28.09. Układ zamiast systemu

9

28 września, dzień 575.

Wpis nr 564

zakażeń/zgonów

2.904.631/75.601

Ostatnio gruchnęła wieść, wynik dziennikarskiego śledztwa, które trwało kilka miesięcy. Miało ono ujawnić siatkę powiązań pomiędzy politykami PiS i stanowiskami, głównie w spółkach skarbu państwa. Wykazywało kilka linii „politycznych rodów”, na czele których stał patron zbierający w nadanych mu silosach resortowych swoich zaufanych i pociotków. Zrobił się szum wielki, który trwał… dobę, bo wszystko przykryła krowa gwałcona (?) przez imigranta. I cały pogrzeb – na nic. Teraz temat próbuje się jednak przebić, bo to przecież sporo pracy z tym było, wyszło, że na jakieś 9.000 stanowisk to tak z kilkaset jest obsadzonych przez działaczy PiS. Sprawę jeszcze w lipcu lekko trąciła akcja listy „tłustych kotów” z PiS-u, ale wtedy to wyszła jakaś amatorka, bo tam było ze sto nazwisk. Teraz mamy cały przegląd i wyszło, że… nic się nie stało.

I nie dlatego, że wszystko przykryła imigrancka krowa, tylko, że np. ja myślałem, że tego jest o wiele więcej. I co gorsza – nie to, że ten proceder to domena akurat tej władzy, ale to syndrom całej III RP. Nie chcę tu grać obłudnego symetrysty, po cichu kibicującego PiS-owi, i mówić, a u was (czyli za poprzedniej władzy), też Murzynów bili. Nie. Uważam proceder obstawiania stanowisk swoimi za wysoce szkodliwy, ale nie dam się wpuścić w kanał, że narodził się on w 2015 roku, ze szczególnym uwzględnieniem pazerności pisowców. To jedna z nieciekawych cech stałych systemu pookrągłostołowego, rzec można – ponad podziałami, bo odtwarza go każda kolejna ekipa. Rzecz więc w mechanizmach, a nie w woli politycznej pazerności konkretnej ekipy. Popatrzmy więc na ten powtarzalny mechanizm, by zrozumieć dlaczego się on reprodukuje, bo wtedy być może będzie łatwiej znaleźć jakieś remedium.

Myślę, że jest tu kilka elementów składowych. Pierwszy to jednak układ kliencki, to znaczy funkcjonowanie innych niż oficjalne, mechanizmów wyłaniania powiązań zamiast systemu sfery administracyjnej, szczególnie na styku obszaru państwa i biznesu. Układ klient-patron funkcjonuje wciąż w najlepsze i nawet PIS, który miał na sztandarach walkę z tą epidemią (vide prof. Zybertowicz) uległ, przyjmijmy na razie, że siłą inercji, temu trendowi.

Drugi element to kwestia pragmatyki realnego systemu politycznego. Partie mają swoich aktywistów, którzy działają w nadziei na państwowe frukta. Zwycięska partia wchodzi na całego, wymienia poprzedni aparat, nie ma ciągłości działań administracji. Wódz zwycięskiej formacji za pomocą rozdziału stanowisk nagradza (i karze) swój aparat polityczny, który ma często kompetencje bardziej na plakatowanie i ulotkowanie w kampanii, niż na zarządzanie sferą publiczną. Tak robią wszystkie partie i wtedy państwo staje się łupem.

Z PiS-em jest taka sprawa, że ten ma krótką ławkę. A przynajmniej niższej jakości, bo taki jest aparat partii Kaczyńskiego. Co prawda nie bardzo wiadomo, czy w tej sytuacji narozrabiać może bardziej ktoś głupi czy wykształcony cynik. Intuicja podpowiada, że pierwszy przypadek to raczej PiS, zaś drugi to wspomnienia ze stylu PO. Zaprawdę nie wiadomo co gorsze.

Kolejna sprawa to wielkość publicznych nadań, czyli zasoby państwa. Chyba właśnie element obsadzania stanowisk dla licznej braci jest powodem wzrostu i ciągłego rozrastania się sfery publicznej, po to by tych stanowisk było dużo. Skutkuje to nie tylko powiększaniem struktur państwa  ale i równoległym rozrostem kompetencji, by te gargantuiczne rozmiary uzasadnić nowymi zadaniami. W związku z tym państwo puchnie, zaś crème de la crème, czyli spółki skarbu państwa nigdy nie doczekają się prywatyzacji. Będzie to za każdym razem tłumaczone strategicznymi interesami kraju, by nie dopuścić do prywatyzacji kluczowych elementów gospodarczego ładu, de facto konserwujących państwowe monopole.

Ale gdyby tak się przyjrzeć, to można widzieć jakieś smutne racje każdej ze strony politycznych łupaczy. No, bo jak się przychodzi po zdobyciu władzy na nowe to widzi się na tych stanowiskach nominatów zwyciężonych przeciwników i trzymać taki element może być niebezpiecznie ze względu na tzw. sypanie piachu w tryby nowej władzy. W ten sposób nowe hordy zwycięzcy „uczą się państwa” od nowa, w dodatku płacąc partii haracz z państwowej kasy, za fee od załatwionej roboty. No i co mają zrobić nowi, skoro ten mechanizm się powtarza ? Spotykają tam takich jak oni, tylko z paczki przeciwnej, wiedzą, że wchodzą na ich miejsca, zaś ich zegar bije w tempie szybko mijającej kadencji.

Myślę też, że to tempo ma niebagatelne znaczenie. To oznacza, że trzeba się nachapać na szybko, bo nie wiadomo kto wygra wybory za parę lat, a jak się już jest przy korycie, to warto się napaść na zapas, czyli na resztę życia. Stąd taka pazerność. Czyli mamy miks potworny – niskie kompetencje i duże ambicje, głównie finansowe. Trzeba się więc odkuć, zwłaszcza za lata posuchy w opozycyjnych ławach. Kiedyś tak miał PiS – lat osiem, teraz właśnie odchudzana jest PO. Ten układ ma jeszcze kolejną, szkodliwą warstwę, czyli dogrywki. No, bo jak się nie powiedzie zgarnięcie całej puli w wyborach parlamentarnych, to szuka się szczęścia w substytutach synekur, którymi stają się zasoby samorządowe. W ilu to miastach hoduje się obecnie wygłodniały aparat peowsko-peeselowski? Na koszt podatnika rzecz jasna i kosztem jakości świadczonych usług.

Jak pisałem – ciągnie się to przez całą III RP, jest wpisane w wymienione powyżej jej geny, co wcale nie umniejsza stanu tego zagadnienia za PiS, który przecież deklarował ustami swego prezesa, że nie idzie się do polityki dla pieniędzy, co zresztą uważam, za skrajny populizm, który powoduje, że minister zarabia (-ł?) obecnie tyle, co dobry operator koparki. Taką zostaliśmy przebici tą nową Polską. Ale czy to jest wyrok dożywotni? Czemu inne kraje tego (aż tak) nie mają?

Można wiele zwalić na długoletnie przewagi w kulturze politycznej innych krajów, które nie miały, tak jak my, sporej i wyniszczającej przerwy od demokracji. Ja myślę, że tu chodzi o coś innego. O wizję państwa. Czy jest ono zasobem do zdobycia czy służbą. Brzmi to górnolotnie, ale tak jest. Brakuje nam namysłu jakiego państwa potrzebujemy i do czego. Bo moim zdaniem, skoro sfera publiczna traktowana jest jako polityczny łup, to może tu pomóc jedynie… jego zmniejszenie. Potrzebujemy państwa mniejszego, ale sprawniejszego. Skutecznego, ograniczonego do określonych obszarów, ale jeśli już ustanowionych to z pełną mocą do realizacji w nich powierzonych zadań. A mamy państwo przerośnięte, ale słabe. A z powodu genu klienckiego – słabe wobec wielkich i demonstracyjnie silne wobec maluczkich.

Pod tym względem jestem raczej liberałem, czyli zwolennikiem państwa minimum, ale tam gdzie odpowiedzialnego, to już bez znieczulenia. Ale wyjście z tego impasu ma tylko dwa warianty, albo nowy gracz spoza tego wzorca, albo jakaś forma samoograniczenia się kolejnej ekipy w korzystaniu z konsumpcji owoców zwycięstwa. W obecnej sytuacji obie te drogi wyglądają raczej na utopijne mrzonki. A więc będziemy mieli bitwy nie o Polskę, ale o stołki, kolejne fale niekompetentnych pociotków, niską jakoś usług publicznych i odwrotnie proporcjonalne koszty, czyli podatki, bo przecież coraz mniej płatników podatków musi zarobić na coraz większą armię urzędników. Urzędników, w dodatku przeszkadzających administracyjnymi regulacjami w swobodzie rozwijania się spontanicznych mechanizmów gospodarczych i społecznych.

Ale my o tym nawet nie mówimy, nawet nie mówimy o siatce wpływów koterii władzy obecnej. Dziś jest o krowie, co po raz kolejny pokazuje skarlałą skalę naszych politycznych debat.    

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

9 thoughts on “28.09. Układ zamiast systemu

  1. Każdy członek każdej partii w Polsce płaci na nią statutowo, czy to w PiS, czy PO, z każdego wynagrodzenia/pensji/premii ile? 5 procent? 10?
    A wybory kosztują, subwencja budżetowa to za mało.
    To PO TO (a nie – dlatego) szefowie spółek SP zarabiają często miliony rocznie. A politycy tworzą cale klany w firmach państwowych … Kasa to władza, władza to kasa, na to nakłada się dyktatura partyjnych liderów i tak to się kręci…
    A Polska tu gdzie, zapytają naiwni?
    Jaka Polska? Żerowisko!

  2. JA bym to widział inaczej. Zgadzam się, że takie działania są naganne i nie powinny mieć miejsca. Niemniej. O ile poprzednicy, nawet tzw. pierwszy PIS robili to w rękawiczkach, raczej nie epatując swoimi działaniami, o tyle obecny PIS tak się rozzuchwalił, tak bardzo pokazał, że ma gdzieś innych, zarówno swoich wyborców, jak i resztę, że nie liczy się z opinia publiczną. Że TKM, że „Państwo to ja”, że skala tego zawłaszczenia państwa jest ogromna. Pan redaktor podaje liczby całkowite i liczbę przejętych stanowisk. Ale.. nie ważna jest ta liczba ,ale to jakie stanowisko się przejmuje. Bo można przejąć 10 tys stanowisk sprzątaczek (nie umniejszając ważności tych osób). Ktoś powie: „Łoo, ale zawłaszczanie państwa. 10 tysięcy!!!”. No nie? Ale można przejąć 900 najważniejszych stanowisk w RN, prezesów, dyrektorów, w SSP, itd. Widać różnice? Chyba tak…

    1. Nooo, z tymi białymi rękawiczkami PO to gruba przesada 🙂 POprzednicy tej władzy PO prostu mieli wszystkie media w komitywie, więc po co media miały informować o takich rzeczach, skoro mogły w tym układzie partycypować? Mogło to sprawiać wrażenie „subtelności”, a to była po prostu struktura paramafijna.
      Obecna dwubiegunowość w mediach jest daleka od ideału, ale to przynajmniej namiastka pluralizmu, którego od czasu Okrągłego Stołu po koniec rządów PO w Polsce nie było. I to jest ta namiastka pozytywów płynących z obecnego stanu rzeczy.
      I ja nie mam wrażenia, że obecna władza garnie pod siebie więcej, albo głupiej, albo bez białych rękawiczek. Obecna władza garnie przy świadomości, że media z drugiej strony barykady politycznej patrzą im na ręce. Poprzednia kradła przy świadomości, że nie ma takiej medialnej siły (ani woli), żeby ich na czymkolwiek przyłapać (dopóki są wierni Partii 🙂 ). Dlatego ja odwróciłbym ten tok rozumowania: O ile więcej musiała / mogła nakraść poprzednia władza, wiedząc, że nic i nikt jej nie ogranicza? Myślę, że w tym zakresie jest jeszcze duuuuużo, dużo do odkrycia 🙂

      1. Nie zgadzam się z tą teza. MEdia nie był yna pasku PO, PSL czy SLD. NAwte na pierwszje PIS mimo wszystko trzymały jakis poziom. Tyle wody i błota, jakie lej się z TVP dziś, to nawet za PRL nie był. TAm jednak trzymano jakieś minimum inteligencji. Tutaj jest walenie siekiera po palcach. Mam na tyle dobra pamięć, że pamiętam o tym jak niejnaki Kraśko, który wtedy byłw TVP w Wiadomościahc często krytykował PO czy PSL za swoje działania. Że w byli redaktorzy w Panoramie, Teleexpresie, którzy nie mieli oporów by powiedzieć swoje zdanie. Nawet Jan Pospieszalski, który nie był poklepywany po plecach miał swój program i nikt go nie zdejmował bo „miał inne zdanie”. A prywatne stacje mnie nie interesują. Oni nie dostają kasy z budżetu. Mogą sobie pleść co chcą. Sprawa cały czas kręci się wokół TVP bo płacimy na to coś 2 mld z budżetu (czy generalnie na media państwowe), a dostajemy prostacki przekaz rodem z czasów głębokiej komuny(albo jeszcze gorszy). Nie słyszalem by w Polsacie, TVN ktoś obśliniał się na widok Tuska czy Kamysza. Natomiast wazelina w TVP dla rządzących i naczelnika leje się strumieniami. Oglądam TV od lat i zawsze media krytykowały działania rządu. Jedna krytyka była słuszna, inna niekoniecznie, ale nie stały murem za władza, jak teraz stoi Kurski i jego propaganda. Ktoś kto tak uważa, albo ma rozdwojenie jaźni, albo głęboka sklerozę. A to nie było tak dawno. JA wiem, teraz popularna jest mgłą Covidowa, ale bez przesady. Żeby nie pamiętać tego co działo się 10 lat temu.

        1. Piszesz: „Nie słyszalem by w Polsacie, TVN ktoś obśliniał się na widok Tuska czy Kamysza.”
          SORKI – ale pojechałeś teraz na maxa. Nie bez powodu uznaje się TVN za największą partię opozycyjną. Tam na porządku dziennym jest promowanie naszych i TOTALNIACKIE odrzucanie wszystkiego, co nie nasze. W TVN się z tym nie kryją. Kryją się nieco w Polsacie, ale – i to jest wiadomość , którą usłyszałem z pierwszej ręki, od człowieka związanego z TVN/Polsatem – „Polsat i TVN to jest to samo, tylko Polsat musi udawać taką bardziej wyważoną telewizję, żeby na różnych poziomach zwalczać rząd” – cytuję z pamięci. A „osoba” powiedziała mi to w dobrej wierze, sądząc, że wszyscy Polacy to Tefałeniacy 🙂 . I poza tym – tyle fejkó, tyle blokowania dyskusji, tyle mieszania z błotem, manipulowania w celu ośmieszania, tyle chamstwa, tyle antywartości ile podaje TVN – to żadna stacja w Polsce nie ma. A TVP, która niestety przyjęła te same sposoby walki, co przeciwnika, jeszcze dłuuuugo będzie się uczyła metod, które TVN / Polsat przejęły wprost od swoich mocodawców (komunistyczna propaganda jest jedną z najlepszych na świecie, więc TV miał najlepszych nauczycieli w tym względzie).
          Można wiele złego pwiedzieć o TVP, zgoda… ale taki pokaz uwielbienia TVNu i pokazywanie go jako prawie wzoru dziennikarstwa… to tylko śmiech mnie na to ogarnia, bo obserwuję wyczyny tej stacji i jej „całą prawdę całą dobę” jeszcze zanim PiS doszedł do władzy. I w ogóle korzenie TVNu są baaardzo ciekawe, tłumaczące baaardzo wiele z tej nagonki, którą obecnie robią. I mówię to bez jakiejś większej sympatii czy antypatii do PiSu.

  3. A mnie zastanawia ta wymienialność kadr po wygranych wyborach, prawdopodobnie są na umowach o pracę i zwykły pracodawca wg kodeksu pracy zwolnić ot tak sobie pracownika(w swojej prywatnej firmie), bo nie podoba mu się jak pracuje, musi mieć do tego odpowiedni powód, lub likwidacje stanowiska pracy, dlaczego kadry z poprzedniego nadania nie idą do sądów pracy o przywrócenie ich na stanowisko, bo ktoś im powiedział, że od jutra nie pracujesz? I nic się nie zmieni, dopóki politycy nie zaczną odpowiadać przed swoimi wyborcami(JOW-y), a nie muszą lizać d*pę tworzącemu listę.

  4. 1.) W wyniku umowy okrągłostołowej (czy tam układu, jak kto woli) powstało dysfunkcyjne państwo. Na wielu poziomach. Wyżej opisane zjawisko (zagarniania stołków przez rządzące partie) to tylko jeden z wielu przejawów tego zjawiska. Mechanizm jest taki, że partia (każda) musi jakoś wynagradzać swoich. W sposób nieformalny, niezgodny z prawem, bo legalne metody są niewystarczające, nieprzystające do realiów. Populistyczne pohukiwania („nie dawać piniądzów złodziejom”) tylko pogłębiają kryzys. To nie jest stabilne państwo wielowiekowego dobrobytu, gdzie fotel posła czy senatora jest ukoronowaniem kariery biznesmena lub profesora, dla którego nawet parlamentarna pensja jest dodatkiem bez której mógłby się obejść niezagrożony wizją głodującej rodziny, niespłaconych kredytów za dom czy niewykształconych dzieci. Trzeba „swoim” dać stołki, dlatego np. państwowe spółki tworzą bez końca spółki-córki (ze szkodą dla państwa, nawet nie tyle budżetu, bo to dałoby się udźwignąć, co efektywności działania). Różnica między PiS a PO jest taka, że posłowie „Partii Oligarchów” mogli mieć wynagrodzenie odłożone w czasie, w Radach Nadzorczych i Zarządach (czy pomniejszych stanowiskach, rozmaitych „konsultantów”) prywatnych spółek, które mogą zatrudniać kogo chcą, bez żadnej afery czy skandalu, natomiast PiS, partia „ludowa”, głosząca program odwojowania państwa z rąk ludzi zblatowanych z postkomuchami czy drenującym nas kapitałem zachodnim ma do dyspozycji jedynie spółki skarbu państwa. I tylko dzisiaj. A także – jak już to ktoś tu zauważył – ma przeciw sobie większość mediów (bynajmniej nie obiektywnych) patrzących im na ręce, w przeciwieństwie do poprzedników. Biorąc to pod uwagę może się okazać, że są nie tylko nie gorsi od poprzedników, ale w porównaniu z nimi wręcz niemal kryształowo czyści (wbrew wizjom kreowanym przez media).
    ___
    2.) Nie mówiąc już o takich oczywistościach jak to, że próbując dokonać rewolucyjnych reform w państwie trzeba zastąpić w rozmaitych zarządach ludzi jawnie wrogich tych zmianom „swoimi”. A ławka krótka…
    ___
    3.) Ale zostawmy to. Ważniejsza jest systemowa dysfunkcjonalność państwa, niejako wmontowana w jego architekturę. Podobną bezradność „państwa z kartonu” widać na wielu innych polach, jak samowola przerośniętej biurokracji przykładowo (decyzja nieraz nie zależy od niejednoznacznych i często sprzecznych przepisów, tylko od interpretacji urzędnika). Biznes w „tym kraju” to w porównaniu z Zachodem często, jak to ktoś określił, „pływanie w kisielu”. Nie należysz do układów – przepadłeś, wielkie interesy nie dla Ciebie.
    ___
    Podsumowując – nie ma tu miejsca na szczegółowe i dogłębne analizy zjawiska, ledwo starczy na diagnozę. Pytanie brzmi – kto i dlaczego taką strukturę państwa zbudował, bardziej szczegółowe – jakich kijów i marchewek użył, żeby wielu „budowniczym” taka konstrukcja ich działki się opłacała. Patrząc z historycznej perspektywy – sąsiedzi zawsze dbali, żeby „Polska nierządem stała” (póki stać musi i trzeba chwilowo ścierpieć jej obecność), żeby nie stanowiła realnej konkurencji dla sprawniej zarządzanych państw. A jeszcze ważniejsze – jak zreformować państwo, żeby każda próba reform nie powodowała gniewnych pomruków kolonizatorów (żeby nie szczuli na nas jakichś Czechów przykładowo…).

  5. Ja myślę, że urzędnikom jest wszystko jedno, czy pracują dla PIS czy PO, byle blisko koryta. Znam osobiście panią ambasador, która za każdym powrotem do kraju mówi jak nie cierpi Polski i zaściankowości tutaj panującej, dlatego kształci dzieci, żeby one też były dyplomatami i tak to się od lat kręci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *