6.11. Warianty, czyli presja nie tylko immunologiczna.

4

6 listopada, dzień 979.

Wpis nr 968

zakażeń/zgonów

100/0 (rozpisuję konkurs na podanie przyczyn, dlaczego w weekendy, szczególnie w niedziele nikt nie umiera na kowida? Ktoś, coś? (Nagroda – moja książka „Trzeci Sort” przesłana z podpisem autora).

Dziękuję za wsparcie bloga

Wersja audio wpisu

Coraz więcej rzeczy wychodzi jako fakty, wypierane dotąd przez mainstream, a o których – nie tylko ja – spekulowałem, że źle robimy. Już wtedy, w kwietniu 2020 roku, napisałem tekst do Rzeczypospolitej, że może nie powinniśmy tak robić, żeby się zaraz zamykać i kombinować z nieleczeniem, czyli czynić odwrotnie niż ludzkość radziła sobie do tej pory z pandemiami. Że sami nabroimy – bardziej niż sam wirus. Rzepa miała już publikować ten tekst (tak, takie były jeszcze czasy pierwszych tygodni, bo potem sanitarystyczne kajdany ufundowane przez sponsorów pandemii zamknęły na stałe taką dyskusję).

Sam wycofałem tekst, bo porozmawiałem z aktywnym lekarzem, który mnie odwiódł od tego rodzaju spekulacji. Mnie chodziło o to, że swoim rozumkiem doszedłem do wniosku, iż największą tarczą jest naturalna odporność, śmiertelność wirusa wśród młodych i zdrowych jest pomijalna, a więc trzeba postawić na jedyne lekarstwo: wyjść na świat, pozakażać się, zaś starszych i chorych pilnować na kwarantannach, pod stałą opieką medyczną. Mój znajomek jako medyk uznał, że to nie jest możliwe, by uzyskać taką szczelność i że ci starsi się pozakażają od tych stadnych i będą padać jak muchy w przeciążonej służbie zdrowia.

Okazało się, że jednak to ja miałem rację, w przyjętej strategii starszych nic nie izolowało od zakażeń, za to ich nieleczenie i niediagnozowanie, ujednoimiennianie szpitali skończyło się hekatombą naszej reakcji – ponad 200.000 ponadnormatywnych zgonów, z czego około 5% była Z kowidem, a NA kowida jako jedyną przyczynę śmierci zeszło mniej więcej tyle ludzi co na komplikacje średniej grypy sezonowej.

Czemu o tym piszę? No, nie po to by się chwalić, że to przewidziałem. Z chęcią bowiem zamieniłbym swoją „rację” na swój błąd, jeżeli mógłby on tylko doprowadzić do powstrzymania tylu ofiar. Po prostu jako wieszczek tego dramatu bardzo chciałbym się mylić. Ale wspominam o tym dlatego, że w sumie dochodziło się do takich wniosków posługując się jedynie narzędziem logiki. Mając kilka, oficjalnych przecież, danych publicznych, jak choćby takie, że wirus się szybko rozprzestrzenia, zaś jest mało zjadliwy, większość i tak się zakazi a jedyną obroną (przed wynalezieniem sławetnych szczepionek) jest nasz własny system immunologiczny i (okazało się, że sekowanych) kilka znanych już od lat preparatów medycznych.

Ale po drugiej stronie stała „nałóka”, w sumie eksperci wyposażeni w autorytet, proweniencji często politycznej, posługujący się – jak się później okazało – albo danymi sponsorowanymi przez Big Farmę, albo własnymi wyobrażeniami o naturze wirusa, pochodzącymi z… mediów. I człowiek, np. rusycysta, przegrywał, choć wedle logiki miał rację, ale fetysz samomianowanego autorytetu, nominowanego wedle reguł środowiskowo-medialnej kooptacji był argumentem końcowym, choć kompletnie nienaukowym. Gdyż nauka polega (polegała do czasów kowida?) na ciągłym kwestionowaniu swego dorobku. Dziś to obarczony konfliktem interesu komunał religii Covid-ZERO, kilka dyżurnych kłamstw wykutych merkantylnym dłutem na kowidowej tablicy medialnych przykazań. Zastygła figura, która przeczy samej sobie, czyli rozwojowi wiedzy i poszukiwaniu prawdy.

Jednym z przykładów takiego procederu jest jawne zaprzeczanie podstawom epidemiologii. Wali się swoje wymysły pod tarczą profesora, media to wzmacniają, resztę wyciszają. Mamy ostatnio temat tzw. presji immunologicznej. Pani profesor Szuster-Ciesielska, która mnie niedawno zablokowała za mój wpis na omawiany temat wysnuła arcyciekawy wniosek: otóż wysyp mutacji koronawirusa mamy ponoć zawdzięczać… niezaszczepionym. Bo to przez nich wirus skacze, nawet na zaszczepionych, którzy szczepili się na porządne, czyli znane warianty, a tu przez foliarzy kowid mutuje i zakaża szczepionkoprawomyślnych. Czyli skandal. Tak to jest.

Ale ja sobie już dawno zerknąłem i czytam, że szczepienie w czasie pandemii jest niewskazane, gdyż grozi wzmożeniem mutowania wirusa, przeciwko któremu się szczepimy. Czyli jest dokładnie odwrotnie niż pisze banująca profesor. A przecież niemożliwe, by tego nie wiedziała.

Spróbuję to wytłumaczyć na prosty rozum. Mamy jakiś wariant wirusa. Zakaża on jakąś grupę i jeśli ją zaszczepimy w czasie pandemii, czyli powszechnego rozprzestrzeniania się choroby, to prokurujemy sobie kłopot. Wirus zakażając powiela się i w tym procesie dochodzi do różnych błędów, czyli jego replika może się różnić od oryginału. Im więcej takich procesów, tym ilość różnic może być większa. Wtedy wirus, w całym swym statystycznym przejawie, zaczyna się na podstawie oddziaływania selekcyjnego, zachowywać jakby miał przemyślaną strategię przetrwania, czyli utrzymania zdolności zakażania innych organizmów, w celu realizacji swej podstawowej misji, czyli rozmnażania się. I wirus, który natrafia na wygenerowaną szczepionką odporność pada, ale jednocześnie jego nieliczne warianty, spowodowane błędami replikacji „omijają” szczepionkową tarczę immunologiczną, gdyż ta zaprojektowana jest na wariant podstawowy.

A więc nowe warianty umykają szczepionce, zakażają zaszczepionego, ten – myśląc, że jest uodporniony i że nie zakaża innych – zachowuje się jak zdrowy, rozprzestrzeniając swojego nowego przyjaciela wśród reszty. Dodajmy – reszty osłabionej szczepionkami, dlatego raczej nie szczepi się w pandemii. Ci zaszczepieni, mają otwarte wrota na nowy patogen, bo ci nieszczepieni, z naturalną odpornością trwająca dłużej niż wręcz ujemna odporność zaszczepionych, mają lepszą barierę przed wariantami. Stąd wysyp ponownych zakażeń wśród osób zaszczepionych i stosunkowo niski poziom zakażeń wśród foliarzy-nieszczepów.

I unika się tego tematu. W placówkach medycznych od razu pytają czy jesteś zaszczepiony i gdy jesteś… nie robią testu PCR. W wypadku stwierdzenia, że jesteś niezaszczepiony – testują z marszu. I w ten sposób zamiast potwierdzić fakt większego narażenia na zakażenie wśród zaszczepionych, wynikającego z nauki, chowa się końce w wodę, by nie wyszło, to co jest i tak w podręcznikach medycznych na pierwszym roku. A wystarczyłoby tylko zbadać frakcję zaszczepieni kontra niezaszczepieni i zobaczyć co się dzieje, i to nie tylko z kowidem. Ale tu akurat zbito ten cenny termometr, czyżby dlatego, że decydenci wiedzą jakie są wyniki, i że te kompletnie zdemaskowałyby fikcję skuteczności akcji szczepiennej?          

I takie rewelacje jak te pani profesor banującej, tylko pokazują bezsens tej narracji. Lud zaszczepiony już się w większości dowiedział, że to raczej nie płaskoziemcy zabili babcie teleporadami, że to nie fioliarze zaludniają dziś szpitale – nie widziałem jeszcze nikogo, kto by żałował, że się nie zaszczepił, zaś wielu widzę takich, którzy żałują swej decyzji o wejściu na (brrrr…, kto to wymyślił?) ostatnią prostą. „Tak Bóg prosto pisze po liniach krzywych”. Nie trzeba do tego AŻ autorytetu, by się dowiedzieć, wystarczy tylko minimum ciekawości otaczającego świata. Ale ta wymaga odwagi – wybrania się w nieznane, bo może się okazać, że człowiek dał się nabrać. To ludzka cecha, ale te „autorytety” dostarczające fałszywych uzasadnień do takiej kapitulacji, to już ostatni, najniższy krąg piekła.  

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.    

About Author

4 thoughts on “6.11. Warianty, czyli presja nie tylko immunologiczna.

  1. Panie redaktorze: oj tam, oj tam.
    Ale dziwią mnie Pana pytania. Przecież nie dalej jak wczoraj napisał Pan tekst o tym co zrobiły umowy pomiędzy UE i Pfizerem. I tam jest jak byk o tym do czego UE zmuszona została owa umowa. Więc politycy wiedzieli. Dokładnie znali prawdę i wiedzieli co się będzie dziać.

  2. Dlaczego ludzie nie umierają na kowid w niedzielę – bo to zapewne nie jest liczba zgonów danego dnia tylko liczba zgonów jakie zostały przekazane do centralnego rejestru, więc w weekendy informacje może docierają z opóźnieniem.

    1. O tym już było. Dane docierają do MW do ok. godz 10. Administracja szpitali i SORów przyjeżdża do pracy ok. 7-8(a w niedziele nie pracują bo np. nie dostanie się wypisów ze szpitala. A to ta sama administracja). Zanim chwycą się pracy, mija godzina(wiadomo, narada z ordynatorem, dyrektorem szpitala, obchód po szpitalu, itd), a więc dane będą może ok. 11-12, więc już w następnym dniu. Stąd niedziela i poniedziałek, od 2 lat w statystyce sa dokładnie takie same. Poniedziałek mamy ogromne spadki ,a we wtorek górkę po weekendzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *