22.07. Herbert, czyli skąd się wziąłem.

30
Herbert

22 lipca, dzień 507.

Wpis nr 496

zakażeń/zgonów

2.881.840/75.231

Zbliżają się moje urodziny, czas na podsumowanie bo to okrągłe sześćdziesiąt. Człowiek się napina by to jakoś podsumować, zapisać jakieś story jak to wszystko szło. Troszkę się tego uzbierało i nie bardzo mi się chce sięgać wstecz do źródeł. Jednak nie można uciec od podsumowań, ale takich, które nie będą nużyć czytelnika jak wszelkie nudy dziaderskie. Chciałem zwrócić się do źródeł formowania tego kim jestem, przekonany, że jest i było to udziałem wielu ludzi, których spotkałem, bo ten rodzaj ciągnie do siebie jak każdy gatunek wymierający. Ale o tym – na końcu.

Co więc mnie formowało? Oczywiście rodzice. Był to dramatyczny miks przeciwieństw. Ojciec pogodny, optymistyczny, otwarty do ludzi, którzy za nim przepadali. Matka – surowa, raczej oschła, naznaczona piętnem nonkonformizmu, posuniętym wręcz do samowyniszczenia. Z takiej gliny zostałem ulepiony i to przenicowało moje całe życie. Szczególnie po matce odziedziczyłem ten gen, w którym moje przekonania, zwłaszcza moralne, były czymś czego się nie odpuszczało. A to rodziło kłopoty w życiu i dużą rotację znajomych, którzy konformizm traktowali jako dopuszczalny sposób na przeżycie.

Zmagałem się z tym w nieświadomości, dopóki nie spotkałem się z Nim. Lektura „Przesłania Pana Cogito” Zbigniewa Herberta była jak strzał złotym pociskiem prosto w czoło. Od tej pory wszystko stało się jasne, te moje, zdawało się, emocjonalne, poruszenia w obronie innych, walki z objawami niesprawiedliwości i wywyższania się nabrały nagle głębokiego, filozoficznego, wręcz historiozoficznego uzasadnienia. Nawet, tęskniąc za Mistrzem w Kwarantannie Pierwszej, poważyłem się w „Dzienniku zarazy” na jeden wpis próbujący, nieudolnie rzecz jasna, skopiować jego styl i wgląd.

Ale zacznijmy od Herberta. Dla mnie to największy pisarz z jakim się zetknąłem. Jak zamiast niego Nobla literackiego dostała Szymborska, zdaje się, że nie bez interwencji rodzimych kół poprawnościowych, przestałem patrzeć w tę stronę. Moje intuicje potwierdziły kolejne nagrody w tej dziedzinie – dla grafomańskich miernot, zakończone skandalem korupcyjnym. Czytałem dużo Herberta i dużo o nim, ale wolałem jego. Po prostu był moim niedoścignionym ideałem jako człowiek, który opisywał bliskie mi poruszenia mojej duszy, których świadomości istnienia nabierałem dopiero po lekturze jego kompaktowych dzieł. Pomógł mi pojednać się z moim ojcem, poprzez zrozumienie mej niedojrzałości. Herberta heroizm dnia codziennego wydawał mi się najbardziej na miejscu, kiedy ludzie już myśleli, że to nie czasy na rycerskość. Uwielbiałem jego analogie do starożytności, mitów, które pokazywały pokoleniową ciągłość tożsamości ludzkiej kondycji, „rękę wyciągniętą z paleolitu”. I na końcu – potęgę smaku, która w przypadku wydarzeń granicznych, czy choćby kuszącego zła kazała

Wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo                                                                                                      choćby miał za to spaść bezcenny kapitel ciała                                                                                            głowa

Ale to literatura. Mnie właśnie zaimponował nadaniem sensu nawet beznadziejnemu oporowi, który wydaje się daremny, ale tylko w perspektywie doczesnej. I tym, że wskazał na estetyczne podstawy… etyki, że zło jest zawsze dalekie od piękna, którego niekoniecznie trzeba szukać gdzieś wysoko, ale w kamieniu, innym człowieku, pomocnej ręce, katedrze.

Ale żeby być tak zdeterminowanym w nonkonformizmie trzeba było w moim wypadku mieć to we krwi (po matce) a potem znaleźć w Herbercie nie tylko tego uzasadnienie, ale odwieczne źródła. Postawa kogoś kto nie może wytrzymać, naprzykrza się otoczeniu swoim zdaniem, kiedy wszyscy by chcieli sobie odpocząć od świata, nie przysparza przyjaciół. Wygląda na wywyższanie się z własną opinią, ba – oceną. A jest tak naprawdę przekleństwem dla kogoś kogo to dotknęło, ciągłym szeptaniem diabełka niezgody siedzącego na ramieniu. Wierzcie mi, to wielkie marzenie, by się od tego uwolnić i nie ma w tym nic z wywyższania się. To ciężki dar, brzemię

ocalałeś nie po to by żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo

Tak, nie zostałeś wybrany, tylko ocalałeś i to rodzi… zobowiązanie.  

Nikt takich właściwie nie lubi. Już jest fajnie, mościmy się, przemilczamy albo przeczekujemy rzeczywistość, a takie coś łazi ciągle i wali prosto z mostu

Przez wieki idzie … ta płaczliwa stara panna w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia napomina wyciąga z lamusa portret Sokratesa krzyżyk ulepiony z chleba stare słowa                                                    – a wokół huczy wspaniałe życie rumiane jak rzeźnia o poranku

Co ciekawe takie typki ciągle się zaplątują w tryby historii. I wierzcie mi – bezwiednie. Potem robią rzeczy dla siebie może nie zwyczajne, a oczywiste, ale nie z pociągu do heroizmu tylko z poczucia konsekwencji swoich przekonań, które nie mogą wytrzymać bez wcielania ich w życie. Nadają się więc jak nikt inny na czasy heroiczne, które dopiero są dla nich normalnym stanem. Kiedy codzienność weryfikuje spójność przekonań z postawami. A więc daje… pokój duszy, czyli szczęście, nawet w największych historycznych ekstremach. Ale taki będzie tylko

pośrednikiem wolności … przyjmuje rolę poślednią nie będzie mieszkał w historii

Dowodem na bezinteresowność takiej postawy jest to, że prawie zawsze… przegrywa. To zawsze gra o sumie ujemnej, bo

Nagrodzą cię tym co mają pod ręką                                                                                                                  chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

Takich przeklętych nie jest sporo, wreszcie każdemu się jego wszyty nonkonformizm kończy na którymś z poziomów, coraz bliższych przetrwaniu. Ale wyczuwamy się, jak wspomniałem, jak ginący gatunek. Tym radośniejsze jest spotkanie i świadomość, że „jesteśmy sami”, to znaczy, że nikt za nas tego nie zrobi. Tak samo było w pandemii. Ja się nie chciałem angażować, ale wiedziałem, że jak się zacznie, to znów znajdę się wśród pokornych niepokornych i tak się, osmatycznie, stało. Zawsze za takie coś płaci się kręcącymi wokół freakami, którzy swoją bezkompromisowość doprowadzili do prostych źródeł, tłumaczącym im jedną przyczyną zło świata, któremu się przeciwstawiają. Może to być Żyd, komuch, mason, nawet reptalian. Nie wszyscy wytrzymują presji świata, który i tak w swej codziennej postaci jest największym odjazdem. Wtedy się szuka praprzyczyny.

W większości wystarczy tylko spojrzenie, gest, jedno słowo i człowiek wie, że spotkał swojaka. Tylko wtedy… nie ma o czym gadać, wszak wszystko jest jasne. Kasandry, które krzyczą, choć nikt nie słucha ich, czasem oczywistych, przestróg, które będą bez satysfakcji patrzyły na lekceważoną wróżbę upadku Troi nie zaznają spokoju. Jak wiadomo Apollo urażony odmową dał Kasandrze dar widzenia przyszłości razem z przekleństwem tego, że nikt jej nie słuchał. Kasandra zawsze występuje jako dziwoląg, który żyje na obrzeżach życia, wpada w najmniej odpowiednich momentach i wszystko psuje swym mrocznym wieszczeniem. To trudno nosić tak swoją prawdę, do której jesteś przekonany, a której nikt nie rozumie. Większość rezygnuje z takiego brzemienia posłannictwa. Może to rodzić wśród bezkompromisowych ciągoty do poczucia wyższości. Wtedy pomaga Herbert

Strzeż się jednak dumy niepotrzebnej                                                                                                        oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz                                                                                                         powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych       

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim bloguDziennik zarazy„.

About Author

30 thoughts on “22.07. Herbert, czyli skąd się wziąłem.

  1. Wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, siły i nieustępliwości w tym co Pan robi. Dziękuję zarówno za ten wpis, wszystkie poprzednie i te przyszłe. Pozdrawiam!

  2. Gratulacje Panie Jerzy! Niech Pan traktuje swoją niechcianą misje jako nagrodę.. nagrodę dla nas, którzy Pana czytamy 🙂

  3. Dziękuję za „Dziennik Zarazy”. To moja codzienna, najczęściej popołudniowa lektura. Super, że Pan istnieje.

  4. Również wszystkiego najlepszego na tej trudnej ścieżce życia ,którą Pan sobie obrał . Z własnego doświadczenia życiowego wiem ,że nie jest łatwa , a zrozumienia mało .Droga pod prąd wyczerpuje ,ale pstrągi dalej to robią 🙂 ,bo tak należy .
    Właśnie kiedy czasami zaczynam już wątpić w słuszność swoich działań ,żona mi mówi : zostałeś tu postawiony 🙂 działaj ,są słabsi . Z perspektywy lat ,a jestem trochę starszy od Pana ,warto było i dalej jest warto .
    Dzień zaczynam od przeglądania poczty i Pana codziennych artykułów .
    Powodzenia i wytrwałości .

  5. Wszystkiego najlepszego. Zdrowia i wytrwałości. Pański dziennik otwiera mi oczy nie tylko na sprawy kowidowe, ale i życiowe. Pozdrawiam.

  6. Czasem bywam uszczypliwy i nieraz będę, ale Życzę Panu Pomyślności i Wytrwałości!
    I abyśmy za dziesiątki lat, wraz z Panem Jerzy, mogli wspólnie pochylić się nad tymi zapiskami czasu szczęśliwie oddalonego Upadku…

  7. Najlepsze życzenia z okazji urodzin, dużo zdrowia, pogody ducha i nieustającego zapału do pisania Dziennika. Dziękujemy za codzienną porcję inspiracji.

  8. Wszystkiego najlepszego. A może to po prostu zwykła konstrukcja umysłu, kiedy inni się chcą bawić, drudzy szukają tego, czym się przygnębić ? Za sto lat nie będzie nas, czy ktoś będzie pamiętał? Nasza cywilizacja przemija. Może lepiej jak te ptaki, śpiewać i żyć dniem dzisiejszym, bo nie wiadomo co będzie jutro ? Ano smutno się starzeć, ale każdego to czeka. Mnie sprawia przyjemność uczenie się nowych rzeczy. Pozdrawiam

  9. Ludzie padali, niedaleko, tuż obok, ze stróżką krwi …
    lecz nie ja …..
    ….. wiele później ludzi wyniosło w górę, niedaleko, tuż obok …
    lecz nie mnie …..
    Czułem że jest, i jego słowa, i przechodziły, tuż obok, niedaleko …
    teraz wiem …………… dlaczego jestem … .

    Dziękuję.

  10. Jeżeli spóźnione, to tym bardziej serdeczne. Najlepszego. No i wytrwałości w działaniu i niezmienności zasad na kolejną sześćdziesiątkę! Moja Babcia mawiała: „żyj tak, abyś, kiedy staniesz przed Najwyższym, mógł spojrzeć Mu prosto w oczy”. I tego też Panu życzę.

  11. Tak bardzo potrzebuje Pana spojrzenia na ten świat w tych krótkich wpisach . Oddalają lęk , oczyszczają mnie z emocji , umysł się otwiera i otrzymuje siłę by przewodzić . Serce odpoczywa uświadomione i włożone jak puzzel na swoje miejsce . Dziękuje i życzę dalszej weny 🙂
    Ilona

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *