21.07. Obyczajki wakacyjne ostatnie, czyli wspinaczka w katedrze

6

21 lipca, dzień 871.

Wpis nr 860

zakażeń/zgonów

2.999/6

No, jestem już na urlopowym wylocie, to znaczy piszę wpis, który ukaże się w dniu powrotu. Mam pewien temat na samolot i wtedy szybko zleci, bo to akurat tyle czasu ile trzeba by wystartować, wylądować i napisać. Pobyt był bardzo udany, kowidowo, jak w Polsce, parę niedobitków w maseczkach, niektórzy z dziećmi w 35-stopniowym upale. Ale co zrobisz? Lepiej by każdy robił co chce, ale to także zgoda na widzenie staruszków na ostatnich nogach i oddechu, ciągnących się w upale jak na własny pogrzeb. Turystycznie –  jak zwykle, Rodos rules i kolejna grupa zaszczepiona, tym razem widokami i obyczajami. A więc ostatnie obyczajki z tego pobytu.

Kowid powoduje powstanie zjawisk do tej pory nie widzianych, których istnienia nikt się wcześniej nie spodziewał, no bo jak bez wirusa można było przewidzieć taki na przykład Airmagedon. Nie, to nie błąd pisarski, tylko zjawisko, które może nadszarpnąć i tak ledwie zipiący po (?) kowidzie przemysł lotniczy. W grupie pilotów linii lotniczych armagedon, na niespotykaną do tej pory skalę. Chorują, umierają, ubywa generalnie z zawodu. To niespotykane zjawisko ma właściwie jedyne, a jednocześnie nielegalne, wytłumaczenie. Otóż piloci mieli zbiorowy obowiązek zaszczepić się i od tego czasu pojawiły się statystycznie zauważalne wymienione anomalie. Od czasu kowida i szczepień na niego odnotowano w branży 20 razy więcej zdarzeń niepożądanych i 23 razy więcej zgonów niż w przypadku innych szczepionek z ostatnich 20 lat.

Ciekawe zjawisko. To, że się okazało, że ten węgiel – z powodu Putina, rzecz jasna – to nie jest taki zły, to już oczywistość. Ale są tego konsekwencje. Co prawda dla nas przykre, bo okazuje się, że nasze kopalnie trzeba zamykać, a niemieckie otwierać, ale to jasne było od początku. By the way – co kopalnią Turów? Dobra ona teraz , czy zła? W internecie wiele strategii na redukcję śladu węglowego, czasami połączonych z akcją szczepienną. Ale do rzeczy: również w internecie frapujące pytanie: skoro węgiel już bardziej cacy, to co z liczeniem jego śladu? Czy ma to sens, skoro będzie go więcej i już taki potrzebny? Czy nagle okaże się, że ostatni trend do mierzenia śladu węglowego – łącznie z indywidualnym pozostawianiem takowego nawet z sankcją zablokowania karty płatniczej użytej do celów węglowo zbrodniczych – pójdzie w niepamięć? A może będziemy mierzyć ten ślad w celach dowiedzenia swej uczciwości, wszak będziemy się węglić nie na ruskim węglu, ale jakby przeciwko niemu? Drogie podejście jest jeszcze ciekawsze – „skoro nie ma węgla, to czy jest ślad węglowy?”

A propos eko. Widać, że nawet w tym temacie króluje podejście federalizacyjne. Unia chce by wprowadzić we wszystkich krajach członkowskich obowiązkowe ograniczenia konsumpcji gazu. Ograniczenia mają być przyjęte kwalifikowaną większością głosów z pominięciem europejskiego i narodowych parlamentów. Pal licho, że się przegłosuje parę krajów. Ale jak się do tego doda postulowany mechanizm solidarnościowy, o której to solidarności nagle przypomniała sobie Unia, to wyjdzie, że kryzys z gazem, który zafundowali sobie i Europie Niemcy, będzie znowu przez nie wykorzystywany do wątpliwego liderowania Unii. W dodatku będziemy się gazowo składać na niemieckie błędy, bo jak im tam w Berlinie zabraknie gazu, a nie gromadzili jak my na zapas, bo polegali na Putinu, to wyjdzie, że będziemy mieli dobrowolny przymus pomagania. Taka przymusowa dobrowolność, jak ze szczepionkami.  

Wychodzą coraz bardziej płaskoziemskie rewelacje. Globcio, czyli idea globalnego ocieplenia upada. Człowieki ideologiczne wparły ludowi już tak bardzo, że za zmiany klimatu odpowiada ród ludzki, że przeszło to na poziom wiary, której kwestionowanie pozwala spalić cię na stosie ostracyzmu. Tego rodzaju podejście w sumie usprawiedliwia wszystko, od deindustrializacji lokalnej (świat minus Chiny/Indie/Rosja), poprzez zagładę rolnictwa, w efekcie duży cios depopulacyjny. Ale ten ekoglobalizm dostał cios ze strony niespodziewanej, bo ciężko ją spuścić na łono nienaukowego foliarstwa. Otóż NASA opublikowała raport, z którego wynika, że za zmiany klimatyczne odpowiada zmiana na orbicie słonecznej Ziemi. NASA wie o tym, bo 22 lata temu opublikowała na swoich stronach tzw. Teorię Klimatu Milankovitch’a, która opisuje to zjawisko. Jak widać całe idolo idzie w gruzy, bo mówimy tu o zjawiska kosmicznych, na które nie ma wpływu człowiek. Tak jak ma na kosmiczną głupotę klimatycznej histerii.

W związku z tym trendem powrotu do spraw oczywistych cytat, który kiedyś (?) podpadałby pod mowę nienawiści, jako szkodliwe brednie, dziś, w świetle faktów, a właściwie powrotu do nich, brzmi już coraz bardziej „legalnie”:

1. Są dwie płcie: męska i żeńska.

2. Małżeństwo to kobieta + mężczyzna.

3. Mężczyzna i kobieta, którzy mają dziecko to tata i mama.

4. Nie wybieramy płci.

 5. Ludzkie życie rozpoczyna się od poczęcia.

Co do zmian kowidowych to kolejna zagłada. Kościół. Przyszły dane ze spisu ludności, czyli rachunki kościelne za kowida włącznie. Ja tu już o tym wielokroć pisałem, że rachunki przyjdą i teraz siedźcie i płaczcie, no, może nie ludu, ale kowidowo ochotni hierarchowie – i owszem. Dane ze spisu ludności:

Niewierzący:

1992 – 6,7%

2021 – 28,6%

Młodzi praktykujący:

1992 – 69%

2021 – 23%

Niepraktykujący:

1992 – 7,9%

2021 – 36%

Dla bardziej odpornych polecam cały raport o religijności Polaków, na ciche upalno/zimne wieczory. Zagłada.

No, ale jak wiedeński kardynał Christoph Schonborn pozwolił umieścić… ściankę wspinaczkową w katedrze, to wiemy, gdzie jesteśmy. Na drodze w przepaść, jaką jest doczesne uatrakcyjnianie wiary, w celach frekwencyjnych. To jak ze studiami – poziom się obniża, kosztem wiary walczy się z trendem, który się samemu prokuruje.

I dlatego nie dziwi już kompletne pojechanie z pojęciami. Oto Gazeta Wyborcza, w szpicy proaborcyjnej, odsądzająca od empatii wobec nienarodzonych dzieci promuje adopcję… dżdżownic. I tak z tym wszystkim Państwa zostawiam. Następny post już z ziemi polskiej do Polski

Zebrał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

6 thoughts on “21.07. Obyczajki wakacyjne ostatnie, czyli wspinaczka w katedrze

  1. O teorii opublikowane przez NASA czytałem, rzeczywiście coś takiego było. Czytałem o tym chyba w miesięczniku „Wiedza i życie” w latach 90. O zmianie orbity Ziemii wiadomo od dawna i ni jest to żadna tajemnica. JAk artykuł opisywał torię nazwikiem tego chorwackiego naukowca astronoma, to ono zabrzmiało mi bardzo znajomo. Jeśli tak jest warto by to było przekazać tym, którzy tak naciskają.

    Co do odejścia od KK ludzi, to to nie jest kwestia aborcji, ale samego KK, który bardziej odstrasza swoim zachowaniem młodych, niż zachęca ich do bycia we wspólnocie. Dlatego przez te 20 lat tak mocno zmieniły się statystyki. Ja się nie dziwię, ale KK nie wyciąga wniosków z tych danych. Jak w tej opowieści biblijnej. Mają zatwardziałe serca i nie chcą przyjąć prawdy, że świt się zmienił. Można się na to oburzać, bulwersować, ale tak jak z tą orbitą Ziemi. Nie mamy na to wpływu.

    1. My mamy w parafii księdza, który pewnie „wyciągnął wnioski” i taki fajny, taki cool jest teraz… I faktycznie przyciąga ludzi do kościoła dość dobrze. Tyle tylko, że coraz mniej w tym jest już chrześcijaństwa, coraz więcej działań pod publiczkę, byle więcej lajków było na fejsie. A jak porozmawiam z jednym czy drugim parafianinem o kwestiach wiary, to kończy sie na głupkowatych uśmieszkach – chyba niepoważny jestem, że w to wszystko wierzę.
      Kościół zabiegający o względy ludzi przestaje zabiegać o względy Boga i przestaje być prawdziwym kościołem. Staje się instytucjo charytatywno-rozrywkowo-moralizującą. Ale z dala od słowa bożego, od naśladowania Chrystusa i świętych… I właśnie to widzę u nas.

  2. Co z tym śladem węglowym – Panie Jerzy przecież to oczywiste: skoro musimy palić więcej węgla to znaczy że musimy jeszcze bardziej ograniczać ślad węglowy żeby jakoś to dodatkowe spalanie zniwelować, czyli paradoksalnie będą nam wpychać jeszcze mocniej samochody elektryczne, sztuczne mięso i wszystkie te wynalazki.

    1. „Dwutlenek węgla i tlenek azotu to naturalne termostaty” – wyjaśnia James Russell z Uniwersytetu Hampton, główny badacz SABER. „Kiedy górna atmosfera (lub 'termosfera’) nagrzewa się, cząsteczki te starają się jak mogą, aby zrzucić to ciepło z powrotem w przestrzeń”.
      science.nasa.gov/science-news/science-at-nasa/2012/22mar_saber/

  3. Podejrzewam, że Kościół ma o tyle przerąbane, że spadek ilości wiernych zależy (także) od spraw, na które ma podobny wpływ, jak my wszyscy na orbitę Ziemi. Będzie się sypało i waliło przy każdym wstrząsie, a najlepsze co można zrobić, to postarać się aby wstrząsów w krytycznym okresie było jak najmniej.

    Ludzie odchodzą od Boga, kiedy jest im za dobrze, po prostu (czy także na drugim końcu skali – kiedy jest im zbyt źle, tak na poziomie wzajemnego wyżynania się w walce o jedzenie, to temat na oddzielne rozważania, dodam tylko że religia, podobnie jak cała cywilizacja zresztą, pojawiły się na pewnym poziomie dobrobytu, kiedy oprócz pożeranych na bieżąco zasobów aby przeżyć, pojawiły się nadwyżki do składowania na gorsze czasy – i wychodzi na to, że XIX/XX-wieczny dobrobyt to odpowiadający tej dolnej granicy cywilizacyjnej przeciwna skrajność, czerwona kreska na końcu skali, że „osiągnięta” nienaturalnie, m.in. kosztem wyzysku Trzeciego Świata czy grabieżczego, „jednorazowego” podejścia do zasobów naturalnych, to inna sprawa).

    Ale wracając do tematu, skrajny, dehumanizujący wręcz dobrobyt powoduje, że ludzie dochodzą do bluźnierczego i autodestrukcyjnego wniosku, że Bóg, wartości wyższe, nie jest im do niczego potrzebny, niebo mają na ziemi (a że do czasu, istnieje śmierć,,, nie myślmy o tym, patrzmy w inną stronę, reklam obiecujących nie kończącą się radość chociażby). Faceci w czerni, przypominający bez przerwy że istnieją jakieś niezbędne dla wyrwania się z niewolniczego uzależnienia od dobrobytu posty czy obowiązek dzielenia się tym dobrobytem z głodnymi bliźnimi tym bardziej – tzn. symboliczne dary dla dobrego samopoczucia jak najbardziej, ale realne dzielenie się wyrwanym różnymi metodami dobrobytem. W życiu!

    Ludzie zepsuci niespotykanym w Historii dobrobytem i ułudą niekończącego się szczęścia będą uciekać z Kościoła pod każdym możliwym pretekstem. Każda (rozdmuchiwana przez chętnych słuchaczy) afera pedofilska czy „wakacje kowidowe” (z których wielu „wagarowiczów” już nie wróci na Msze i do innych praktyk) to preteksty, nie przyczyny odchodzenia od Kościoła.

    Jak szło, to na całego, ale jak nie idzie, to nie idzie, nie chce żadną miarą. Opinia publiczna jest kapryśna i zepsuta, jak się odwróci, tylko cud pomoże (a i to nie zawsze). Jak w tym dowcipie, kiedy Jaruzel w obliczu spadku popularności Partii uprosił Jana Pawła II o udzielenie mu cudu chodzenia po wodzie, jako dowodu przychylności Niebios, aby podnieść swoje (i komuny) notowania. Kiedy przeszedł w świetle kamer przez Wisłę, ludzie skwitowali „Ten *** nawet pływać nie umie…”. Dziś w podobnej sytuacji jest Kościół, zwłaszcza w oczach ludzi, u których wiara zawsze była letnia.

    Jedyne co może zrobić Kościół jako instytucja, to ograniczać liczbę wstrząsów do minimum, bo przy każdym będzie się sypało. Oraz stawiać na jakość, nie ilość (a przynajmniej nie na ilość kosztem jakości). Kościół przymilny, nie ostrzegający wielkim głosem przed złem i błędami nie jest nikomu potrzebny. Chwilowy niewielki wzrost popularności spowodowany cyrkowymi sztuczkami czy rozdawaniem uśmiechów (zdemoralizowanym cynikom) i ciastek (sytym), spowoduje w dłuższym okresie trwały spadek popularności Kościoła. Ludzie potrzebują lekarzy, nawet surowych, nie przymilnych błaznów (tych i tak mamy w nadmiarze, towar niechodliwy). A pasterze biegnący za stadem (nawet do przepaści), zamiast iść twardo w przeciwnym kierunku (choćby z garstką, która ocaleje) nie są nikomu potrzebni, wszyscy będą ich lekceważyć. Obojętnie dokąd sami by nie szli, takich przewodników nie potrzebują, odwrócą się od nich.

    Zasadniczy problem polega na tym, że duchowni też są produktem naszych czasów, nade wszystko boją się utraty luksusu (i to niekoniecznie kasy – choćby takiego, jakim jest ułuda prowadzenia do Pana wszystkich, a przynajmniej większości owieczek). Nie dopuszczają do siebie myśli, ze nie da się uratować wszystkich, tu i teraz. Z tym, że biblijny Pasterz zostawiał stado i szedł po zagubioną owcę, oni dzisiaj usiłują iść po nią na manowce z całym stadem., jak daleko się da (albo dalej…)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *