16.09. Prawo Klimczewskiego

0

16 września, dzień 198.

Wpis nr 187

zakażeń/zgonów/ozdrowień

75.734/2.237/62.110

Powolutku wyjaśnia się mechanizm kowidowej paniki. Po pierwsze szybko i niepostrzeżenie przeszliśmy drogę spirali fobii nakręconej zamianą pojęć. Mamy następującą triadę: przedwczorajsi pozytywni w testach, wczoraj stali się zakażonymi a dziś to są już chorzy. W dodatku większość z nich są chorzy bezobjawowo. Ale to przecież logiczna bzdura związana ze skandaliczną niedokładnością testów. Popatrzmy – można mieć naprzemiennie różne wyniki testów, więc co one pokazują? 10-dniową odporność a później jej zanik? Można mieć pozytywny wynik na testach i NIGDY nie mieć objawów. To produkuje cudo światowe bezobjawowych zakażających – główny powód zamaskowania społeczeństwa i zamknięcia gospodarki. Bo do tej pory – nawet panowie Szumowski i Gut uważali, że maseczki to tylko dla OBJAWOWYCH chorych, ale jak się okazało, że (80%?) nosi bezobjawowo wirusa (czytaj – zachorowało na… test) to znaczy, że wszyscy mają łazić w maseczkach, niedystansowe biznesy wiszą na kołku, bo to nie wiadomo który zdrowy zakaża. Czyli może każdy.

Normalnie to zakażeni siedzieliby po domach, a jak już na dwór, to właśnie w maskach, ale tylko oni. Zwróciła na to uwagę pani prof. Chazan, że to kompletna bzdura. Po prostu należy rozróżnić chorobę od nosicielstwa, a nosicielstwo od zakażania. A tu mamy codziennie alarmujące wieści: zachorowało 800 nowych osób. Figę prawda. Co najwyżej próbka testu pana Drostena zakolorowała się na czerwono u 800 osób. Tyle. Z tych 800 osób 200 będzie miało objawy (grypowe dodajmy), 600 w ogóle na nic nie zachoruje, a jak się wyjaśni, że to jednak kowid, to zostanie ich z tych dwustu ze 20 sztuk, z czego 3 zachoruje ciężko, zaś jeden (prawdopodobnie 80 letni staruszek z chorobami współistniejącymi, których umiera w Polsce z 700 dziennie, tyle że tego dobije cowid, tak jak dwa lata temu dobiłaby grypa) wyląduje w szpitalu i może zemrze. I w ten sposób nakręca się nieuzasadnioną faktami panikę, która zmusza gros ludzi do maseczkowych wygibasów w pracy i autobusie, szatkuje co chwilę szkoły, napuszcza spanikowanych panikarzy na „egoistów”, kosztuje 100 mld długu+ i dobija naszą gospodarkę.  

W dodatku mamy jeszcze „zasadę Klimczewskiego”. Jedyny współautor międzynarodowej publikacji „Fałszywa pandemia” wysunął popartą statystycznie tezę progu trzech procent.

Z załączonej, przygotowanej przez niego tabelki wynika, że ile byśmy nie testowali to liczba zakażonych (na test, dodawajmy ciągle) wynosi około 3% badanych. Jak przetestujemy 1.000 luda to wyjdzie 30 „zatestowanych”, jak 100.000 – to będziemy mieli 3.000 „chorych na test”. Klimczewski w swojej telewizyjnej wypowiedzi użył następującego porównania: jeżeli na polskie drogi wyjedzie 2 razy więcej patroli policyjnych badających trzeźwość kierowców, to rezultaty kontroli będą dwa razy większe niż gdyby byłoby tych kontroli o połowę mniej. Oczywiście rezultaty w liczbach bezwzględnych, tych których złapaliśmy. Ale czy to oznacza, że w tym dniu dwa razy więcej Polaków siadło pijanych za kierownik? No nie! Jest ich tyle samo, bez zwględu na liczebność kontroli. Tylko więcej się dało wyłapać. Czyli co to znaczy w kowidzie? Ano, że procent jest stały, ale liczby bezwzględne rosną w miarę poszerzania testów. Co to powoduje? Ano dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że prawdopodobnie wirusem jest zakażonych (czyli na testach dostanie wynik pozytywny) około 3% naszej populacji, a więc mamy zakażonych jakiś milion Polaków. Co najmniej, bo pożądne badania przesiewowe w innych krajach pokazują znacznie większy procent „nosicieli pozytywnych testów”, dochodzące do 10 i więcej procent. Druga rzecz jest przeciekawa – z taką świadomością, będąc u władzy można do woli produkować dowolne fale, w dowolnej wysokości, ba – dowolnym regionie. Wystarczy tylko zwiększyć liczbę przeprowadzonych testów. Trzy i więcej procent się utrzyma, a liczby bezwzględne wzrosną. I będzie czym ekscytować media i ludność. Że dziś wzrosło, że uwaga idzie zima i prądu ni ma, że w takim Krakowie, to mu zaraz zrobimy miasto na żółto albo i na czerwono, zaś wyłączenie poszczególnych szkół to pestka, wystarczy tylko, że jeden z uczniów… straci smak.

Popatrzmy na Izrael. Tam od wielu dni trwają wielotysięczne manifestacje przeciwko premierowi tego kraju oskarżanego o korupcję i nadużycie władzy. (A…., nie wiecie? A jaką telewizję oglądacie? Może wszystkie? No to macie coście chcieli). I teraz, z całą tą powyższą wiedzą, takie władze Izraela zwiększają pulę testów, „chorych na testy” przybywa, ogłaszają drugą falę zakażeń (prawo Klimczewskiego działa na całym świecie) i wprowadzają… drugi lockdawn. Z zakazem zgromadzeń oczywiście. Dobre, c’nie?

Ja tam Lecha Wałęsy fanem nie jestem. Ale miał ci on od czasu do czasu kongenialne odzywki ustawiające inteligentów i ich spekulacje w jasnym snopie światełka latareczki rozumku prostaka. Kiedyś przy walce o „wojnę na górze” (młodsi – do Wikipedii proszę) zaripostował profesorowi – „jak nie chcesz mieć Pan gorączki, to stłucz Pan termometr!” I mamy tak dzisiaj, tylko w odwrotny sposób. Państwo jak chce to wyciągnie termometr i wsadzi go pod pachę komu chce i to w dowolnej ilości (ba, niektórzy się sami napraszają). I władza korzysta dowolnie z rezerwuaru i tak już „zakażonych” 3% wedle własnych potrzeb. Czyli wywołuje… gorączkę. Ale nie tę medyczną – psychologiczną, zarządzając pandemią nie w sposób epidemiologiczny, ale oddziałując na społeczne emocje za pomocą mechanizmów psychologii społecznej. Zróbmy wreszcie te, odwlekane od maja, badania przesiewowe, powiedzmy Polakom straszną wieść, że mamy chorych na testy z milion luda, z tego miliona 2.007 leży po szpitalach a 12.000 siedzi bezobjawowo po domach, walnijmy sie w pierś, że wirus ma promilową śmiertelność (to dlatego nie rozbi się badań przesiewowoych, żeby to nie wyszło?), otwórzmy gospodarkę, pójdźmy do roboty i zdejmijmy te maseczki. Niech je nosi ten kto chce, a nie wszyscy z musu. Stłuczcie ten termometr, bo na razie powoduje on tylko zamieszanie.

No chyba, że o to chodzi, bo ktoś lubi „rozgorączkowane” społeczeństwo skaczące sobie do gardeł, przepraszam – masek.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.  

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *