5.12. Cenzury, manify i ludzkie skrzela.

0
kowidki

5 grudnia, dzień 278.

Wpis nr 267

zakażeń/zgonów/ozdrowień

1.054.273/19.067/687.910

W podsumowaniu tygodnia na weekend zaczniemy od cenzury. Zaczyna się ciekawie. W sieci Starbucks zwolniono panią od kawy, bo nie chciała założyć koszulki z symbolami obrony praw LGBT. Coraz częściej włączanie się do protestów kobiety czy to w obronie LGBT jest częścią polityki (marketingowej?) firm. Mamy „społeczne zaangażowanie” biznesu skupione wokół ideologicznych haseł. Kiedyś to nie służyło biznesowi. Widocznie wiedzą coś więcej, skoro to robią. Ale odebranie członkostwa dziewczynie przez klub fitness z powodu jej krytycznego wpisu na social mediach co do strajku kobiet to już chyba gruba przesada. Rozumiem, że można męczyć tak pracowników w czasach „rynku pracodawcy”, ale klubowiczkę, czyli naszego pracodawcę? Biznesowo dziwne, acz symptomatyczne.

W USA precedens. Amerykanka dziennikarka, pani Owens, która wpisała na swoim profilu oczywistą oczywistość, że Biden nie jest jeszcze formalnie prezydentem została zbanowana za sianie kłamstw. Kobieta się zawzięła i poszła do sądu, który – w niepojętym dla Polski szybkim trybie – zdecydował, że pani napisała prawdę, ujawnił kto ją zbanował w social mediach i kazał podmiotowi obsługującemu fejska odszczekać swoją ofensywę tropienia kłamstw i przeprosić. Ale za to mój ulubiony psycholog, Jordan Peterson, ma kłopoty. Chciał wydać swoją drugą edycję genialnej książki formacyjnej pt. „12 życiowych zasad”, ale okazało się, że zaprotestowali przeciwko temu… pracownicy wydawnictwa. Właściwie ich zarzuty nie dotyczą meritum książki (przypomina mi to protesty przeciwko książce Pasternaka „Doktor Żywago” wyrażane przez lud rosyjski, który był przeciw książce, której nie czytał), ale tego, że tezy Petersona są popularne w środowiskach prawicowych. Tyle wystarczy do zrobienia fermentu w firmie, która może nie wydać kolejnego milionowego bestselleru Petersona, bo jej pracownikom się nie podoba to kto go czyta.

Odbyła się krótka wojna na interesujący, ale już w ramach tej wojny, zepsuty już temat. Była ci inicjatywa PWN, które wybierało „młodzieżowe słowo roku”. Fajne to było, bo pokazywało w którą stronę rozwija się język jako żyjąca struktura. Ideał profesora Miodka. Byli wybierani zwycięzcy co roku, którzy również odzwierciedlali nie tylko rozwój języka, ale najbardziej aktualne trendy polityczne, inkorporowane do języka młodzieży. W tym roku w ramach plebiscytu wygrała „Julka”, jako uosobienie nielotności umysłowych deklaracji protestujących kobiet-piorunków. Niestety PWN w ramach poprawności politycznej anulował wyniki plebiscytu jako zbyt dyskryminujące i zideologizowane. Wypada przypomnieć, że poprzedni zwycięzca – czasownik „odjaniepawlać” – okazało się, że takich wad nie posiadał. Wypada więc PWN-owi przypomnieć, że w poprzednich edycjach wygrał także „dzban”.

Przyszła do nas moda z Francji. Jak zwykle spóźniona o lata. Lewica polska powróciła do kwestii gwałtu, jego definicji, która od razu wpłynęła na kwestie relacji damsko-męskich. No bo „stanął problem” jak w relacjach seksualnych odróżnić seks wymuszony od chcianego. Sprawa zaczyna się formalizować, gdyż obie strony (czy ile ich tam teraz jest) w ramach ewentualnego bezpieczeństwa procesowego podniosły kwestię formalizacji zgody. To już we Francji zabiło wszelką spontaniczność relacji, nad czym ubolewały panie Brigitte Bardot i Catherine Deneuve. Ale od czego mamy rozwój środków komunikacji i nowcyh technologii w służbie rozwiązywania problemów człowieka? ? W internecie oferty notariuszy, którzy za pomocą smsa (może beka, a może nie) wygenerują ważną zgodę na obcowanie. Jest ratunek, choć wciąż może to być żenujące. Przynajmniej dla starszego pokolenia.

Pracownica poznańskiego ratusza w ramach kontynuacji oczywistego protestu obrzuciła kościół jajkami. I oczywiście zrobiła z tego aktu filmik, który zamieściła w internecie. Teraz się dziwi, dlaczego miałoby to być niestosowne, bo się zainteresowała prokuratura. Bezpartyjny prezydent Poznania musi się z tym jakoś przemęczyć, nabywając w praktyce mądrości, która mówi, że nadgorliwość bywa czasami gorsza od faszyzmu.

Ogólnopolski Strajk Kobiet coraz to wydaje z siebie pomysły na urządzenie świata. Powoli wygląda to na świadome poszerzanie sobie (przyszłego?) elektoratu. Schylono się po młodzież, której chce się zagwarantować reguły egzaminu maturalnego, które – z i tak symbolicznego poziomu zaawansowania – czynią z tego egzaminu puste teatrum. Tematy mają mieć ograniczony i wiadomy dla maturzysty zakres. Również na ustnej maturze. Czyli egzaminowany ma znać tematy zawczasu, obryć się z nich, najlepiej w internecie, pójść i zdać. Potem takie cudeńka lądują na uczelniach, które wydalają z siebie pospolity produkt III RP – ludzi wykształconych ponad swoją inteligencję.

We Włoszech facet pokłócił się z żoną i żeby „rozchodzić” problem postanowił się przejść. Wyszło mu ponad 450 km spaceru. Jak ja go rozumiem. A kondycji zazdroszczę. Kolejna ofiara poznania swoich bliskich w reżymie kwarantanny?

Kolejne dowody na elastyczność polskiego biznesu w obliczu skaczącego (bo już nie pełzającego) lockdownu. Właściciel zamkniętego przez kowid hotelu przy wyciągach narciarskich „przebranżowił” swoją usługę. Teraz nie wynajmuje już pokoi hotelowych, ale… schowki na narty. To znaczy klient „parkuje” w normalnym (byłym) pokoju hotelowym swoje narty i nikt mu (przynajmniej prawo) nie zabrania posiedzieć (i pospać) wraz ze swoimi nartami. To działa jak systemy rakietowe w nowoczesnych armiach. Oni nam rakietę – my im antyrakietę. Akurat w tej dyscyplinie Polacy nie mają sobie równych na świecie. Nie zadzierałbym.

I jak tu nie kochać interenetów? W social mediach informacja o szczepionkach tłumacząca dlaczego będą dwie szczepionki w serii. Pierwsza ma być podobno w ramię, ale druga już w kopyto albo tuż za skrzelami…

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *