22.06. Historia pandemii, cz. 3, czyli systemowe mechanizmy wzmocnienia wirusa

7

22 czerwca, dzień 842.

Wpis nr 832

zakażeń/zgonów

47/0

Kolejna część publikacji Russela L. Blaylock’a pt. „Jaka jest prawda”, dzięki uprzejmości pana Mariusza Jagóry.

Wcześniejsza, pierwsza część była publikowana pt. „Jak medycyna zrezygnowała z nauki”, druga pt, „Bezprecedensowy atak„, Dziś część trzecia pt.:

KORUMPOWANIE SYSTEMU MEDYCZNEGO

„Nigdy w historii amerykańskiej medycyny administratorzy szpitali nie dyktowali lekarzom, jak mają praktykować medycynę i jakich leków mogą używać. CDC nie ma uprawnień do dyktowania szpitalom ani lekarzom metod leczenia. Mimo to większość lekarzy podporządkowała się temu bez najmniejszego oporu.

Ustawa federalna o opiece zdrowotnej zachęcała do tej ludzkiej katastrofy, oferując wszystkim amerykańskim szpitalom do 39.000 dolarów za każdego pacjenta na oddziale intensywnej terapii, który był podłączony do respiratora, mimo że od początku było oczywiste, że respiratory są główną przyczyną śmierci tych niczego nie podejrzewających, ufnych pacjentów. Ponadto szpitale otrzymywały 12.000 dolarów za każdego pacjenta przyjętego na OIOM – co moim zdaniem i zdaniem innych wyjaśnia, dlaczego wszystkie federalne biurokracje medyczne (CDC, FDA, NIAID, NIH itd.) robiły wszystko, co w ich mocy, aby zapobiec wczesnemu leczeniu ratującemu życie. Dopuszczenie do pogorszenia stanu pacjenta do tego stopnia, że wymagał on hospitalizacji, oznaczało dla wszystkich szpitali duże pieniądze. Coraz większej liczbie szpitali grozi bankructwo, a wiele z nich już zamknęło swoje podwoje, nawet przed tą „pandemią”. Większość z tych szpitali jest obecnie własnością krajowych lub międzynarodowych korporacji, w tym szpitali dydaktycznych.

Interesujące jest również to, że wraz z nadejściem „pandemii” obserwujemy gwałtowny wzrost liczby korporacyjnych sieci szpitalnych, które wykupują wiele szpitali zagrożonych finansowo. Zauważono, że miliardy z federalnej pomocy Covid są wykorzystywane przez szpitalnych gigantów do przejęcia zagrożonych finansowo szpitali, co jeszcze bardziej zwiększa władzę medycyny korporacyjnej nad niezależnością lekarzy. Lekarze wyrzuceni ze swoich szpitali mają trudności ze znalezieniem personelu w innych szpitalach, ponieważ one również mogą należeć do tego samego korporacyjnego giganta. W rezultacie polityka obowiązkowych szczepień obejmuje znacznie większą liczbę pracowników szpitali. Na przykład Mayo Clinic zwolniła 700 pracowników za skorzystanie z prawa do odmowy przyjęcia niebezpiecznej, w zasadzie niesprawdzonej szczepionki eksperymentalnej. Mayo Clinic zrobiła to pomimo faktu, że wielu z tych pracowników pracowało w najgorszym okresie epidemii, a zwalnia się ich w sytuacji, gdy dominującym szczepem wirusa jest wariant Omicron, który dla większości ma patogenność zwykłego przeziębienia, a szczepionki są nieskuteczne w zapobieganiu infekcji.

Ponadto udowodniono, że u zaszczepionej osoby bezobjawowej miano wirusa w nosogardle jest równie wysokie jak u osoby niezaszczepionej. Jeśli celem wprowadzenia szczepień jest zapobieganie rozprzestrzenianiu się wirusa wśród personelu szpitalnego i pacjentów, to największe ryzyko przeniesienia wirusa występuje u osób zaszczepionych, a nie nieszczepionych. Różnica polega na tym, że chory nieszczepiony nie poszedłby do pracy, a bezobjawowy szczepiony rozsiewacz – tak.

Wiemy natomiast, że duże ośrodki medyczne, takie jak Mayo Clinic, otrzymują co roku dziesiątki milionów dolarów grantów NIH oraz pieniądze od producentów eksperymentalnych „szczepionek”. Moim zdaniem, to jest prawdziwy powód, dla którego ta polityka jest realizowana. Gdyby udało się to udowodnić w sądzie, administratorzy wprowadzający te przepisy powinni być ścigani z całą surowością prawa i pozywani przez wszystkie poszkodowane strony.

Problem bankructwa szpitali nasilił się z powodu wprowadzenia przez szpitale nakazów szczepień i związanej z tym dużej liczby pracowników szpitali, zwłaszcza pielęgniarek, odmawiających poddania się przymusowym szczepieniom. To wszystko jest bezprecedensowe w historii opieki medycznej. Lekarze w szpitalach są odpowiedzialni za leczenie poszczególnych pacjentów i współpracują bezpośrednio z tymi pacjentami i ich rodzinami w celu rozpoczęcia leczenia. Organizacje zewnętrzne, takie jak CDC, nie mają uprawnień do ingerowania w te terapie, a robienie tego naraża pacjentów na poważne błędy organizacji, która nigdy nie leczyła ani jednego pacjenta z COVID-19.

Kiedy rozpoczęła się ta pandemia, CDC nakazało szpitalom przestrzeganie protokołu leczenia, który doprowadził do śmierci setek tysięcy pacjentów, z których większość wyzdrowiałaby, gdyby zezwolono na właściwe leczenie. Większości tych zgonów można było zapobiec, gdyby lekarze mogli stosować wczesne leczenie takimi preparatami, jak iwermektyna, hydroksychlorochina i wiele innych bezpiecznych leków i związków naturalnych. Oszacowano, na podstawie wyników uzyskanych przez lekarzy leczących z powodzeniem większość pacjentów chorych na Covid, że z 800.000 osób, o których mówi się, że zmarły z powodu Covid, 640.000 można było nie tylko uratować, ale w wielu przypadkach powrócić do stanu zdrowia sprzed zakażenia, gdyby zastosowano obowiązkowe wczesne leczenie przy użyciu tych sprawdzonych metod. Zaniedbanie wczesnego leczenia stanowi masowe morderstwo. Oznacza to, że w rzeczywistości zmarłoby 160.000 osób, czyli znacznie mniej niż liczba osób, które zginęły z rąk biurokracji, stowarzyszeń i komisji lekarskich, które nie chciały stanąć w obronie swoich pacjentów. Według badań wczesnego leczenia tysięcy pacjentów przez odważnych, troskliwych lekarzy, można było zapobiec od siedemdziesięciu pięciu do osiemdziesięciu procentom zgonów.

Niewiarygodne, że tym kompetentnym lekarzom uniemożliwiono uratowanie zarażonych wirusem Covid-19. Zawód lekarza powinien być zażenowany tym, że tak wielu lekarzy bezmyślnie stosowało się do śmiercionośnych protokołów ustanowionych przez kontrolerów medycyny.

Należy również pamiętać, że to wydarzenie nigdy nie spełniało kryteriów pandemii. Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła kryteria, aby uznać to wydarzenie za pandemię. Aby zakwalifikować się do statusu pandemii, wirus musi charakteryzować się wysoką śmiertelnością wśród ogromnej większości ludzi, co nie miało miejsca (wskaźnik przeżywalności wyniósł 99,98%), a także nie może mieć żadnych znanych istniejących metod leczenia – a ten wirus je miał – a w rzeczywistości istnieje coraz więcej bardzo skutecznych metod.

Nigdy nie wykazano skuteczności drakońskich środków wprowadzonych w celu powstrzymania tej wymyślonej „pandemii”, takich jak maskowanie społeczeństwa, zamykanie pomieszczeń i dystans społeczny. Wiele starannie przeprowadzonych badań w poprzednich sezonach grypowych wykazało, że maski, niezależnie od ich rodzaju, nigdy nie zapobiegły rozprzestrzenianiu się wirusa wśród ludności.

W rzeczywistości niektóre bardzo dobre badania sugerowały, że maski w rzeczywistości rozprzestrzeniały wirusa, dając ludziom fałszywe poczucie bezpieczeństwa i inne czynniki, takie jak obserwacja, że ludzie stale naruszali sterylną technikę poprzez dotykanie maski, nieprawidłowe zdejmowanie i wyciek zakaźnych aerozoli wokół krawędzi maski. Ponadto maski były wyrzucane na parkingach, ścieżkach spacerowych, kładzione na blatach w restauracjach oraz wkładane do kieszeni i torebek.

W ciągu kilku minut od założenia maski można z niej wyhodować wiele bakterii chorobotwórczych, co naraża osoby o obniżonej odporności na wysokie ryzyko bakteryjnego zapalenia płuc, a dzieci na wyższe ryzyko zapalenia opon mózgowych. W badaniu przeprowadzonym przez naukowców z Uniwersytetu na Florydzie z wnętrza maski noszonej przez dzieci w szkołach wyhodowano ponad 11 bakterii chorobotwórczych.

Wiadomo było również, że dzieci nie były w zasadzie narażone na ryzyko zachorowania na wirusa ani jego przeniesienia.

Ponadto wiadomo było, że noszenie maski przez ponad 4 godziny (co ma miejsce we wszystkich szkołach) powoduje znaczne niedotlenienie (niski poziom tlenu we krwi) i hiperkapnię (wysoki poziom CO2), które mają szereg szkodliwych skutków dla zdrowia, w tym upośledzają rozwój mózgu dziecka.

Wiemy, że rozwój mózgu trwa jeszcze długo po ukończeniu szkoły podstawowej. Niedawne badania wykazały, że dzieci urodzone w czasie „pandemii” mają znacznie niższy iloraz inteligencji – jednak zarządy szkół, dyrektorzy szkół i inni biurokraci oświatowi najwyraźniej nie są tym zaniepokojeni.”

Przed nami jeszcze kolejne odcinki:

4. Narzędzia indoktrynacji. Jak mity płaskoziemców okazały się prawdą.

5. Zanik logiki, rozsądku i dowodów naukowych. Zanik dotychczasowych praktyk medycznych i epidemiologicznych.

6. Niebezpieczeństwa związane ze szczepionkami coraz częściej ujawniane przez naukę. Ponury bilans ujawnionych i potencjalnych NOP-ów.

7. Gorące i śmiercionośne partie szczepionek. Dlaczego jedni przechodzili szczepionki bez problemów, a inni chorowali i nawet umierali? Statystyka.

8. Dlaczego Fauci nie chciał przeprowadzić autopsji osób, które zmarły po szczepieniu? Przyczyny braku autopsji oraz wyniki tych nielicznych

9. Wnioski. Podsumowanie wszystkich wątków.

zacytował Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

7 thoughts on “22.06. Historia pandemii, cz. 3, czyli systemowe mechanizmy wzmocnienia wirusa

  1. Ja mam takie podejrzenia, ale to nie jest potwierdzone w żadnych komunikatach rządu, władzy, MZ, że system zdrowia został zamknięty w pierwszym etapie epidemii(wiosna 2020) by nie chorowali lekarze, by ich wirus nie dopadał i nie umierali masowo, a zatem by nie zablokować systemu zdrowia(tak jakby lekarze nie żyli w środowisku, nie mieli rodzin, znajomych, kolegów i tam się nie mogli zakazić). Ale to była wiosna 2020, a zatem okres początkowy epidemii. Potem już nie było sensu tego robić bo poznaliśmy warunki bazowe jakie trzeba spełnić by się zarazić i chorować. A w 2021 roku to już w ogóle zamykanie szpitali i OM zakrawało o paranoję MZ i Sanepidu. JUż to kiedyś pisałem, ze wszystko zostało postawione na głowie. Bo metodami leczenia zajmowało się MZ, leczeniem Sanepid, a lekarze to byli byli zamknięci ludzie w swoich biurach, jak we więzieniu, bez kontaktu z pacjentem. Kiedy chodziliśmy jeszcze w marcu i kwietniu 2020, prywatnie, do lekarza po lutowym Covidzie, z dzieckiem, to on nam mówił, że nie wyobraża sobie leczenia zdalnego. Musi zobaczyć pacjenta, chorego, bo wtedy diagnoza jest trafniejsza. Ale to prywatnie. Na państwowym wikcie wszystko było postawione na głowie.

  2. Trochę tu niekonsekwencji. Np. w ostatnim akapicie:
    „Wiemy, że rozwój mózgu trwa jeszcze długo po ukończeniu szkoły podstawowej. Niedawne badania wykazały, że dzieci urodzone w czasie „pandemii” mają znacznie niższy iloraz inteligencji – jednak zarządy szkół, dyrektorzy szkół i inni biurokraci oświatowi najwyraźniej nie są tym zaniepokojeni.”

    Czy dzieci urodzone w „pandemii” (a więc w wieku 0-2 lata) nosiły już maski? W jaki sposób połączyć ich mniejsze ilorazy inteligencji (ciekawe jak to jest mierzone, bo dziecko nabiera inteligencji dopiero w trakcie uczenia się i socjalizacji, a tu mierzono niby co i niby jak? Czy preferuje smoczka gumowego czy eko?)… a więc w jaki sposób połączyć (w tym przykładzie) gorsze dotlenianie mózgów młodzieży szkolnej z gorszymi ilorazami inteligencji u tych, co jeszcze często do żłobka nie poszli?

    No dobrze, może się nie znam, może są jakieś sposoby mierzenia inteligencji na tak wczesnym etapie życia, ale skoro niemowlaków i dzieci do wieku lat 5 (lub podobnie w zależności od kraju) nie maskujemy, to może bardziej zasadne byłoby sprawdzenie, którzy rodzice przebadanych dzieci szczepili się (przed ciążą lub w trakcie), a którzy nie?
    Ja jak już pisałem znam dwie osoby zaszczepione przed lub w trakcie ciąży (oczywiście z namowy lekarza, choć oficjalne stanowisko Bigpharmy było inne). W jednym przypadku pojawiła się ciąża zagrożona, a w drugim – powikłania zdrowotne (niby to samo co u starszego rodzeństwa, tylko mocniej), oraz… covid 19 – u noworodka.
    To by były ciekawe badania – może ktoś ma do takich dojście?

    A poza tym tekst w porządku 🙂

    1. Ciekawe to by było badanie wpływu wszystkich wcześniejszych szczepionek na dzieci. Żona jest logopedą. Ostatnio pokazała mi badania. 30 lat temu ok 15% dzieciaków miała problemy logopedyczne. Obecnie 15% ich nie ma. Poradnie psychologiczno-pedagogiczne maja kolejki na 2 lata do przodu dzieciaków z różnymi zaburzeniami.

      1. A może to też być tak, ze 30 lat temu nikt sie tym nie przejmował. Dziś dziecko kichnie, zasmarka, a rodzice już biegną do lekarza. Tak sam oz logopeda. Lekarz ogólny powie, że coś jest nie tak(a czy tak jest to już inna sprawa) i robi się kolejka. Nie ma ludzi idealnych, a dziś rodzice starają się chuchać i dmuchać na dzieci. Nie twierdze czy to źle czy dobrze, ale zmieniło sie podejście do dzieci.

      2. 30 lat temu dzieci nie miały od małego smartfonów i tabletów, a to bardzo ogranicza rozwój mowy, podobnie jak włączone non-stop tv. Mój 30- letni brat do dzisiaj nie mówi „r” i czy ktokolwiek wysłał go do logopedy? Nie. Pracowała z nim indywidualnie i dobrowolnie pani w nauczaniu wczesnoszkolnym, która była logopedą. Żadnej poradni nie było. Moje dzieciaki mają co roku w przedszkolu badanie logopedyczne, które wyłapuje dzieci w wadami itp. My chodziliśmy tylko do zerówki, a poradnie zaliczyłam dlatego, że byłam leworęczna. Pierwsze pobranie krwi na badania miałam jako dorosła osoba, moja trójka zaliczyła ich już sporo, choćby tylko profilaktyczne zbadanie żelaza w wieku ok 7 miesięcy. Jak się bada, to się i wyłapuje. Dzisiaj niemowlęta rehabilituje się z powodu np asymetrii, która jest powszechna i prowadzi do wad postawy w późniejszym wieku. A ja kiedy dowiedziałam się o skoliozie i płaskostopiu? Gdy szłam do szkoły. Można się tylko domyślać, czy byłam asymetryczna czy nie… Jestem na bieżąco z różnymi problemami dziecięcymi z autyzmem włącznie i fajnie byłoby znaleźć jednego winnego ale co zrobić jak trzeba być ślepym by nie zobaczyć że pewne problemy są genetyczne?
        Nie wiem jak w różnych miejscach z poradniami pp, ale jak musiałam iść z synem to miałam termin na „za dwa tygodnie” i to w roku pamiętnym 2020 we wrześniu.
        Nie chcę oczywiście mówić że szczepienia i przyjmowane leki są bez znaczenia, ale myślę że wiele problemów jest bardziej złożonych. Z jakiegoś powodu ja, mąż i najstarszy „uprawniony” syn nie daliśmy się zakeczupować…

        1. Jedno drugiego nie wyklucza. Niezdrowa żywność, siedzenie z nosem w telefonie, na pewno nie pomaga. Ale moim zdaniem, jakby tak poszperać, to wyszłoby też wiele patologii, czy nawet przekrętów w zatwierdzaniu „starych”, obowiązkowych szczepionek, którymi faszerowane są dzieci od niemowlęctwa. Takich, co to już na pewno są „bezpieczne i skuteczne”. Ale spróbuj o tym powiedzieć lekarce albo pielęgniarce, to patrzą na ciebie jak na złoczyńcę.

        2. Jak kilka lat temu szczepiliśmy dziecko na jakiś standardowy zestaw chorób (nie pamiętam już jaki), to na pytanie o szczepionki dostaliśmy odpowiedź od pielęgniarki, że kilka lat wcześniej to szczepionki były gorsze ale teraz mają to i śmo i są zdecydowanie zdrowsze. Na te same choroby. Czyli pewne jest jedno: szczepionki są zmieniane. Pytanie czy faktycznie na lepsze. Plandemia nauczyła nas, że wszystko może być spaskudzone w majestacie nauki, więc proszę szanownego „lekarstwa” się nie dziwić, że wstrzymaliśmy się z aplikowaniem kolejnych wynikających z harmonogramu. I przepisujemy się co jakiś czas do innej przychodni. Znam przypadek, że rodzice przepisali dzieci za granicę z powodu rzekomego wyjazdu, więc jest to sposób znacznie skuteczniejszy na ten system. Bo system będzie egzekwował choćby najdurniejsze przepisy bez oglądania się na rzeczywistość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *