31.12. Dominanty roku przyszłego
31 grudnia, dzień 1034.
Wpis nr 1023
zakażeń/zgonów
623/21
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Jak to zwykle bywa, na koniec roku, już po Sylwestrze można spojrzeć w przód i pospekulować jaki będzie ten rok przyszły. W poprzednim wpisie próbowałem naszkicować sumę (epidemiczną) roku 2022. Teraz można popatrzeć w przyszłość. Szczególnie w stanie posylwestrowego wyczerpania da to pewien kontekst do jednak trudnej wizji przyszłości. Dobrze tak na kacu popatrzeć za horyzont zdarzeń. Wiadomo – stany kacowe składają się z trzech czynników (dla przypomnienia – suchość błony śluzowej, drżenie nadnerczy i niepokój moralny) i warto z pozycji tego ostatniego, czyli moralnego niepokoju postrzegać trendy na przyszłość.
Tak jak wczoraj pisałem, że patrząc wstecz na swoje podsumowania minionych lat kowidowych można było zrobić jakiś bilansik, tak prorokowanie przyszłości to dziś loteria. Pokazał to rok miniony, kiedy wszystkie wyrafinowane spekulacje skasowała wojna. Ale trzeba nie tyle wieszczyć przyszłość, bo z tego nie ma żadnych profitów, nawet satysfakcji, że się sprawdziło, ale warto wymienić elementy, wokół których będą się kręciły zdarzenia. Na stałe dominanty świata, które na pewno nie znikną, ale będą stale oddziaływać na kontekst wszelakich zdarzeń. Popatrzmy, co może ukierunkowywać świat w przyszłym roku – w perspektywie światowej, europejskiej i naszej, lokalnej, polskiej.
ŚWIAT
W sensie geopolitycznym wciąż będzie dział się proces wojny mocarstw. Tasują się karty świata, porządek końca historii się wywraca, jako ułuda chwilowej pieriedyszki. Wciąż będzie tląca się i narastająca rywalizacja USA-Chiny, którego konfliktem zastępczym jest wojna na Ukrainie. W tym roku zadecyduje się czy będzie to konflikt przewlekły, kontynuowany przez USA, by osłabić junior partnera – Rosję – w możliwym dealu z Chinami przeciwko Stanom. Tak należy odczytać kontekst tej wojny oraz to, że o jej zakończeniu (pomijając morale walczących Ukraińców) zadecyduje Waszyngton. Bo to od niego zależy istnienie parasola politycznego rozłożonego nad tą wojną, o pomocy militarno-finansowej nie wspominając. Coraz częściej słychać spekulacje, że Stany nie będą walczyły do ostatniego ukraińskiego żołnierza. W sumie w scenariuszu amerykańskim nie jest korzystnym ostateczny upadek Rosji, dlatego zależy Bidenom nie na kompletnym kolapsie Rosji, ale na maksymalnym osłabieniu potencjalnego partnera Chin. Upadek Rosji to dla USA śmiertelne zagrożenie, że jej lwią cześć wezmą sobie Chiny i dopiero USA by miały kłopot. Konflikt właściwy, wokół Tajwanu będzie się zaogniał i zobaczymy jaką funkcję będzie tu wciąż odgrywać wojna na Ukrainie. Na razie Amerykanom idzie dobrze, bo Kreml się osłabia, a Chiny jeszcze nie zaczęły się boksować o Tajwan.
Kolejną dominantą będzie moim zdaniem pogłębiający się proces globalizacji polityki światowej. Ujawniają się bowiem trendy ku skomasowaniu władzy w jednym miejscu, trenowane dziś na platformie WHO, która, jak deklaruje a państwa się zgadzają na razie, ma objąć rząd światowy, na razie w obszarze zdrowia, w przypadku pojawienia się kolejnej pandemii. A o takową nietrudno, skoro świat oszalał na punkcie choroby o śmiertelności poniżej 0,1%. A wtedy, jak już zadeklarowały państwa, lokalne rządy „się posuną” i wjedzie na pełnej petardzie scentralizowany sanitaryzm. Wszystko już gotowe, kolejne kroki milowe mają się wydarzyć w 2023 roku i będzie można zaobserwować postęp. To samo z innymi aktami. Takimi jak osmatyczne przejście z coraz mniej potrzebnych paszportów kowidowych do pełnej kontroli ludzkości w postaci kredytu społecznego. To, oraz wszelkie zielone, cyfrowe rewolucje, aż do kolejnego etapu wycinania gotówki będzie dominantą zdarzeń, którą należałoby śledzić, by wiedzieć jak szybko i jakie scenariusze są realizowane. Wystarczy tylko popatrzeć na plany takich Schwabów, tam jest wszystko napisane (o tym jutro), z datami i punktami do wykonania. Na razie wszystko idzie wedle planu. Pytanie co na to podmiot, czyli światowy suweren, jest pytaniem sadystycznym, bo ten en masse nie wydaje się w ogóle kumać o co chodzi. Nawet nie wiadomo czy się w końcu zorientuje, bo może uznać nakładane mu kajdany za kolorową biżuterię, na którą przecież czekał latami.
EUROPA
Często mylona z Unią Europejską, a więc pociągnijmy to rozróżnienie. Jako kontynent będziemy dziadzieć w kierunku muzeum świata, które będą odwiedzać nowobogaccy Azjaci. Będziemy się depopulować, deindustrializować w imię chorej ideologii klimatycznej. W dodatku w odosobnieniu, co jest ewidentnym ideologicznym konstruktem, bo nasze mniej niż 10% światowego smrodzenia nie zbawi świata, zaś nas zepchnie w jaskiniowe ubóstwo energetyczne. Nawet kryzys energetyczny w związku z wojną na Ukrainie nie doprowadził do otrzeźwienia. No, może na skalę starej Europy, której charakterystycznym symbolem było zamykanie farm wiatrowych, żeby zrobić miejsce pod kopalnie węgla brunatnego. Podczas gdy „młodsi i głupsi”, czyli my, wydają ciężkie miliardy na wieczne zagwożdżenie nawet niedawno otwieranych kopalń węgla kamiennego.
Co do Unii Europejskiej to będziemy mieli kontynuację dotychczasowej polityki, tyle, że w formach zaostrzających się. Będzie kontynuowany kurs na uczynienie z Unii państwa federalnego pod przewodnictwem Niemiec, co jest – tym razem pokojową – drogą do realizacji ideału IV Rzeszy, włącznie z programem Mitteleuropa, czyli doprowadzeniem państw Europy Środkowej do roli montowni, pod protektoratem Berlina, o gospodarkach „uzupełniających i pomocniczych” w stosunku do gospodarki niemieckiej. Polska będzie publicznie ćwiczona i upokarzana, by dać przykład innym krajom, że nie ma się co przeciwstawiać tak wytyczonym planom. Do skutku, czyli do zmiany rządu na niemiecko spolegliwy. Unia więc będzie kontynuować bieg ku przepaści, co stanowi stałą prawidłowość lewicy, która zdobywa totalną władzę.
Co do kwestii ukraińskiej będą ciągłe próby wyhamowywania konfliktu, bo on nie jest w interesie Niemiec, które na dealu z Putinem, i w porozumieniu z nim, wypracowały sobie cały model podporządkowania sobie kontynentu. Będzie więc cały czas próba powrotu do business as usual, telefony do Putina i romanse z Chinami. Tak jak dzisiaj, w przypadku Polski, pomoc Ukrainie będzie wiązana z kolejnymi ustępstwami Warszawy na polach, gdzie groziło Unii polskie weto, będzie to więc cyniczny szantaż, ale jak widać po ostatnich przypadkach skuteczny, bo Polska się ugięła.
Epidemiologicznie będzie się szło wytyczoną już drogą. Będziemy przodować w szczepionkowych wygibasach, rządzić całym kontynentem za pomocą dyrektyw zdrowotnych z Brukseli. Afera z kupnem szczepionek po 10 sztuk na europejską głowę rozejdzie się po kościach. Będziemy mieli do czynienia z zamianą paszportu szczepionkowego na ogólny, pod pretekstem monitorowania indywidualnego śladu węglowego, czyli wdrożenie światowych tendencji, nawet w stopniu pionierskim.
POLSKA
No, wiadomo – będziemy mieli rok wyborczy. To i kwestia ukraińska zaważy na przebiegu tego roku, z finałem w IV kwartale. Jak wygra opcja pełowska, to pójdziemy do Niemca. Klepniemy wszystko co Bruksela chce i znajdziemy się w federacji europejskiej, z symboliczną podmiotowością, przedokrągłostołowymi sądami, aborcją, małżeństwami jednopłciowymi, ale przede wszystkim jako klient wielkiego patrona. Nowa władza sypnie kasą z odblokowanego KPO i naród… się zdziwi, bo kasa jest tak zaplanowana, że wróci i tak do Niemca albo rozejdzie się po elgiebetowskich kościach. Nasz stosunek do wojny na Ukrainie ulegnie „zniemczeniu”. Pytanie co na to patron drugiego plemienia – USA? Na razie PiS pasuje Waszyngtonowi jak nikt, zaś PO, przez swoją proniemieckość wzbudza podejrzenia co do chęci europeizacji Europy, czyli starej idei niemieckiej (i francuskiej) wypchnięcia USA ze Starego Kontynentu. Czy amerykańskie interesy w Polsce są na tyle strategicznie ważne, że będą chcieli (a mogą) mieć wpływ na to, by sprzyjający im rząd jednak został?
Właśnie – Ukraina. Co będzie jeśli konflikt z Chinami się nasili i Amerykanie odejdą na Wschód? Nie mogą przecież walczyć na dwóch frontach, nawet nie swoimi żołnierzami. Wtedy zostaniemy sami (no bo z kim, z Niemcami?) naprzeciw co prawda osłabionej, ale Rosji. I co wtedy, damy radę? Albo jeśli USA doprowadzą do zgniłego kompromisu, porozumienia pokojowego, które zawiesi wojnę, ale na pewno nie przygotowania Rosji do następnego etapu? I za jaką cenę Rosja się zgodzi na pokój? A jak się Waszyngton ułoży z Moskwą, to na bank za naszymi plecami, a co jeśli kosztem naszych interesów?
Ale nie o tym będzie kampania wyborcza. Ta będzie o tym kto bardziej napsuł, coś powiedział, podkradł, wyłudził. „A u was biją Murzynów”, będzie dominować w przekazie. Jak przy każdej kampanii, choć to się za każdym razem wydaje niemożliwe, będzie jednak pogłębiana przepaść dzieląca oba plemiona, które nie są wcale większością. Ten deficyt nadrabiają hałaśliwością i podsuwaniem tematów dla kraju nieistotnych, za to rozpalających różnicujące emocje. Nie rozmawiamy o Polsce, jesteśmy w ciągłej kampanii wyborczej, nawet dzień po odejściu od urn.
Co do samego wirusa – widzę potrzebę kontynuacji narracji przemienienia się kowida w miks grypo-kowidowo-rsvałowy. Będziemy straszeni w dalszym ciągu. Jak się udało z kowidem, to pewne mechanizmy automatyzacji reakcji panicznych są na zawołanie do odtworzenia. Wystarczy tylko impuls, żeton wrzucony do maszyny pod prądem. Zabuczą silniczki dziś na stand-by’u, zakręcą się naoliwione trybiki, wyjdą zapomniane eksperty spod kamienia sanitaryzmu. Teraz na zasadzie „łapaj złodzieja” tłumaczący swoje własne decyzje jako dopust boży, fatum i karmę. Lansujący tezy, za które, nawet obecnie, ścigają innych.
I tak jak w przypadku świata, Europy czy Polski wszystko zależy od tego, jak się zachowa lud boży. Ale po pierwsze – ten już coraz mniej boży, po drugie – pandemia dowiodła, że można z nim zrobić co się chce. Że stanowi on jedynie wspólnotę strachu, zaś w innych wymiarach jest rozbity na atomy bezwolnych jednostek, dbających jedynie o przeżycie, nawet już nie swoich najbliższych, ale samego siebie. A że to bezwolne stado myśli, że każdy z nich wybiera własną niepowtarzalną drogę, nie widzi pasterzy i owczarków, którzy ganiają stado gdzie chcą, to taki trend będzie się zdaje się powiększał. Mało jest takich, którzy na dronach własnej niezależności są w stanie wznieść się nad tym wszystkim, by zobaczyć i sam fakt tresury, i niewolniczą przepaść, która jest na końcu tej odkrytej drogi. A jeśli już są tacy, to i tak nie są w stanie się przebić do tych bożych owieczek, bo te zagłuszają wszelkie głosy swym beczeniem, że to przecież wszystko jest ok i tak miało być.
Tak czy siak czeka nas niewesoły rok, a będzie to rok, w którym przecież zwyciężyliśmy okropnego wirusa i zdawało się, że wyjdziemy na świat w nowej, bo nowej, ale normalności. To, że i bez wirusa nasz świat się zapada dowodzi tylko tego, że tu nie chodziło wcale o pandemię. Ale o koniec świata, jaki znaliśmy. I że zaraza nie jedno ma imię.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Film na sylwestra zamiast Kevina IDIOKRACJA (2006):
– oglądane 15 lat temu – fajna komedia
– oglądane 5 lat temu, już mało śmieszne i wręcz zastanawiające.
– oglądane obecnie – chyba oglądam program informacyjny
Eureka – Ten 7 sekundowy urywek tego filmu większość przeoczyła. Posłuchajcie 7 s filmu Idiokracja, od 1:16:45 s
” A potem pojawiła się jeszcze potężniejsza siła, która sprawiła, że świat stał się nazistowski na całą wieczność “- czyli ONZ
Mój skrót , film
https://www.youtube.com/watch?v=XvZIsutIKPg
Za dużo wczoraj było chmielu, poniosło mnie
Nic nie poniosło, bardzo dobra wrzutka, rozsyłam.
No był jaki był ten rok. Po raz pierwszy chorowałam, znalazłam dobre domy dla 13 kotów, kupiłam piękną działkę ze stawem, było dużo pracy, ale i utrapień. Mogłoby być gorzej. Ale może będzie lepiej w przyszłym ? Tego sobie, Autorowi i szanownym Czytelnikom życzę.