5.05. To już jest koniec – możemy iść?
![](https://dziennikzarazy.pl/wp-content/uploads/2023/05/koniec-okl-725x1024.jpg)
5 maja, dzień 1159.
Wpis nr 1148
zakażeń/zgonów
251/2
Zapraszam do wsparcia mego bloga
![](https://dziennikzarazy.pl/wp-content/uploads/2023/03/zrzutka-button-to.png)
Wersja audio
![](https://dziennikzarazy.pl/wp-content/uploads/2023/03/podcast.png)
No, jak nas zamykali ponad trzy lata temu na dwa tygodnie, to każdy sobie myślał, że jak będzie koniec tej pandemii to będzie święto. A tu dziś maoista z WHO ogłosił, że to koniec pandemii i nawet syreny nie zawyły. To dziwne, co oznacza, że, jak pisałem nikt nie chce świętować, bo jeszcze przyjdzie komuś do głowy ochota na podsumowania. A tu ochoty nie ma, choć chętka do domknięcia sprawy jest, ale dziwnie dzielona.
Whoowczyk powiedział, że „z nadzieją ogłasza” (co to za konstrukcja – nadzieją na co, że to prawda?) koniec pandemii, ale żeby czujności nie tracić, bo co trzy minuty kowid zabija i najgorsze co można zrobić, to powiedzieć ludziom, że zagrożenia nie ma. Ale panie Ghebrejesus, my jesteśmy o dwa lata do przodu, bo w kampanii na Dudę premier powiedział, że wirus jest w odwrocie, i zagrożenie mija, ale wirus wrócił zaraz po wyborach z odwrotu i odwrotnie zaatakował kolejnymi falami. Czyli władze uprawiają dualizm – z jednej strony ma to być koniec, ale nie taki, by zamykać ten rozdział jakimiś niebezpiecznymi bilansami. Czyli nic nie jest rozstrzygnięte i stoimy w gotowości – stand by’u.
No, szału nie ma. A miało być tak pięknie. To dziwne, bo człowiekowi się wydawało, że im dłużej toto dwutygodniowe będzie trwało, tym radość z końca mąk będzie większa, a tu naród nawet nie kwiknął. To ciekawy fenomen, który spróbujemy rozwikłać. Czemu się więc nie cieszą? Ano z czego, że coś się skończyło, skoro ci co kończą ostrzegają, że to nie koniec? Po drugie – co się cieszyć jak tyle strat dookoła? Po trzecie – społeczny bilans strat, tych co przeżyli, to zwątpienie we własną sprawczość i humorki nie mogą dopisywać, skoro człek się zorientował, że nic nie znaczy w obliczu omnipotencji władzy. A ta pozostała wybujała kowidowo na nowe czasy nie naruszona.
No, bo mamy też i aspekt nasz własny. Jak zwykle się wystawiliśmy na pośmiewisko. Ok, WHO, co to zaczęła, bo ogłosiła, że idzie, a teraz, że przeszło, robi to swoim rytmem, ale ogłasza na świat. A my to zrobimy dwa miesiące później. Czemu? Czyżby wirus tu szalał, bardziej niż gdzie indziej? Figę! Przecież sam minister Niedzielski mówił, że w 2023 roku trzymał falę obostrzeń nie z powodu koronawirusa, tylko (sfałszowanego) wysypu grypy. A widział kto kiedy stan pandemii ogłoszony z powodu grypy w Polsce? No nie, ale jak widać – wedle mojej tezy – władzuchnie spodobała się nadzwyczajność swoich kompetencji pandemicznych i ten stan będzie przedłużała ile się da, nawet podstawiając inne patogeny, skoro korona już nie dowozi.
Co się ma stać przez te dwa miesiące, kiedy świat już odjedzie, a my tu będziemy kowidzić? No, właściwie nie wiadomo. Niedzielski obiecał ósmą zdaje się falę na lato, a tu WHO przyszło i wszystko popsuło. To fala czego będzie na wakacje? Czegoś co już nie jest pandemią? No, to albo-albo. Albo kolejna fala pandemii, albo nie ma pandemii. Proszę się zdecydować, czy to może będzie kolejna polska kowidowa specyfika? A co z kolejnymi szczepionkami? Jak pisałem wcześniej Ursula kupuje już dawkę ósmą, my dopiero na piątej jesteśmy. To jak to będzie? Aha – wytłumaczą nam może, że pandemia pandemią, nawet jak nie ma pandemii grypy to i tak szczepionki są i czekają, a więc tak może być i z koronawirusem. Ale to zakłada dobrowolność szczepień i wynikający z tego koniec prób szczepionkowego paszportowania, bo jak uzasadnić takie cuda, skoro pandemii nie ma?
I jak widać my tu sobie będziemy jeszcze po słowiańsku swoje odczekiwać, a reszta świata odjedzie. Ja już prorokowałem, że całe halo z odogłoszeniem pandemii u nas się skończy na żałosnym zniesieniu maseczek w aptekach, ale utrzymaniu ich w przychodniach i szpitalach. To taka pozostałość walki o pierdoły, w dodatku nieuzasadniona. To emulacja fałszywego konfliktu, po to by się nie zajmować bilansem, a brak jej uzasadnienia jest oczywisty – po kiego maseczki w szpitalach (pomijając, że tego nikt nie przestrzega), skoro mają bronić przed czymś, co właśnie ogłoszono, że odeszło? Wiem – w przychodniach grupki pacjentów stacjonarnych dopilnują przestrzegania przepisu, bo przecież zabijemy babcie-dziadków parszywym oddechem.
Może rzeczywiście, to będzie jedyny trwały efekt działania pandemii. Maseczki jako wielofunkcyjna maszynka kowidowa. Po pierwsze znak widomy, że coś się czai, po drugie – znak przynależności do którejś z grup, jakie stworzył, a właściwie wydzielił czy podzielił, sterowany kowid.
No właśnie – miało być narodowe święto, a skończyło się na żenujących detalach. Naród niczego nie świętuje, a znaki na ziemi i na niebie wyraźnie wskazują, że dziś nie ogłoszono wcale pokoju wieczystego z wszelkimi gwarancjami bezpieczeństwa, przeciwnie – to co najwyżej rozejm, po to by strony się rozeszły do siebie, kumulując siły na pewną dogrywkę. To tylko przerwa w zmaganiach i biada temu, kto tę pieredyszkę weźmie za koniec zabawy. Już taki jeden był, co to ogłaszał koniec historii. Pamiętajmy, że licho, a tym bardziej sanitarystyczny globalizm – nie śpią. Z byle kim.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Dobry tekst. Ale, co tu świętować. Dowiedzieliśmy się, że nic nie znaczymy. Że w razie czego zrobią nam, co zechcą. Duża część się mocno umoczyła, i tych funkcyjnych, i zwykłych ludzi, którzy agresywnie zachowywali się względem innych, a teraz przecież przyznać sie nie mogą, zresztą, nie sobie wsadzą to przyznanie.
Więc zawodnik został pobity, sfaulowany i leży. Z czego ma się cieszyć? Chce zapomnieć, choć na chwilę, bo zaraz mu zakażą jeść mięsa, wprowadzą czujnik temperatury do domu i w ogóle go zamkną. I on już wie, że nikt nie stanie w jego obronie. Tak jak on, nie stanie w czyjejś, bo nie na tym polega życie w masie, zwanej mylnie społeczeństwem.
Nie świętujemy, bośmy nic nie wywalczyli. Bo pokazali nam, że mogą wszystko. Bo zawaleniu uległy fantazmaty o narodzie, ludziach, demokracji, przedstawicielach, służbie zdrowia itd. W zasadzie wstyd. To pewnie odczucie większości, która dała się wciągnąć albo ogłupić. I może lęk. Wywodzący się z wiedzy, że następnym razem może być gorzej.
Coś się kończy. Coś się zaczyna. Takie osoby jak Autor tego bloga to ten początek. Niepokorni. Idący pod prąd. Ich droga narodziła się w tej plandemii. Będzie jest sporo starć i walk, bo ich głód jest wieczny. Przed nami niezła jazda albo przygoda.
I bardzo dobrze się stalo, że wreszcie zdaliśmy sobie, my, Lud, sprawę, że jesteśmy niczym.
Bo wreszcie stanęliśmy w pełni w prawdzie, bez żadnych złudzeń!
Wcześniej bowiem byliśmy jako ci alkoholicy nietrzeźwiejący: jak to? My – niczym? Ależ skąd!
A teraz już wiemy, a przynajmniej znaczna część z nas, ta co bardziej sprawcza wie , gdzie to dno, od którego trzeba się odbić, by przetrwać. I w warunkach covidianizmu, i w warunkach klimatyzmu, i w warunkach każdego innego -izmu.
Dlatego nasi okupanci , ci co bardziej trzeźwi, też nie mają powodów do radości.
Bo znów nabrała tu i ówdzie wagi ta prosta strofa , o której – wbite w pychę bankstersko-globalistyczne towarzycho, udające patriotów i szczerych demokratów, a de facto nieustająco szczujące nas i nękające rozmaitymi -izmami za pośrednictwem swoich „lodołamaczy”, czyli lewaków na smyczy, zapomniało w swej pysze:
– Dziś niczym, jutro wszystkim my!
Tak, dopiero teraz w bólu i trudzie, będzie można zacząć tu i ówdzie, bynajmniej nie za dwie krople krwi, budować normalniejszy świat i rzeczywistą wolność i suwerenność: kiedy przestało się masowo stawiać zamki (demokracji i niepodległości, a ZWŁASZCZA własnych życiowych planów, na piasku fałszywych , masowo propagandowo pompowanych (i to od dekad ) wyobrażeń !
Ja, po kres swych dni (czyli ju niedługo) będę świętował uroczyście kwietniową rocznicę zamknięcia lasów.
Podobnie jak w Jugosławii – nie świętują tam rocznicy zakończenia wojny ale naloty NATO na Sarajewo…”smutek i nostalgia…”