca mąk będzie większa, a tu naród nawet nie kwiknął. To ciekawy fenomen, który spróbujemy rozwikłać. Czemu się więc nie cieszą? Ano z czego, że coś się skończyło, skoro ci co kończą ostrzegają, że to nie koniec? Po drugie – co się cieszyć jak tyle strat dookoła? Po trzecie – społeczny bilans strat, tych co przeżyli, to zwątpienie we własną sprawczość i humorki nie mogą dopisywać, skoro człek się zorientował, że nic nie znaczy w obliczu omnipotencji władzy. A ta pozostała wybujała kowidowo na nowe czasy nie naruszona.

No, bo mamy też i aspekt nasz własny. Jak zwykle się wystawiliśmy na pośmiewisko. Ok, WHO, co to zaczęła, bo ogłosiła, że idzie, a teraz, że przeszło, robi to swoim rytmem, ale ogłasza na świat. A my to zrobimy dwa miesiące później. Czemu? Czyżby wirus tu szalał, bardziej niż gdzie indziej? Figę! Przecież sam minister Niedzielski mówił, że w 2023 roku trzymał falę obostrzeń nie z powodu  koronawirusa, tylko (sfałszowanego) wysypu grypy. A widział kto kiedy stan pandemii ogłoszony z powodu grypy w Polsce? No nie, ale jak widać – wedle mojej tezy – władzuchnie spodobała się nadzwyczajność swoich kompetencji pandemicznych i ten stan będzie przedłużała ile się da, nawet podstawiając inne patogeny, skoro korona już nie dowozi.

Co się ma stać przez te dwa miesiące, kiedy świat już odjedzie, a my tu będziemy kowidzić? No, właściwie nie wiadomo. Niedzielski obiecał ósmą zdaje się falę na lato, a tu WHO przyszło i wszystko popsuło. To fala czego będzie na wakacje? Czegoś co już nie jest pandemią? No, to albo-albo. Albo kolejna fala pandemii, albo nie ma pandemii. Proszę się zdecydować, czy to może będzie kolejna polska kowidowa specyfika? A co z kolejnymi szczepionkami? Jak pisałem wcześniej Ursula kupuje już dawkę ósmą, my dopiero na piątej jesteśmy. To jak to będzie? Aha – wytłumaczą nam może, że pandemia pandemią, nawet jak nie ma pandemii grypy to i tak szczepionki są i czekają, a więc tak może być i z koronawirusem. Ale to zakłada dobrowolność szczepień i wynikający z tego koniec prób szczepionkowego paszportowania, bo jak uzasadnić takie cuda, skoro pandemii nie ma?

I jak widać my tu sobie będziemy jeszcze po słowiańsku swoje odczekiwać, a reszta świata odjedzie. Ja już prorokowałem, że całe halo z odogłoszeniem pandemii u nas się skończy na żałosnym zniesieniu maseczek w aptekach, ale utrzymaniu ich w przychodniach i szpitalach. To taka pozostałość walki o pierdoły, w dodatku nieuzasadniona. To emulacja fałszywego konfliktu, po to by się nie zajmować bilansem, a brak jej uzasadnienia jest oczywisty – po kiego maseczki w szpitalach (pomijając, że tego nikt nie przestrzega), skoro mają bronić przed czymś, co właśnie ogłoszono, że odeszło? Wiem – w przychodniach grupki pacjentów stacjonarnych dopilnują przestrzegania przepisu, bo przecież zabijemy babcie-dziadków parszywym oddechem.

Może rzeczywiście, to będzie jedyny trwały efekt działania pandemii. Maseczki jako wielofunkcyjna maszynka kowidowa. Po pierwsze znak widomy, że coś się czai, po drugie – znak przynależności do którejś z grup, jakie stworzył, a właściwie wydzielił czy podzielił, sterowany kowid.

No właśnie – miało być narodowe święto, a skończyło się na żenujących detalach. Naród niczego nie świętuje, a znaki na ziemi i na niebie wyraźnie wskazują, że dziś nie ogłoszono wcale pokoju wieczystego z wszelkimi gwarancjami bezpieczeństwa, przeciwnie – to co najwyżej rozejm, po to by strony się rozeszły do siebie, kumulując siły na pewną dogrywkę. To tylko przerwa w zmaganiach i biada temu, kto tę pieredyszkę weźmie za koniec zabawy. Już taki jeden był, co to ogłaszał koniec historii. Pamiętajmy, że licho, a tym bardziej sanitarystyczny globalizm – nie śpią. Z byle kim.        

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

3 thoughts on “5.05. To już jest koniec – możemy iść?

  1. Dobry tekst. Ale, co tu świętować. Dowiedzieliśmy się, że nic nie znaczymy. Że w razie czego zrobią nam, co zechcą. Duża część się mocno umoczyła, i tych funkcyjnych, i zwykłych ludzi, którzy agresywnie zachowywali się względem innych, a teraz przecież przyznać sie nie mogą, zresztą, nie sobie wsadzą to przyznanie.

    Więc zawodnik został pobity, sfaulowany i leży. Z czego ma się cieszyć? Chce zapomnieć, choć na chwilę, bo zaraz mu zakażą jeść mięsa, wprowadzą czujnik temperatury do domu i w ogóle go zamkną. I on już wie, że nikt nie stanie w jego obronie. Tak jak on, nie stanie w czyjejś, bo nie na tym polega życie w masie, zwanej mylnie społeczeństwem.

    Nie świętujemy, bośmy nic nie wywalczyli. Bo pokazali nam, że mogą wszystko. Bo zawaleniu uległy fantazmaty o narodzie, ludziach, demokracji, przedstawicielach, służbie zdrowia itd. W zasadzie wstyd. To pewnie odczucie większości, która dała się wciągnąć albo ogłupić. I może lęk. Wywodzący się z wiedzy, że następnym razem może być gorzej.

    Coś się kończy. Coś się zaczyna. Takie osoby jak Autor tego bloga to ten początek. Niepokorni. Idący pod prąd. Ich droga narodziła się w tej plandemii. Będzie jest sporo starć i walk, bo ich głód jest wieczny. Przed nami niezła jazda albo przygoda.

  2. I bardzo dobrze się stalo, że wreszcie zdaliśmy sobie, my, Lud, sprawę, że jesteśmy niczym.
    Bo wreszcie stanęliśmy w pełni w prawdzie, bez żadnych złudzeń!
    Wcześniej bowiem byliśmy jako ci alkoholicy nietrzeźwiejący: jak to? My – niczym? Ależ skąd!
    A teraz już wiemy, a przynajmniej znaczna część z nas, ta co bardziej sprawcza wie , gdzie to dno, od którego trzeba się odbić, by przetrwać. I w warunkach covidianizmu, i w warunkach klimatyzmu, i w warunkach każdego innego -izmu.
    Dlatego nasi okupanci , ci co bardziej trzeźwi, też nie mają powodów do radości.
    Bo znów nabrała tu i ówdzie wagi ta prosta strofa , o której – wbite w pychę bankstersko-globalistyczne towarzycho, udające patriotów i szczerych demokratów, a de facto nieustająco szczujące nas i nękające rozmaitymi -izmami za pośrednictwem swoich „lodołamaczy”, czyli lewaków na smyczy, zapomniało w swej pysze:
    – Dziś niczym, jutro wszystkim my!
    Tak, dopiero teraz w bólu i trudzie, będzie można zacząć tu i ówdzie, bynajmniej nie za dwie krople krwi, budować normalniejszy świat i rzeczywistą wolność i suwerenność: kiedy przestało się masowo stawiać zamki (demokracji i niepodległości, a ZWŁASZCZA własnych życiowych planów, na piasku fałszywych , masowo propagandowo pompowanych (i to od dekad ) wyobrażeń !

  3. Ja, po kres swych dni (czyli ju niedługo) będę świętował uroczyście kwietniową rocznicę zamknięcia lasów.
    Podobnie jak w Jugosławii – nie świętują tam rocznicy zakończenia wojny ale naloty NATO na Sarajewo…”smutek i nostalgia…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *