31.05. Goście, goście…

3
goście

31 maja, dzień 820.

Wpis nr 809

zakażeń/zgonów (bez małpiej ospy, ale jesteśmy gotowi 😊)

Kurde, przestali publikować dane kowidowe, ktoś wie gdzie są codzienne raporty? Przecież towarzystwo-lekarstwo wciąż ostrzega, że wirus się czai i byśmy się pilnowali. A tu – nima statystyk…

Miałem do wyboru spotkanie z ciekawymi ludźmi (o tym trochę później) albo pozostanie w domu i obejrzenie finału Ligi Mistrzów. Skoro więc wybrałem to pierwsze, to potem trzeba się było dowiedzieć coś o meczu. Poznałem wynik, ale zdaje się, że prawdziwy mecz odbył się poza stadionem.

Do Paryża bowiem zawitali kibice. Zazwyczaj jest tak, że gdy mecz się odbywa u którejś z drużyn, to miasto może być nieprzyjazne przyjezdnym. Dlatego odbywa się mecze na neutralnym terenie. I tak było tym razem, z tym, że miasto nie było neutralne i dostało się wszystkim kibicom. Oto relacje kibiców z Hiszpanii:

José Francisco – „To były armie bandytów polujących na kibiców. Podróż do Francji i finał Ligi Mistrzów w Saint-Denis to już film grozy, którego bohaterami były tysiące kibiców. Zaparkowaliśmy w okolicy, podszedł do nas jakiś facet, stanął przed nami i korzystając z google translatora, powiedział do nas: czy wiecie, gdzie parkujecie? I zażądał od nas 50 € za ochronę vana. W końcu daliśmy mu 40, więc zrobił zdjęcie i wysłał je chyba swojemu gangowi.

Potem nadszedł mecz i chaos. „Nie było żadnych barierek ochronnych, każdy mógł wejść. Ci, których widziano, jak przeskakiwali przez płoty, to ludzie z sąsiedztwa, różnych ras, którzy przyglądali się wszystkim, obmacywali, szukali zegarków, telefonów komórkowych”. Sytuacja pogorszyła się po meczu. Arancha Cortés i jej córka: „Poszłyśmy z baru do metra. Setki ludzi z okolicy nas obserwowali, śledzili wszystkich kibiców, szukając czegoś, co można by ukraść. Bardzo się bałyśmy, podobnie jak setki kibiców obu drużyn”.

José Francisco: „Strumienie tych ludzi idących w kierunku stadionu, kradnących, rabujących, napadających, z przecinakami do cięcia toreb. Nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje, były ich całe setki. Ludzie wybiegali z tuneli metra, wyobraźcie sobie, co się tam działo.” Czysty instynkt przetrwania sprawił, że kibice zostawali w tłumie dla samoobrony: „Kibice gromadzili się, by tworzyć tarcze i lepiej się bronić, nawet kibice Realu Madryt i Liverpoolu razem. Później dowiedziałem się, że wiele dziewcząt zostało rozebranych i okradzionych.”

„Gdy wychodziłem ze stadionu zauważyłem, że ktoś kradnie mi telefon z kieszeni. Goniłem go, ale za zakrętem dziesiątki dzieci z sąsiedztwa patrzyły na mnie z miną, która nic dobrego nie wróżyła. Wkrótce przyjechała policja, weszła do domu i wyprowadziła skutego złodzieja. Była 2.00 w nocy i chciałem po prostu sobie pójść, ale zmusili mnie, żebym złożył skargę. Na komisariacie były setki kibiców, zwłaszcza Liverpoolu. Gdy wyszedłem było po 3.00 i szukałem samochodu, by wyjechać z tej dzielnicy. Zatrzymałem faceta, który zażądał 90 € za pomoc”.

W drodze powrotnej do Madrytu każdy miał wiele do opowiedzenia: „Ludzie nie potrafią sobie wyobrazić, jak było. Polowały na nas armie rabusiów. Były bójki, napady, rozboje, pobicia. To był film grozy” – wspomina Alfredo Gómez. „Wielu osobom przydarzyło się coś złego.”

No to mamy – Paryż. To było jasne, że nie skończy się na „no-go zones”, czyli eksterytorialnych dzielnicach, gdzie obywatele „kraju goszczącego” nie mają wjazdu, gdzie rzuca się kamieniami nawet w straż pożarną. To już nie są czasy, że tam lepiej nie wchodzić, zaś policja żyje w bunkrach, byleby tylko dać znać, że to jeszcze (?) Francja. Nie wystarczy, że tam nie wchodzisz, „no-go zones” przyjdzie do ciebie.

Ciekaw jestem kiedy następna międzynarodowa impreza w stolicy Francji? Bo właśnie odbyło się polowanie na przyjezdnych. O tyle spektakularne, że masowe. Może turyści przeżywają w Paryżu, bo są rozproszeni, zaś masowy pobyt gości powoduje zorganizowane polowanie na przyjezdnych? Człek się wybiera w sierpniu do Paryża i może właśnie rozproszenie go uratuje?

„Refugees welcome” – pamiętam te napisy na ratuszu Madrytu. Dziś Madryt spotkał zaproszonych na obcej ziemi. Ale ten napis, to było w roku 2015. Wielu (?) realistów ostrzegało, że poluzowane kwestie imigranckie będą miały WIECZNE i narastające, negatywne reperkusje. Przecież oni tu zostaną, asymilować się nie chcą, nawet integrować. Żyją obok, z narastającą wrogością do „kraju goszczącego”. Przecież konsekwencje rozpoczęcia takiego procesu są jasne nawet dla ucznia podstawówki. Ale nie dla rządzących.

Kiedy wstępujący na tron Henryk IV powiedział znane słowa „Paryż wart jest mszy”, miał na myśli, że warto było przejść z protestantyzmu na katolicyzm, by otrzymać władzę. Dzięki temu zjednał sobie poddanych. Ale kogo chce zjednać i kto, podejmując decyzje już nie o zmianie wiary, ale o narastającej zagładzie naszej cywilizacji? Dziś nawet Francuzi nie czują się jak u siebie, co dopiero goście.

Gość w dom – ręka w kieszeń, kosa w brzuch, łapa pod spódnicę.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

3 thoughts on “31.05. Goście, goście…

  1. …ale nie rozumiem skąd zdziwienie? taki był plan od początku- rozwalić eurokołchoz od środka, przy użyciu imigrantów. „nie będziesz nic miał i będziesz szczęśliwy”- plan Szwaba już działa!Ci co przeżyli napaści są z pewnością szczęśliwi.

  2. No cóż, można powiedzieć, że to naturalna kolej rzeczy, ludzie mają to, na co głosowali od wielu już lat. Szkoda tylko tej małej garstki ludzi, którzy jeszcze używają resztek szarych komórek. Eric Zemmour dostał, zdaje się, całe kilka procent w wyborach. Policja „powinność swej służby rozumie” – jak mawia Stanisław Michalkiewicz – i nie wdaje się w żadne awantury z ludnością napływową. Co innego, jak chodzi o jakieś demonstracje prawicowe, chrześcijańskie albo przeciwników przymusu szczepień, no, wtedy to potrafi okazać zdecydowanie i surowość. Czyli wszystko idzie zgodnie z planem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *