4.12. Maseczki forever?

9
maseczki tytuł

4 grudnia, dzień 277.

Wpis nr 266

zakażeń/zgonów/ozdrowień

1.041.846/19.359/666.413

Ja wiem, że to już mdła nuda z tymi maseczkami. Spekulowałem o tym od początku, najpierw jako poprawny mainstreamowiec, bo wierzyłem autorytetom. Choć fikołek, którego dokonali profesorowie Szumowski i Gut, co to najpierw maseczki wyśmiewali, a potem stanęli w awangardzie kagańcowania, trochę mną zachwiał. Zacząłem od relatywizowania sprawy – moda maseczkowa – aż wziąłem się za nią ostatnio na poważnie.

O co chodzi? Ano o nasz pierwszy, widoczny znak pandemii. Na ulicy, w telewizji wszyscy w maskach, znak, że wirus jest wśród nas. W dodatku mój nowy ulubieniec, minister Niedzielski (idąc chyba za szefem WHO) zapowiedział, że nawet po pandemii zostaniemy wszyscy w maseczkach. Ten „trynd” doczekał się chwili, po której naród dowiedział się, że w pracy ma mieć maseczkę, chyba, że siedzi sam w pomieszczeniu. Maseczki ugruntowały się jako nieodłączny element triady DDM, gdzie „M” to właśnie maseczkowanie.

Chodzi o to, że – przypomnę dla tych, którzy uważają maseczki już za normalny i codzienny element wystroju fizis – maseczki mają zatrzymywać transmisję wirusa. Króluje obrazek:

Jest to wszędzie. Na fejsie, u nadgorliwych propagatorów społecznej odpowiedzialności, w bankach i na witrynach sklepów. Postanowiłem sprawdzić naukowe podstawy tej grafiki, ale o tym ciut niżej. Zacznijmy od sprawy ogólnej. Maseczkowanie jest już przeniesione na społeczny obyczaj, zaś wątpiący w zbawczą rolę takowej lądują na egoistycznym pałaskoziemiu. Egoistycznym, bo mamy przekaz taki oto – ok, możesz się chcieć sam zabić nie nosząc maseczki, ale twój straceńczy egoizm może zbić innych (vide grafika). Jakimż to sposobem? I tu trafiamy na hit, który tłumaczy potrzebę maseczkowania.

By to wytłumaczyć trzeba wrócić do dwójki Szumowski-Gut. Oni wyśmiewali na początku maseczkowanie uważając, że powinno ono dotyczyć wyłącznie trzech przypadków: chirurga, aby nie zanieczyścił pola operacyjnego; kontaktującego się pracownika służby zdrowia z ciężko chorymi zakaźnymi i w końcu – w przypadku osoby, u której występują objawy. Fakt nakazu maseczkowania wszystkich był oparty na przyjętym założeniu – novum epidemiologicznym – że bezobjawowy koronanosiciel może zakażać. A że każdy z nas może być bezobjawowym nosicielem, to wszyscy w maseczki. Logiczne? Teoretycznie tak.

Ale okazało się, że w Chinach przebadano 9.899.828 osób z Wuhan (mają rozmach s…) i wyszło, że bezobjawowi nie zakażają. Badanie rozpoczęto 14 maja i ukończono 14 lipca. No ja rozumiem, że ktoś tam sobie wykoncypował, że bezobjawowi zakażają (nazwiska, nazwiska prosimy), ale jak już wiemy od lipca, i to na takiej próbie, że nie, to po kiego te maseczki, w dodatku w zaostrzającej się formie.

A przecież przeprowadzono badania w instytucie w Danii. Też ciekawe. Wzięto dwie grupy – zdeklarowanych maseczkowców i zdeklarowanych niemaseczkowców. Po 3 tysiące każda. Zbadano na niemanie wirusa, po czym dano prawie mieciąc czasu na przebywanie w swym ulubionym stanie. Po miesiącu wykruszyło się po 500 sztuk z każdej grupy (nie zmarli na kowida, tylko zmienili zdanie co do noszenia/nienoszenia maseczek) i wyszło, że tych z maseczkami zachorowało na koronę 1,8%, zaś tych bez – 2,1%. I wielkość, i różnica – niewielka. Pojawiły się też symulacje z Norwegii, że aby uchronić przed transmisją wirusa na jednego niewinnego, 200.000 osób musiałoby przez tydzień nosić maseczki.

Kiedy wygłupiałem się z relacjami z przeglądu mody maseczkowej pokazałem na końcu taką grafikę:

Wychodzi z niej, że wirus jest tak mały, że żadna maseczka go nie zatrzyma. Ale okazało się, że to częściowy fake, bo wirus przenosi się drogą kropelkową, zaś jak już „siedzi” na o wiele większej od siebie kropelce, to maseczka go wyłapie w tym tandemie. Ale to oznacza, że oddechowo, czyli maseczkowo, nie ma innej transmisji niż kropelkowa. I tu duet Szumowski-Gut ma (miał?) rację.

Po co więc maseczki jak nie masz objawów, nie kaszlesz, nie kichasz i nie… śpiewasz w tramwaju? Bo tak, oprócz pocałunku – ale my tu o tramwajach a nie o harcach – roznosi się kropelkowo wirus. Po co bezobjawowi mają nosić? Nawet gdyby zakażali – a nie zakażają, jak widać wyżej po badaniach w Wuhan– to ich koronawirusowego, niekropelkowego oddechu i tak nie powstrzymałaby maseczka.

Mnie to już nudzi. Znam to na pamięć. A co niby ma mi szkodzić, że sobie pochodzę w maseczce? Sobie nie zaszkodzę (czyżby?), a innego mogę ocalić (czyżby?). Ludzie się przyzwyczaili – w parku, w lesie co dziesiąty w maseczce zażywa… świeżego dwutlenku węgla (własnego), zamiast nabrać odporności. Co piąty na rowerze, co piąty „biegacz dla zdrowotności”, co dwudziesty kierowca, solo w samochodzie. Ludzie się przyzwyczają do wszystkiego. Szkoda, jak mówił jeden z wydawców, że nie ma informacji, iż wirus działa na wysokości od metra wzwyż. Zobaczylibyśmy wtedy ilu z nas chodziłoby na czworakach.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

9 thoughts on “4.12. Maseczki forever?

  1. Niestety nie proszę szanownego Pana . Od prawie miesiąca badam zjawisko dobrowolnego przecież ” omordowania ” w Parku Szczęśliwickim w Warszawie. Oto wyniki ( próba 100 przypadkowych dorosłych osób , w tym rowerzyści i biegacze. Każdorazowo w niedzielę. ) : 29.11 – 52% ( w maskach ), 22.11 – 48% , 15.11 – 88% ( tak , tak ! ) , 08.11 – 76% . Wygląda na to , że co najmniej około połowa mieszkańców pięknej dzielnicy Ochota z ochotą poleci się szczepić .

  2. Wnioski, że bezobjawowi nie zakażają, są dość odważne, zwłaszcza na podstawie wspomnianych danych z Chin, opublikowanych w magazynie Nature. Nie winię o to autora bloga, bo zasugerował się tekstem z portalu nwk24.pl. Ale:
    1. Jeśli przyjrzymy się danym w tym artykule, wynika, że bezobjawowców wśród 9 899 828 osób było jedynie… 300. Czy nie kłóci się to nieco z tym co słyszymy wszem i wobec: ponad 80% (Nature w innym artykule mówi o 17%) zakażonych covidem przechodzi go bezobjawowo. 300 z 9 899 828 to jest… 0,003%, czyli 3 promile. Promile nie procenty.
    2. Bliski kontakt z chorymi bezobjawowo miało… 1174 osób. No, tu już lepiej, bo to aż… 1,174%!
    Biorąc pod uwagę dwie powyższe liczby, nasuwają się pytania: kogo oni przebadali? Zdrowych ludzi? Po co? Po lekturze tych danych wyłania się odpowiedź: większoć mieszkańców Wuhan jest zdrowa, a ci nieliczni, którzy o chorobę się otarli, stanowią tak małą grupę, że można ich uznać za błąd statystyczny. Nich żyje przewodniczący Xi Jin Ping i jego światłe przywództwo!
    Nierzetelny jest tekst z nwk24.pl, zwłaszcza zdanie :”Eksperci i wirusolodzy do tej pory uważali, że bezobjawowi również zakażają. Badanie z Wuhan może zmusić naukowców do ponownego przeanalizowania tego poglądu.”. Nigdzie w artykule z Narure taki wniosek nie pada (https://www.nature.com/articles/s41467-020-19802-w). Jest tylko zdanie: „All close contacts of the asymptomatic positive cases tested negative, indicating that the asymptomatic positive cases detected in this study were unlikely to be infectious.”, czyli „wszystkie osoby, które miały kontakt z bezobjawowcami, miały wynik negatywny, co oznacza, że bezobjawowcy z TEGO BADANIA raczej (unlikely) nie zarażali.”
    Podsumowując:
    – liczby z tego badania, mimo imponującego wstępu, są zbyt małe by wyciągać jakiekolwiek wnioski. Ale już same te liczby powinny zapalić autorowi bloga lampkę ostrzegawczą. Tylko 1000 osób na 10 milionów miało kontakt z bezobjawowcami? I na tej podstawie kategorycznie twierdzimy, że bezobjawowcy nie zarażają? Serio?
    – w tym samym magazynie Nature (choć nwk24 już tego akurat nie cytuje) jest artykuł zatytułowany „What the data say about asymptomatic COVID infections”, czyli „Co mówią dane na temat bezobjawowych infekcji covid” (https://www.nature.com/articles/d41586-020-03141-3) . A w podtytule stoi „People without symptoms can pass on the virus, but estimating their contribution to outbreaks is challenging. „, czyli „Ludzie bez symptomów mogą transmitować wirusa, ale oszacowanie ich udziału w epidemii jest trudne”. W drugim akapicie czytamy: „Now, evidence suggests that about one in five infected people will experience no symptoms, and they will transmit the virus to significantly fewer people than someone with symptoms.” – „Obecnie dowody wskazują, że jedna z pięciu zainfekowanych osób nie ma objawów, i zarazi ona znacznie mniej ludzi, niż ktoś z objawami”. Czyli, jednak, bezobjawowi zarażają.
    Oba artykuły są z tego samego czasopisma. Skoro ten cytowany (koślawo) przez nwk24 jest w porządku, to ten drugi chyba też? A co do „nazwiska, nazwiska prosimy”, to właśnie w tym drugim artykule, można je znaleźć, zwłaszcza w drugim odnośniku pod tekstem (https://www.medrxiv.org/content/10.1101/2020.11.04.20225573v1). Oto nazwiska (jest ich trochę): Qifang Bi, Justin Lessler, Isabella Eckerle, Stephen A Lauer, Laurent Kaiser, Nicolas Vuilleumier, Derek AT Cummings, Antoine Flahault, Dusan Petrovic, Idris Guessous, Silvia Stringhini, Andrew S. Azman. Twierdzą oni: „Asymptomatic infections are far less likely to transmit than symptomatic ones but do cause infections.” – „Infekcje bezobjawowe w znacznie mniejszym stopniu transmituą wirusa niż objawowe, ale na pewno powodują (do cause) infekcje.”
    Oczywiście, wszystko to może jest ściemą, ale jeśli chcemy podlać nasze twierdzenie naukowym sosem, bądźmy konsekwentni – albo robimy to rzetelnie, albo wcale.
    Co do maseczek – jest to akurat najmniej inwazyjny i najmniej kosztowny aspekt całego zamieszania. Nacje dalekowschodnie (duże zagęszczenie ludności, duża szansa na masowe zakażenie) od lat noszą maseczki w sezonie zimowym. Jest to normalny widok na ulicy w Japonii, Hong Kongu czy Tajwanie. Oni zakładają je sami, bez niczyjego polecenia, gdy są chorzy (albo kiedy im się tylko wydaje). Jest przecież przysłowie, „kto się raz oparzy…”, i nie uważamy, że dmuchanie na zimne jest absurdalnym zachowaniem. Może, w ostatecznym rozrachunku, niepotrzebnym (ale tego, robiąc to, jeszcze nie wiemy), ale nie absurdalnym. Nawet, jeśli maseczki zapobiegną tylko kilku procentom zakażeń, już się opłaca.

    1. No wedle tabel ze statystykami Chińczycy mają już dawno szczepionkę (promilowa transmisja) i lekarstwo na kowida (praktycznie śladowe zgony). Może Pan wyciągnie z tego jakies wnioski?

      1. Chiny już w marcu ogłosiły, że uporają się z epidemią do końca kwietnia. Słowa dotrzymali (tak twierdzą). Cóż… Zuchy, żeby nie powiedzieć, maładcy! Dane z Chin, którymi ten kraj dzieli się ze światem, warte są mniej niż papier, na którym się je drukuje. Aż mnie korci, żeby odpowiedzieć na Pana pytanie, ale, że to wywód ocean, skrócę go do najprostszego „cui bono?”. Chiny na pewno.

  3. Robi się Pan ostatnio mało oryginalny. A że propaguję Pańskie teksty na prawo na lewo to będę musiał się przed ludźmi ukrywać ( i w tym celu nosić maseczkę). Można by jeszcze twórczo omówić ilość wielorybów które zadławiły się bezmiarem jednorazowych maseczek, lub zadumać nad niestrawnością u białego misia, który zeżarł eskimosa wraz z ową maseczką. A najlepiej proszę dalej omawiać sytuację w polskim kotle który pandemia doprowadziła do stanu wrzenia – to czyni Pan znakomicie. A maseczki pozostawić azjatom. Oni je nosili przed pandemią, noszą je je teraz i nosić będą po. W razie grypy czy innych smarków – bo są społecznie odpowiedzialni.

  4. Wierzymy Chińczykom? Jeżeli już propagujemy różne teorie spiskowe (co samo w sobie głupie nie jest, historia świata to historia spisków, mniej lub – rzadziej – bardziej udanych, charakterystyczne jest, że wyśmiewacze tych teorii jako wygodnego chłopca do bicia ustawiają sobie z reguły hipotetycznych głosicieli tezy, że „oni” wszystko mogą, wszystko kontrolują i wszystko im się udaje), to ta, że Chińczycy „wyłączyli” światową gospodarkę, kiedy Trump wyhamował ich pełzającą „hegemonizację” świata (czyli – patrząc z chińskiego punktu widzenia – powrót do odwiecznego porządku po kilkusetletniej przerwie), nie jest najmniej prawdopodobna. Jeżeli Azjaci zrobili to celowo, to będą próbować maksymalizować efekt (np. propagując tezę o znikomej skuteczności tego, co – mimo wszystko – jest jeszcze w miarę skuteczne, a generalnie – klucząc, ściemniając i myląc tropy na wschodnią modłę). Bo, jak Autor bloga sam kiedyś wskazywał, wszystko wskazuje na to, że szczepionkę mieli od początku, tylko do dzisiaj się nie pochwalili…

    Jeszcze uwaga co do grafiki o wielkości wirusa i struktury maseczki (pomijając nawet, że wirusy opuszczają nosiciela na „pojazdach” – kropelkach pary wodnej). Maseczka to nie pojedyncza siateczka jak na zdjęciu (wówczas byłaby niedostrzegalna gołym okiem) tylko „gąbka” złożona z tysięcy warstw takich siateczek. Najlepszą analogią do podróży wirusów przez maseczkę byłyby piłeczki pingpongowe (chińskie ;), niesione wichurą przez puszczę. Jakiś procent utknie w konarach i gałęziach, mimo że między drzewami przelatują swobodnie. Maseczki naprawdę pomagają, tak u nosicieli, jak i u „biorców” (choć u nich nieco mniej, bo duża część wirusów opuściła „pojazdy”). Zbadano to zresztą we Włoszech i w USA, porównując regiony z różnymi przepisami maseczkowymi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *