10.05. Unia a kowid. Dwie twarze.

4

10 maja, dzień 1164.

Wpis nr 1153

zakażeń/zgonów

159/6

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Muszę się przyznać do pewnej słabości. Jestem, choć coraz rzadziej, naiwny. To znaczy jak mam wybór pomiędzy myśleniem o kimś źle albo dobrze, a szale są równe, to wybieram, że dobrze. Ba, szło to nawet dalej, bo jak się człowiek nastawił, że już jest ok z kimś (lub czymś), to się tego trzymał MIMO sygnałów, że coś jest nie tak. I zauważyłem ten mechanizm nie tylko u siebie, ale i u wielu w kowidzie. Leczenie się z tego szantażu wewnętrznego zawierzenia, to terapia, którą przeszliśmy prawie wszyscy, a niektórzy nawet się nie leczą, bo uważają, że nic im w tym względzie nie dolega.

Czasami proces tego „zauważenia”, że jest inaczej jest trudniejszy, bo rozciągnięty w czasie. Człek się gubi. To tak jak codzienne patrzenie się w lustro – niby się człowiek nie zmienia. A tu jak się popatrzy na zdjęcie sprzed dziesięciu lat – wychodzi wszystko. Tak samo miałem z pewnym spostrzeżeniem. Nie to, żebym tam Unię Europejską lubił – raczej mam z nią kosę. Ale przypomnijmy sobie jej zachowanie w pandemii.

Obrazek pierwszy – poszło, że wirus śmiertelny, wjechał do Europy na cyrku z Bergamo i jak to zwykle okazało się, że wszyscy się posikali, spanikowali, media to podkręciły, rządy się popanikowały, odrzuciły wszelkie procedury GOTOWE NA TAKIE WYPADKI i zaczął się cyrk. Co zrobiła Unia? Europarlamentarzyści i komisarze unijni zebrali się wokół mównicy i… klaskali pracownikom służby zdrowia. Tylko na tyle było stać tę wszechwładną przecież instytucję w momencie próby. Okazało się, że jak trwoga to do Boga, czyli bez tych wszystkich państw to by kamień na kamieniu nie pozostał. A przecież Unia to projekt federalizacji Europy i zaniku funkcji państwowych na rzecz jednego centrum. A tu taka niespodzianka, do której nota bene jeszcze wrócimy. Tak – klaskali. I nie wiedzieli co dalej.

Co prawda szły tam jakieś porady zza lady do poszczególnych państw, ale bardziej o humanitarnej pomocy niż realnym działaniu. Ale unijne młyny nigdy nie ustają i zaczęła się znana taktyka: przerabiamy problem na sukces. Problemem były niewyobrażalne straty Kontynentu spowodowane szaleństwem obostrzeń – sukcesem miał być, i był, odwieczny cel projektu unijnego: przyspieszenie procesu federalizacyjnego. Na trupach kowidowych.

Miało to kilka wymiarów. Po pierwsze umocnienie (jeszcze?) roli centrum, którym wcale nie jest Europarlament, tylko Komisja Europejska. Ta, odczekawszy trochę czasu, aż się zacznie katastrofa finansowa tarcz w Europie, zaproponowała „mechanizmy ratunkowe”. Składały się one z dwóch zasadniczych elementów. Pierwszy, to więcej władzy dla Komisji Europejskiej. Ta w ramach uzgodnień (a był szantaż, że bez tego kasy na odbudowę po kowidzie nie dostaniecie) nabyła dwa wyjątkowe prawa: emisji długu w imieniu Unii oraz nakładania podatków na kraje członkowskie. Należy przyznać, że jest to kierunek wysoce federalistyczny, gdyż prerogatywy zaciągania długu obciążającego obywateli, czy nakładania na nich podatków to są sprawy już na poziomie rządów. A więc pośrednio Komisja weszła w buty rządu europejskiego, którego – przypomnę – jeszcze nie ma.

Druga kwestia to był kierunek wydawania tych pieniędzy. Ten umocnił tylko dotychczasową politykę Unii i miał niewiele wspólnego z kwestiami odbudowy po kowidowych stratach. Wystarczy tylko skonfrontować to po nazwach. W Polsce nazywa się to tak, by jednak ukryć prawdziwy cel tych pieniędzy: po polsku to Fundusz Odbudowy, a więc pod publiczkę prawilno, zaś tak naprawdę nazwa tego funduszu brzmi prawdziwie: NextGenerationEU. A więc pieniądze kowidowe nie będą wydawane na to co było deklarowane, tylko na transformację Unii w jej nową postać. Kowid został tu wykorzystany jako przykrywka. Jak się spojrzy na strukturę strumieni tego funduszu to tam najwięcej o zielonej transformacji, cyfryzacji i genderyzacji, zaś najmniej o reformie systemu zdrowia. Tak jakby wirus najbardziej narozrabiał w klimacie. To cwane i cyniczne. Zadłużyć jeszcze bardziej obywateli Europy, nałożyć na nich – już bezpośrednio – nowe podatki, by za ich pieniądze i strach przed kowidem zrealizować swoje ideologiczne mrzonki.

Kolejna sprawa to centralizacja zakupu szczepionek. Klaskacze z marca 2020 ochłonęli i wywąchali biznes, który podsunęła im Big Farma, znając wewnętrzną strukturę systemu decyzyjnego. „Korzyści” ze wspólnego zakupu „w imieniu” państw członkowskich zamieniły się od razu w skandal korupcyjny. Zapisane jest to zresztą w genach Unii, która stanowi jednolite ciało decyzyjne, regulujące i dopuszczające wszystko co się rusza na rynku, o czym świadczą tabuny lobbystów brukselskich. W niewiadomych procedurach (tam powinni być jacyś medycy, a była tylko Ursula z esemesami) zakupiono po 10 dawek dwudawkowej szczepionki na Europejczyka, zaś media dokonały reszty. Tak nakręciły spiralę paniki i cudownego działania nieznanej przecież szczepionki, że państwa ustawiły się w kolejce z kolei do pani Ursuli z prośbą, by ze swej puli odpaliła jak najwięcej. Przypomnę, że np. u nas opozycja strofowała PiS, że przez jego złe stosunki dostaniemy za mało szczepionek. Fakt – skończyliśmy na „siedmiu wspaniałych” na statystycznego Polaka.

To była kolejna okazja, którą wykorzystali klaskacze. Ale ta akurat nie wymagała jakichś dodatkowych kombinacji. To wszystko zostało już bowiem dawno załatwione. Tak jak w wielu sprawach kwestie zakupu, ale i zatwierdzenia do obrotu, szczepionek to już nie domena krajów członkowskich, ale Komisji. Jest tak w wielu sprawach, ale na szczepionkach widać to było najbardziej. Roma locuta, causa finita. Europejska EMA dostała kwity od Pfizera, że szczepionki są ok, przybiła pieczęć z gwiazdkami i rozesłała do członków. Ci przetłumaczyli to np. na polski i posłali w lud, że wszystko jest ok i że można szczepić. To po co są takie lokalne instytucje, które dublują procesy decyzyjne, a właściwie są biurami tłumaczeń z brukselskiego na nasze? Tak jest z większością obrotu prawnego w Polsce. Ponad 75% to tłumaczenie i wkładanie w polskie prawo dyrektyw unijnych, a Unia produkuje ich więcej niż jedną dziennie. Młyny mielą, a my dostajemy tę mąkę już jako techniczną.

No i końcowe rzeczy. Unia w czasie kowida pogłębiła procesy globalistyczne, szczególnie w zakresie centralizacji kontroli społecznej. Na razie na poziomie Unii, ale w pełni zharmonizowane z globalizmem światowym. Jesteśmy więc kompatybilni, by nas w przyszłości podłączyć do światowego systemu jako gotowy pakiet. Te procesy to wprowadzenie podstaw prawnych do kontroli obywatela z pomocą cyfrowego dokumentu (efekt eksperymentu z kowidowym paszportem – Polska w czołówce). Ma on nie tylko śledzić Twoje poruszanie się, ale wszystko – stan zdrowia, terapie, wydatki, szczególnie te nieekologiczne, stanowi znakomite podglebie do śledzenia kontaktów (też przetestowane w aplikacjach za kowida). To wszystko jest w procesie uzgodnień i czeka na gwizdek. Zaimportowano również, od Chin, rzecz jasna, systemy kredytu społecznego wraz z systemami rozpoznawania twarzy, oceniania zachowania przez sztuczną inteligencję i karania brakiem dostępu do „nowej normalności”, o dostępie do kasy nawet nie wspominając (vide – udany eksperyment kanadyjski).

Do tego dochodzą implementacje na poziomie unijnym wynalazków dotyczących wolności słowa. Te też zostały przetestowane w kowidzie, gdzie wprowadzono wojenną propagandę upstrzoną zakazami wypowiedzi dla z góry określonych treści. Wypączkowało to realizowaną ideą państwa jako jedynego wiarygodnego, a więc jedynego chronionego, źródła informacji. Zaczęła Nowa Zelandia, potem poszło przez Kanadę, aż skończyliśmy na Irlandii, która nie tylko ma karać autorów, ale i odbiorców nieakceptowanych przez państwo treści. I Unia już ten proces zaczyna unifikować, ba – nawet w Polsce pojawiają się takie zapędy i już są realizowane jakimiś debilnymi przepisami o rejestracji blogów itd., a wszystko pod przykrywką walki z fejk-newsami, bez której jakoś przez stulecia świat wolnych mediów sobie radził.

Tak więc popatrzmy jak wyglądał proces przejścia od bezradności do aktywności Unii i w którym kierunku to poszło. Po pierwsze – reakcja. Ta jest spóźniona, jak to w machinie urzędniczej. Jak coś wyskoczy ekstraordynaryjnego, to mówimy, że to nie my i tego nie było w menu. Ale potem tam na wyższych piętrach cwaniaczki się zbierają w salce konferencyjnej i dumają, czy przypadkiem los (żeby to chociaż był los..) nie dał nam szansy, żeby zrobić swoje, tylko szybciej i za lepszą kasę. I zawsze się okazuje, że można, czego gwarancją jest bierne społeczeństwo, brak mechanizmów kontrolnych, brak personalnej odpowiedzialności, czyli wszystko to, co podarował światu kowid w kwestii władz.

I tak jak ze wspomnianym lustrem. Patrzyliśmy codziennie w twarz Unii, ta się właściwie nie zmieniała, czasem się podmalowała, czasem coś tam powiedziała, że chce więcej. Ale wszystko osmatycznie, powoli, cierpliwie. Ale, żeby zobaczyć w którym kierunku to idzie – wystarczyło zrobić tylko dwa zdjęcia: przed i po. I mamy dwa obrazy: klaszczących panikarzy, a po trzech latach – zamordystów, którzy wykorzystali sprokurowaną pandemię do ostatecznego pognębienia Europejczyków w celu realizacji swej poronionej idei.

Wiem, to i tak musi upaść, ale ile się przy tym żywota napsuje…

Na bank więcej niż za kowida.  

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

4 thoughts on “10.05. Unia a kowid. Dwie twarze.

  1. A z drugiej strony szkodliwy i bezsensowny czas zimowoletni likwiduje Mumia już 10 lat i zlikwidować nie może, a wraz z nią nasza popisowa dyktatura ciemniaków.
    Dla mnie ów czas nadal zmieniany w Polsce 2x w roku stał się najlepszym papierkiem lakmusowym polskiego zniewolenia i braku suwerenności.
    Zaś co do realizowania przez Mumię Europejską agendy Blackrocka i Vanguarda etc. Czyli ichże bigfarmy… Przecież to był główny powód Brexitu: że nie chcą być w Mumii, która PRZEJĘŁA i zawłaszczyła od ich brytyjskiego rządu intratne relacje z lobbystami. Bo wolą dawać d… tym lobbystom samodzielnie.
    Co tez w plandemii rząd Johnsona, już po brexicie, robił z upodobaniem BEZ pośrednictwa Mumii, identycznie gnojąc ludzi.
    Tak że ten…
    Dziś Mumia realizuje dodatkowo klimatystyczną agendę lobbystów zewnętrznych, czyli tychże samych megafunduszy inwestycyjnych, lokujacych swoimi korporacjami produkcję wiatraczków i baterii w Chinach, bo tam są surowce do tego.
    Dlatego Mumia w zasadzie i tu jest potrzebna jej animatorom odgórnym wyłącznie jako pas transmisyjny ich decyzji w dół, hurtem na panstwa członkowskie i ich mieszkanców.
    Po prostu właśnie odbywa się na tym bogatszym świecie cykliczne „strzyżenie owiec”. Zazwyczaj pretekstem byly do takiego powtarzanego przecietnie przez swiatową banksterkę zabiegu indukowane kryzysy finansowe, ale zdaje się, że po likwidacji klasy sredniej zabrakło owiec i teraz władcy z Davos jadą szerzej, strzygąc wszystkie owce. Tym razem pod pozorem ratowania planety od przegrzania (a w dupi.e to mają przecież, tak naprawdę).
    Powtorzę: Mumia z jej vdLeyen i Timmermansem to wyłącznie figuranci od wykonywania cudzych odgórnych poleceń…
    Zero własnej inwencji.
    A cykliczne strzyżenie tak czy siak, z Mumią czy bez niej, odbyć się przecież i tak musi, bo przez kilka dekad owce nabrały runa, nieprawdaż? A że w ramach „państw” mumijnych jest jeszcze drugi poziom podległości: czyli Morawiecki, Niedzielski, Cessak, plus idąca z nimi pod rąsię klimatystyczno genderowa lewacka szumowina… Owce przecież MUSZĄ zostać ostrzyżone na czas….

  2. Kiedyś, za komuny, sądząc po datach na podręcznikach – w latach gierkowskiego „dobrobytu” (za zachodnie kredyty, przypomnijmy, które opóźniły spowodowany totalnym już zdekapitalizowaniem przedwojennego majątku i zasobów kryzys o dekadę, a totalną agonię Systemu o dwie, ale to już inna historia) wprowadzono taki przedmiot jak „Wychowanie Obywatelskie”, w ramach którego syte i zadowolone dzieci mogły oglądać na pięknych, wydrukowanych na kolorowym i dobrej jakości papierze obrazkach i wykresach budowę i strukturę państwa w którym żyły – rolę Sejmu, wyborów, Rad Narodowych, Prezesa Rady Ministrów etc., żeby dobrze zrozumieć reguły świata w którym mają żyć. Idea jak najbardziej właściwa, tylko, jak śpiewał Młynarski, klocki (czy tam puzzle, w każdym razie chodziło o budowaną realnie i otaczającą nas rzeczywistość) nijak nie pasowały do wzoru na obrazku. Nic dziwnego, że ludzie się wkurzyli…

    Nie wiem czego ich teraz uczą w tych szkołach (to cytat słów starego Profesora z moich ulubionych „Powieści z Narni” C.S. Lewisa, jakby ktoś nie pamiętał albo wręcz, o zgrozo, nie wiedział 😉), ale przydałaby się kontynuacja tradycji budowy świadomego społeczeństwa obywatelskiego. Tylko obrazek powinien być bardziej zgodny z rzeczywistością (np. powyższy tekst to zarys idealnej niemal czytanki do takiego podręcznika). Powinno się dzieci uczyć, że Parlament Europejski to pozbawiona niemal realnej władzy instytucja do korumpowania za gigantyczne kwoty lokalnych elit, aby zdławić antyunijne protesty w zarodku, pozbawić je przywódców. Prawdziwa władza leży natomiast w Komisji Europejskiej, organie niewybieralnym w ramach demokratycznych wyborów tylko samomianowania się elit (wybierają podmioty, które wybierają ich – w praktyce to ciut bardziej skomplikowane, ale do tego się sprowadza). Tumanienie mas zaczyna się od odebrania im wiedzy, w czym naprawdę uczestniczą. Że UE dawno odeszła od idei ojców-założycieli „wspólnoty swobodnego przepływu ludzi i kapitału”, jednolitego gospodarczo organizmu „Europy ojczyzn” gdzie każdy ma prawo do własnych korzeni i indywidualności, a jest rządzona przez ludzi, którzy chcą prawem i lewem wprowadzić zarządzane centralnie, totalitarne superpaństwo (rządzone wyłącznie przez nich oczywiście, wg „jedynie słusznych ” zasad ich lewicowych ideologii, taki nowy ZSRR po prostu, bo sięgnięcie po władzę przez kogokolwiek innego jest ogłaszane natychmiast „zamachem na demokrację” – nawet jeżeli odbywa się w ramach demokratycznych wyborów, to nie ma znaczenia, zresztą spełnianie woli wyborców zamiast dążenia do realizacji ideologicznych utopii jest w ich nowomowie „populizmem”, a „partie populistyczne” to synonim największego zła).

    Czekam z niecierpliwością na uczciwy podręcznik Wychowania Obywatelskiego. Zresztą reakcje tego towarzystwa na podręcznik prof. Roszkowskiego, wyciąganie wszystkich jego prawdziwych czy najczęściej mniemanych wad, dowodzą jak bardzo boi się ono prawdy. Więcej – boi się każdej odchyłki od „oficjalnej” wersji historii, narzuconej przez ich środowisko narracji (np. rewolucja obyczajowa 1968 roku to wielki sukces, a nie początek społecznego kryzysu, może wręcz początek końca Zachodu). Strach pomyśleć, jaka będzie reakcja na wydanie drugiej, współczesnej części tego podręcznika… „Prawda to zniewolenie!” 😁.

    Tyle ogólnie, natomiast wchodząc w szczegóły etapu zwanego czasem pandemii albo aferą szczepionkową, to pani Ursula, mianowana na unijne stanowisko Komisarza do spraw zdrowia w ramach wewnątrzniemieckich rozgrywek partyjnych (trzeba było dowartościować koalicjanta unijnym awansem) zdawała się być nieudacznikiem, którego pozbyto się z ulgą starym sposobem kopniaka w górę, na nic nie znaczącą synekurę, na której nie mogła nikomu zaszkodzić. Do czasu, kiedy w wyniku epidemii okazało się, że stoi na pierwszej linii frontu, na samej szpicy. Nawet nie zniżając się do brzydkich podejrzeń o pieniądze przepływające pod stołem, należy stwierdzić że okazała się, nazwijmy to tak, niezbyt sprawna w negocjacjach. Podpisała wszystko co jej podsunięto, towar za kosmiczną cenę, w ilościach hurtowych, wielokrotnie przekraczających potrzeby, z obowiązkiem wykupu, bez żadnych gwarancji czy odpowiedzialności sprzedającego, za to z klauzulą tajności całego kontraktu. Natomiast unijne mechanizmy kazały „neoelitom” chronić za każdą cenę swoich, a koszty przerzucić na całe społeczeństwo.
    Co gorsza „wzorce unijne” stały się podstawą precedensu, umów zawieranych przez koncerny farmaceutyczne na całym świecie.

    A gdzieś w dalekim tle kręcą się dyskretnie pociągając za sznurki postacie pragnące doprowadzić do korupcji, zepsucia i rozpadu świat Zachodu. Zgodnie z zasadami „Sztuki Wojny” Mistrza Sun Tsu. Całe na żółto, zajmując zresztą opustoszałe miejsca miejsca po mocno skompromitowanej czerwieni, kontynuując jej pracę.

  3. A co nam mówi zestawienie wprowadzonej cenzury w Irlandii i Kanadzie
    dziennikzarazy.pl /6-05-cenzura-dwie-wersje/
    i nagłego awansu Irlandii w indeksie wolności prasy za 2022r oraz wysokiego miejsca Kanady i Australii
    dw.com /pl/indeks-wolno%C5%9Bci-prasy-2023-sytuacja-w-polsce-nadal-kiepska/a-65502018
    („Po raz pierwszy od dłuższego na drugim miejscu znalazł się kraj spoza Skandynawii: Irlandia, gdzie wzrósł pluralizm na rynku medialnym, a zmiana przepisów o zniesławieniu lepiej chroni media przed napastliwymi pozwami.”)
    Czyżby wskaźnik został rozkalibrowany albo się wręcz zacina?

    1. Taaaa… Deutsche Welle – ostoja wolności słowa, jedyny sprawiedliwy sędzia w dziedzinie wolności prasy. A artykuł w ogóle, ale to w ogóle nie jest stronniczy! Kto myśli inaczej, temu zamkniemy konto FB i zwolnimy z pracy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *