10.09. Rafał Peszek
10 września, dzień 192.
Wpis nr 181
zakażeń/zgonów/ozdrowień
72.453/2.159/58.069
Właściwie to się zastanawiałem czy o nim pisać. Jestem katolikiem i w związku z tym nieszczególnie bawi mnie kopanie leżącego. A chodzi o ostatnie przypadki mojego ulubieńca – obecnego prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego. Dreszcze przechodzą, jak człowiek myśli, że taki ktoś o mało co nie został prezydentem kraju. Choć wiele osób mówi, że łatwiej być prezydentem III RP niż prezydentem Warszawy, ba – każdego większego miasta. A więc miałem pewne wątpliwości czy zająć się Panem Rafałem.
Przekonało mnie jedno – buta jego i moje poczucie, że sprawiedliwość kiedyś tam w końcu zwycięża i karze za brak pokory. Obecnie nieczęsto można zobaczyć takie obrazki, więc postanowiłem skorzystać z okazji: otworzyć paczkę z popkornem i popatrzeć jak Pan Rafał pogrąża się na własne życzenie. Widok dla sadystów? Nie sądzę, raczej reakcja „normalsów”, którzy ze swym zdrowym rozsądkiem, w zwariowanym świecie wyglądają na freaków. Mamy wreszcie swoje pięć minut.
Pan Rafał zaczął z grubej rury (ups… ale to nie o Czajce, na razie), bo otarł się o prezydenturę, ale widok jego zadowolonej buźki i słowa nienawiści w ustach miłości w trakcie świętowania niezłego wyniku I tury pokazały – przynajmniej mi – jak to by było, gdyby wróciło. Pogarda, buta, my-wy, świat i prowincja. Idziemy po was. Odgrzewana PO sprzed 2015. Niektórzy jeszcze pamiętają, młodzi nie wiedzą o co chodzi, co widać na ulicach. Dobry wynik Pana Rafała stał się problemem dla… jego formacji. Za dobrze mu poszło, więc zaczęła się walka bezzębnych buldogów pod dywanem. Mało krwi, ale zawierucha na całego. Kryzysem – chyba ostatnim w PO – zajmę się gdzie indziej, bo muszę dystrybucję swej satysfakcji rozłożyć na klika tekstów. Inaczej wyszłaby stronnicza kumulacja.
A więc Pan Rafał zapragnął się urwać do przodu i zadeklarował powstanie zwołanego przez partię ruchu społecznego, czyli postawił wóz przed koniem. Dostał od razu – to polskie jest – premię za nowość i ruch BEZ JAKICHKOLWIEK założeń programowych dostał na starcie z 5% poparcia. Start, a właściwie ogłoszenie startu miał kilka celów – po pierwsze, „nowa jakość” w stosunku do złego image partyjnej Platformy, taki reset, ale w starym składzie, po drugie, trzeba było oprzeć się deklaracji ruchu Hołowni, która miała dobry wynik w wyborach prezydenckich i ewidentnie „brała” ze wszystkich stron politycznych, nawet PiS-u, zakochanych w wizji „Trzeciego Sortu” i końca wojny polsko-polskiej, którą udatnie emulowała Hołownia. (Nie kręcić mi tu nosem – sam kazał(a) o sobie mówić per „ona” w ramach solidarności z Margot).
Zamiast wykorzystać impakt 10 milionów zwolenników i od razu ogłosić powstanie ruchu Pan Rafał pojechał na zasłużone wakacje po strasznej dwumiesięcznej kampanii (on jest jednak sprinter, bo gdzie mu tam do długodystansowców takich jak Hołownia czy Duda, który praktycznie przez całą kadencję prowadził kampanię). W międzyczasie była jakaś tam rocznica jakiejś tam bitwy, zalało mu miasto i jakoś z tym ruchem zeszło. W Chorwacji.
I teraz walnęła ta Czajka po raz drugi. I się zaczęło. Po pierwsze – polskie: nic się nie stało. Potem dzikie kombinacje, że to Kaczyński Lech, że to sabotaż, że ryby to się nie potruły ściekami z Warszawy, tylko… nie wiadomo czym, ale na pewno nie ściekami. Nawet warszawski MPWiK doniósł do prokuratury, że był sabotaż, i zwolennikom Pana Rafała się posklejało, że jak do ratusza wpadła policja, to żeby łapać terrorystów, a tu chodziło tylko o zabezpieczenie dokumentów dotyczących oczyszczalni „Czajka” celem przeprowadzenia dogłębnego śledztwa co to tam, kto, z kim i za ile zrobił. Prokuratura (pisowska – to jasne) nie dała wiary terrorystycznym doniesieniom, więc Pan Rafał skierował tam swoją specjalną komisję, która orzeknie, że…. coś się jednak musiało stać. Ale, jak z rybami – nie wiadomo co.
Zalanie Wisły ściekami zaważyło na odroczeniu powołania ruchu Trzaskowskiego pod prowokacyjną nazwą „Nowa Solidarność”. I się zaczęło – to i tak wygodny pretekst do odłożenia startu ruchu bez programy, ludzi, bez sensu. Poszło na awarię i że Pan Rafał zajęty, a przecież wszystko było w Gdańsku zapięte na ostatni guzik, jasne…. Odezwał się Duda, ten od Solidarności i powiedział, że lepszą nazwą dla ruchu będzie jednak „Nowa Czajka”. Pani prezydent Gdańska od razu odezwała się, że woda z Wisły jest super czysta, ale nie poparła tego jakimś desperackim łyczkiem ze szklanki. (To po co nam ta oczyszczalnia w Warszawie, jak wszystko jest ok?). Redaktor Mazurek zaprosił posła PO na powitanie fali g…a, warszawskiego prezentu dla solidarnych gdańszczan, na lotnej premii wyścigu fekaliów do Bałtyku na moście w Tczewie. Ruch będzie miał od razu na starcie miano… gównianego. Peszek…
I tak się bujamy w tej Warszawie. Afera mimo wszystko na poziomie lokalnym, choć to stolica, ale powtarzam – mogliśmy mieć takiego prezydenta w całym kraju. Ja uważam, że to jednak kara zasłużona. I dla Pana Rafała, i dla warszawiaków, którzy piliby wodę z Wisły czerpanej poniżej Warszawy, byleby tylko ten straszny PiS, lub kto inny nie wziął Warszawy. Lud słoikowy zostawmy na razie w spokoju, niech kontempluje swoją mizerię, wymyślając co raz to pokraczniejsze piruety pt. „nic się nie stało”, a gdyby tu rządził taki Jaki, to Panie…
A więc Pan Rafał – ja go uznaję za tzw. prezydenta powierzchniowego. Bo ja dzielę prezydentów dużych miast na powierzchniowych i całościowych. Ci całościowi to wiedzą, że miasto jest jak przedsiębiorstwo, które musi najpierw działać jako infrastruktura i jednostka organizacyjna, by dopiero na tej podstawie wykształciła się „na powierzchni” wartość dodana: wspólnota mieszkańców, wzmacniana rosnącą jakością życia. Powierzchniowi mają inaczej – widzą tylko to co na górze miasta, zaś to co pod spodem: kanalizacja, rury, media, cała infrastruktura, jest dla nich ciałem obcym, wręcz obrzydliwym. Jakieś ścieki, błoto, kalosze. To nie dla nas, elit politycznych. A więc to zostawiamy tym zadziabanym inżynierkom, sami zaś zajmujemy się nadpowierzchnią, czyli nadbudową, ewentualnie jak mówi nieznany poeta: „dilami z deweloperami”. A więc robimy różne programy dla człowieków, tak by nas zapamiętali, że to od nas – dla Was, mas. Bo jak się walnie jakąś paleciarnię w środku zasmogowanego miasta jako „strefę relaksu” to to widać i zapamiętają, w telewizji pokażą, a jak woda leci z kranu to co to za news? I to się zgadza, dopóki… wodna leci z kranu. Ale jak przestanie, jak deszcze zaleją ci miasto, jak wydalasz z siebie ścieki, na szczęście?, dla innych? To już jest duży egzamin, nawet dla tych co zawierzyli bez zastrzeżeń. Miasto szybko weryfikuje swoją infrastrukturą takich pięknoduchów, co to tu programik, tam projekcik:
„Sroczka kaszkę warzyła,
Swoje dzieci karmiła:
Temu dała w garnuszeczku,
Temu dała w rondeleczku,
Temu dała na miseczce,
Temu dała na łyżeczce,
A temu nic nie dała,
Tylko frrr….. poleciała.”
Właśnie – można grantami, za publiczne pieniądze korumpować najróżniejsze grupy, szczególnie te na czasie, z wyraźnie lewackimi celami, tak by poszerzyć swoje polityczne oddziaływanie i pogrążyć tych, którym sroczka „nic nie dała”. Było się trzymać Pana Rafała…
I w końcu wyszła koronna kwestia przekreślająca Pana Rafała jako polityka. On jest pechowy, no peszka ma. Jest karany natychmiast i bez przebaczenia, co wystawia na próbę jego zwolenników, bo coraz trudniej racjonalizować im swoje jemu poparcie. A pech to w życiu polityka rzecz ważna. Na końcu ktoś mu wyciągnął jeszcze paradę klaunów za 300.000 zł, co pogrąża jego jakiekolwiek przyszłe argumenty co do tego, że kasy w ratuszu na coś nie ma.
Warszawa jest trampoliną do wyższej polityki. Tak jak nasza sroczka – temu dała, temu dała i frrr… poleciała. Niektórym się udało. Ja jestem przeciwny takiemu podejściu. Warszawa, jak każde miasto, jest wartością samą w sobie, nie pretekstem, by zabłysnąć na przyszłość, „na powierzchni”. Ale skoro taka jest wola wyborców – w demokracji będą mieli tego czego chcieli.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”