25.10. Bliźniacy
25 października, dzień 957.
Wpis nr 946
zakażeń/zgonów
1.476/21
Moim mili,
dziękuję za ciągłe wsparcie i namawiam do kontynuacji.
Moja nowa inwestycja z tych środków bardzo się Wam spodobała, a więc – dla wygody Państwa – będę kontynuował misję zamieniania aktualnych wpisów w podcast.
Tam chyba siedzą jacyś językoznawcy z pretensjami do literatury. Ujawniło się toto w czasie kowida. Mieliśmy słowotwórstwo na poziomie pandemii językowej. Coraz to nowe pojęcia, jakieś hybrydy polskich i zagranicznych słów. Do woli. To było (i jest!) potrzebne do podtrzymywania narracji. W końcu śmiertelna kośba pandemii trwa już prawie trzy lata, wieje nudą, należy więc wprowadzać nowinki, a te powinny się nazywać po nowemu, pokazywać, że sprawa jest dynamiczna, zaś pandemia ewoluuje w różne, najmniej oczekiwane strony.
Ale główne paliwo pandemii – strach – się wyczerpuje. Zostają już tylko ultrasi sanitarystyczni i chudnąca grupka spanikowanych na amen. Dane pandemiczne, jak to już wiele razy mówiłem, są do sprokurowania na zawołanie, a więc obecna flauta strachu ma podstawy nie medyczne, ale psychologiczne. Straszenie ma coraz mniejsze efekty, zaś lud się uodparnia, straszony nad wyraz i z różnych kierunków. Człek się przyzwyczaja.
I straszaki stają się widoczne jak tarantula na torcie. Nieliczni nawołują na rogach medialnych nisz, że to jeszcze nie koniec, że idzie zagłada. Ale to jest jak z bajką o Piotrusiu, co to na wyrost alarmował o hipotetycznych wilkach i wszyscy przestali go słuchać. Tym bardziej, gdy ucichła wrzawa można się przysłuchać cichnącym tam-tamom pandemii. Słychać wtedy kto jeszcze gra i można wychwycić jakieś pojedyncze dźwięki. Bo wcześniej był taki tumult, że nie wiadomo było co jest grane i – z czego korzystają dziś się wycofujący – nie wiadomo było kto grał jaką melodię. Dziś możemy zauważyć resztki tych rzednących oddziałów – partyzantów w kowidowych kitlach, którzy wciąż jeszcze wysadzają te pociągi sanitaryzmu. Bo albo nikt im nie powiedział, że to koniec wojny, albo będą walczyć do końca. Z tym, że to nigdy nie będzie koniec pandemii, gdyż ta – wedle wyznawanej przez nich religii Covid-Zero – wieczna jest.
No i mamy. I takich nielicznych bohaterów, i nowe pojęcie. Twindemia. To jednoczesne połączenie epidemii (a może wciąż pandemii) grypy i kowida. Cud mniemany, który nagle, jak diabeł z pudełka, wyskoczył nam na jesieni 2022 roku. Wcześniej bowiem fenomen nie widziany i to z bardzo frapujących przyczyn.
Trzeba nam wrócić do źródeł i początków pandemii. Kowid w sposób niebywały wyciął przypadki grypy. Tak jakby się towarzystwo zamieniło miejscami, przekazało sobie pałeczkę, głównie – jak widać – narracyjną, bo z nauką taki fenomen ma zero wspólnego. Grypa zniknęła. Ja już cytując paru naukowców wypatrzyłem, że cudowne wyleczenie grypy kowidem odbywało się na poziomie diagnostycznym. Przed kowidem diagnozowano grypę nie testami tylko objawami, zaś sam kowid testowano na okoliczność niesławnymi testami PCR. Te zaś w znacznym stopniu mieszały grypę z kowidem i cała sprawa miała banalne, acz tragiczne, wytłumaczenie. Po prostu wszystkich wrzucano do jednego kowidowego wora. I tak grypowicze lądowali na kwarantannach, w izolacjach, wysyp grypopodobnych chorych na testy powodował fale lockdownów, później – wzmożenie szczepienne.
Najwdzięczniej jest patrzeć jak się towarzystwo wije, by wytłumaczyć ten fenomen wyleczenia grypy kowidem. Oto jedna z ostatnich partyzantek kowidowych pani profesor Szuster-Ciesielska. Zaprezentowała ona znany graf pokazujący cud zniknięcia grypy w apogeum kowida i pokusiła się o kuriozalne tłumaczenie tego fenomenu:
„W sezonie 2020 i 2021 praktycznie nie było grypy (zdjęcie) i to nie dlatego, że (jak twierdzą przeciwnicy szczepień) jej nie wykrywano bo testy nie różnicowały grypy i SARS-CoV-2 (co za nonsens) – w tym czasie przestrzegano niefarmakologicznych środków bezpieczeństwa (np. maseczki) aby chronić się przed Covid19. A zatem maski wyraźnie bronią nas przed wirusami oddechowymi. Szczepienia zresztą też.”
Jakież to zajmujące! A więc grypa zniknęła bośmy się maseczkowali. To taki pozytywny NOP (a raczej POP, czyli pożądane odczyny pomaseczkowe). No to popatrzmy. Czyli maseczki bronią nas przed wirusami oddechowymi, ale jakoś tak wybiórczo. No bo grypę ukatrupiły na amen, ale tego kowida to nie bardzo. To jest odkrycie na miarę Nobla z medycyny. Takie są cwane te włókna zaplecione w materiale, z którego zrobiono maseczkę albo bandanę. Jednych wpuszczają, drugich nie wpuszczają. Ale zaraz usłyszę od tropicieli fejków, że wirus kowidowy mniejszy jest i się przeciskał, nie tak jak ten olbrzym od grypy. Skoro tak, że się przeciskał jednak, to po kiego były te nieszczelne maseczki? Okazuje się, że na grypę. No to trzeba było ludowi powiedzieć, że to nie na kowida – ciekawe czy by się wtedy posłuchali.
Samo słowo „twindemia” jest niebezpieczne. Pamiętam jeszcze czasy (może wciąż aktualne), że zrównanie kowida z grypą było foliarskim grzechem głównym. Gdy takie coś powiedziałeś, to wyciągano ci zaraz zdjęcie ofiar respiratora i mówiono – grypa? Tylu ludzi, w tym nasza sąsiadka z trzeciego, umarło na grypę? Ale dziś składnik nowego słowa – twin – sugeruje, że to są jednak… bliźniaki. To jak to jest? Półtora roku temu dwie różne choroby, jedna śmiertelna, druga – wiadomo, katarek, a teraz że bliźniacy? Coś się zmieniło w ich budowie i działaniu, czy to jednak zmieniła się tylko narracja?
No, bo wiadomo – nowe pojęcie jest po to by wprowadzić nową modę. Równoczesne szczepienia na n-tą dawkę kowida i sezonową grypę. Kombo takie. Widziałem już u mnie w aptece takie cudo. Babcia ledwo szła, ale do pokoiku szczepień doszła. Żal było patrzeć, w maseczce oczywiście. Ciekaw jestem czy badania na oddziaływanie wzajemne szczepionek na kowida i na grypę są równie rzetelne co te na samego kowida. Bo ufam, że przeprowadzono szeroko zakrojone badania efektów stosowania strzału kombo. Oczywiście, że nie ufam, bo wiemy, że nic takiego nie mogło być nawet teoretycznie zrobione.
Są to wyraźne przygotowania na początek sezonu grypowego. Nie można będzie przecież mówić, że to lekceważony coraz bardziej kowid zabija. W śmiertelne żniwo grypy nikt nie uwierzy. Potrzebna jest więc hybryda – połączenie obu. A właściwie – zrównanie. Dodajmy – widziane w testach jako kowid. Jak ktoś zachoruje na grypę, to już nie będzie grypa, ale twindemia, czyli jakaś postać znanej już nam i zatrważającej pandemii. Nie to co grypa sezonowa.
Niestety mam złą wiadomość dla sanitarystów. Tak nabroiliście z tymi nibyszczepionkami na kowida, że lud nie bierze już nawet tych innych, niekowidowych. Poziom szczepień, nawet tych obowiązkowych, drastycznie spada. I do tej grupy nie załapie się nie tylko n-ty kowidowy booster, ale i szczepionki na grypę, co do których nauka mówi, że mają 3% skuteczności. A więc partyzanci przegranej sprawy wciąż te pociągi wysadzają, z tym, że praktycznie nikt już nimi nie jeździ. Czego sobie i reszcie towarzystwa szczerze życzę.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Nie trzeba daleko szukać: Angora 44/2022 straszy na okładce „Nadchodzi nowy, zabójczy covid. Zaatakuje nas pod koniec listopada.” – jasno-kur-widze, już nie dziennikarze! A w środku dwa artykuły, które można streścić następująco:
1. nowe warianty ludzie biorą za zwykłe przeziębienie bo się nie testują, nie ma nawet typowych objawów jak wcześniej
2. naukowcy hamerykańscy z Bostonu połączyli Omicron z Original Wuhan i zdołali tym zabić 80% myszy laboratoryjnych
focus.pl /artykul/sars-cov-2-odtworzony-w-laboratorium
biorxiv.org /content/10.1101/2022.10.13.512134v1.full.pdf
Ale to Putin go wypuści żeby było na niego.
JA najbardziej obawiałem się właśnie tego, co napisano w ostatnim akapicie. Ze po tym całym szaleństwie wzrost ruchów antyszczepionkowych będzie tak ogromny, że doprowadzi do załamania wszelkich szczepień. Nawet tych, które robione są od dekad i rzeczywiście wyeliminowały poważne, śmiertelne choroby. To smutna konstatacja.
Właśnie do Polski wjechało 6 milionów nieszczepów na covid, odrę, polio itd .
Rozumiem, że jesienią wszyscy umrzemy?
Szczepionkowa narracja, WSZELKA proszczepienna narracja w Polsce w ten właśnie sposób zdechła i długo się nie odrodzi.
A że (nawiasem mówiąc) mamy obecnie w PRL+ gwałtowny wzrost liczby przypadków odry a zwłaszcza wykrytych zarażeń hiv, jest wyjątkiem, który powyższą regułę/tezę tylko potwierdza. Przypomnę nieśmiało, że Ukraina od lat jest europejskim centrum HIV.
I co, nawet dziś, w Polsce, boimy się tego?
Akurat HIV jest na tyle opanowany, że jego rozprzestrzenianie nie jest tak groźne. Bardziej obawiałbym się właśnie odry, gruźlicy. Ukraińcy nie sa szczepieni, bo polityka szczepienna w Polsce było dużo bardziej zachodnia niż w ZSRR i potem na Ukrainie. I to może, MOŻE być problem. Ale wszystko zależy od tego jak asymilować się będą ukraińcy z Polsce(a będą musieli by tu normalnie funkcjonować – czas pobłażania w pewnym momencie zniknie) i na jakim poziomie pozostanie ich przyjęcie pewnych naszych zachowań? Bo o to, że oni nie wrócą długo do siebie, to już towarzysz Putin dba regularnie.
Pobłażania???
A my tu mamy jeszcze cokolwiek do powiedzenia? W kraju, który 13 lat temu jego prezydent, a obecnie jego premier za zgodą PiS osobiscie calkowicie podporządkowali Brukseli, czyli Berlinowi?
Co ty piszesz???