16.07. Obyczajków ciąg dalszy, czyli trudne miłości postnowoczesności
16 lipca, dzień 866.
Wpis nr 855
zakażeń/zgonów
2.131/0 (ponad dwa tysiące gryp, chorych na testy i zero zgonów, oj trzeba będzie wprowadzić te lockdowny i siedemnaste szczepionki na czternasty wariant. Jesteśmy pod epidemiologiczną ścianą…)
Dziś kolejna porcja kowidków obyczajowych, czyli obyczajków. Człowiek się smaży na plaży, pora więc na coś lżejszego, a więc trochę z tego jak kowid świat zmienił w naszych, pozapandemicznych relacjach. Będzie odjazdowo.
Od razu skaczemy na głęboką wodę. Czyli płciowe meandry – Brazylia. Tam panna (co ja mówię, mężatka) utrzymuje, że wyszła za faceta-lalkę. Nawet są zdjęcia. To nic, bo ostatnio pojawiło się… dziecko z tego związku (też są zdjęcia). Podobne do ojca. Człowiek by pomyślał, że to wariactwo na pełnej petardzie, gdyby nie to, że nasza bohaterka nie wychodzi z telewizji opowiadając jak budować lalkowe relacje i dając dobre rady związkom człowiek-człowiek. Prus ze swoją „Lalką” to niech się schowa.
Jak relacje to relacje. Tym razem Dortmund, Niemcy. 23-letnia Sarah Rodo (ale nazwisko, strach pisać bez zezwolenia na piśmie) okazuje się zaangażowana w związek z… samolotem. Spotkania z niesamolotowymi partnerami jej nie zadowalały (brakowało odlotu?). Dopiero związek z Dicki (tak ma na imię samolot) stał się dla niej relacją kompletną. Oczywiście to nie choroba, tylko wybór. Imię partnera to jeszcze nic, bo widać na kadłubie modelu (bo to on, nie realny jumbo, jest obiektem pożądania) napis Hapag-Loyd, czyli może to nazwisko. No i cóż –„Dicki” samo w sobie, to coś jak polska pieszczotliwa nazwa na „Wacka”, czyli wiadomo, że relacja może być udana w każdą stronę.
W internetach pełno zestawień z mapkami Europy, gdzie wypadamy dobrze. To cios dla samobiczujących się krytyków Polactwa, żeśmy zapóźnieni, odstajemy i w ogóle trzeba gonić, lub z pokorą brać na klatę rankingi zacofania. Nie, tu przeciwnie, samo dobre. Przodujemy w najniższych statystykach gwałtów i to po kilkadziesiąt razy lepiej niż ci światli z Zachodu. Ale – jak mówią lewacy – nie ma tak dobrze, bo u nas (tak jak NOP-y) gwałtów nie zgłaszają, co jest dosyć dziwne, bo jest to na razie jeden z nielicznych sposobów uzyskania legalnej zgody na aborcję. Tak to wygląda, to piekło kobiet i tęsknota, by uciec przed nim do bardziej rozwiniętych krajów. Ale gwałty to nic. Ciekawe i daleko idące analogie z zestawienia innych statystyk, z których wychodzi, że… im mniej aborcji tym bezpieczniejszy kraj. I widać – w Polsce zero zamachów terrorystycznych, zabójstw i przestępczości w ogóle. Myślę, że coś z tym trzeba zrobić, tak jak z zatrważająco niskimi poziomami zakażeń na kowida. Bo to skandal i wstyd, tak odstawać od Zachodu, co to go gonimy, jak się okazuje nie we wszystkim.
Lewica, jak wiadomo, „robi” w języku. Wprowadza nowe słowa, zabrania starych, ba – nawet dezaktualizuje własne językoznawcze zdobycze i odwołuje swoje własne pojęcia przechodzące pojęcie. Okazuje się, że język jako struktura jakichś tam reguł nie nadąża za tempem rozwoju myśli postępowej i należy go poprawiać. W związku z tym nawet lewak musi być czujny, z procesem na bieżąco, bo jeszcze coś palnie na skłocie i się skompromituje, bo 15 minut wcześniej jego słówko się zdezaktualizowało na mocy niepojętych konieczności wynikających z obiektywnych procesów historycznych. Tym razem uczą @mlodorazemki, czyli młodzieżówka młodych. Ci to muszą mieć ubaw jak wymyślają jakieś cuda, zaś pucujący się do młodych dziadersi udają (?) że to na poważnie i zakuwają te nowomowy po domach w łazience. Mała próbka jak się mówi, a jak nie należy: „Nie mówimy – transseksualizm, mówimy – transpłciowość”. Wytłumaczenie? Proszszsz…. Otóż „Słowo ‘transseksualizm’ ma charakter pejoratywny. Używało się go w czasach, gdy transpłciowość uznawana była za chorobę. Oprócz tego wprowadza ono w błąd, że płeć ma cokolwiek wspólnego z seksualnością”. I takie kwiatki, do obejrzenia w większych porcjach na stronce.
Kiedyś pisałem jak to dajemy się robić w jajo na podatku CIT, (nie)płaconym przez korporacje. Nawet ciekawy raport na podstawie danych z ministerstwa finansów, a dotyczących 18 największych spółek z kapitałem niemieckim, poczynił ZPP, czyli Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Nieciekawie wyszło np. z takim Volkswagenem. W latach 2012-2020 zapłacił on 0,003% od przychodu, czyli przy obrotach jakieś 53 miliardów, odprowadził do kasy w osiem lat łącznie 1,5 miliona podatku. Co zaskakujące pomocy państwowej otrzymał za ten sam okres prawie 300.000.000 zł. To my z nim na kompletnym minusie jesteśmy i jeszcze dopłacamy do interesu. Wiadomo, trzeba ratować firmy, które ledwie co sobie radzą. Zwłaszcza z rdzennym kapitałem polskim…
I teraz na poważnie. Słyszeliście państwo o aferze z tajnymi grobami pomordowanych indiańskich dzieci w katolickich szkołach Kanady? No, była afera, papież przepraszał, państwo ekspiacyjnie sypnęło gotówką, na końcu „nieznani sprawcy” zaczęli palić kościoły i szkółki, nie zapominając o pomniku Jana Pawła II, w drodze sprawiedliwego oburzenia. Powoli okazuje się, że sprawa jest dęta. Nie odkryto żadnego z ciał dzieci, choć za pomocą radaru wykryto ponad 200 anomalii, zakwalifikowanych w naciąganym raporcie jako ciała dzieci. Ta liczba zaraz urosła drogą dedukcji do 150.000 ofiar w całym kraju, „na pewno” morderstw i tortur, bo to jak człowiek nie zrobi ekshumacji a się zastanowi, to mu wyjdzie co ma wyjść. A więc w Kanadzie do kościoła katolickiego chodzić, to jak uczestniczyć w zbiorowym morderstwie. Po stronie katów, rzecz jasna. A tu się okazało, że nie przeprowadzono żadnej ekshumacji. I chyba nie prędko się one odbędą, bo musiałyby zweryfikować mocno tezy ruchu, który wykorzystując naiwność (?) First Nation, nabudował mury nienawiści w stosunku do katolickiego kościoła.
Na koniec cytacik ku pokrzepieniu serc niedowiarków z ginącej klasy średniej. Nic budującego, bo prawdę mówi, a prawda gorzka, ale dowód, że ktoś tam jeszcze o was pamięta: „Bieda pójdzie w nędzę, klasa średnia pójdzie w biedę a bogaci będą jeszcze bogatsi. Żeby to zrozumieć wystarczy być nieco bystrzejszym od cepa. Tak to wygląda.”
Spisał na wakacjach w Grecji będąc, Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
PAn tu gadu gadu o sprawach mało waznych a tymczasem:
https://www.msn.com/pl-pl/rozrywka/gwiazdy/pogubili%C5%9Bcie-si%C4%99-w-dramie-z-fabija%C5%84skim-maffashion-i-rafalal%C4%85-przybywamy-z-pomoc%C4%85-infografika/ar-AAZBSuP?ocid=msedgdhp&pc=U531&cvid=3d8cf7aac7f242ffaca2e51ab6ca5469
Jeśli chodzi o podatek CIT, ale też PIT, czy ogólnie dochodowy, to uważam, że on powinien być zlikwidowany. Podatek taki jest nieefektywny bo płąci się go przecież od dochodu, a tym można manipulować. VW nie musi płacić podatków bo też przychody to jedno, ale jak od tego odejmiemy wydatki, inwestycje, leasingi maszyn, zakup technologii(bo wiele firm córek kupuje technologie budowy maszyn i urządzeń od swoich matek, pamiętacie jak TPSA licencjonowała od France Telecom znaczek &, który mieli w symbolu nazwy – choć to była TA SAMA FIRMA – dziś to Orange i też pewnie pomarańczowy kwadracik jest płatny). Trzeba ten podatek obsługiwać, opłacać sztaby urzędników w US, UKS, MF, a po co on, skoro płacą go tylko ci, co naprawdę nie mają wyjścia? Zresztą podatek od pracy, jak PIT, moim zdaniem, jest szczytem chamstwa państwa. Bo płaci się za to, ze pracujemy. Ergo jak nie pracujemy, nie musimy płacić. Jak najszybciej należy go zlikwidować. Nic budżetowi nie daje, a tylko kosztuje miliony godzin pracy urzędników miliony zł.
O likwidacji PIT od lat mówi Korwin ale o tym się nie dyskutuje tylko o olimpiadzie dla niepełnosprawnych. Obniżka PIT nic nie daje bo koszt obsługi się nie zmienia. Sens ma, tak jak pan pisze, tylko jego likwidacja. Podobnie z CIT. Ten pomarańczowy kwadrat kosztuje Orange Polska prawie 90% przychodów które spółka generuje w Polsce 🙂
Nędzarze są potrzebni, żeby nasza gospodarka mogła wreszcie konkurować z Chinami
Pan się smaży na plaży a my chrust na zimę zbieramy, po ile drewno do kominka ?