26.10. Gdy odejdzie strach.

9

26 października, dzień 603.

Wpis nr 592

zakażeń/zgonów

2.982.143/76.540

Jak już wiadomo wszem – wszystko co kowidowe jest oparte na strachu. To on każe ludziom akceptować bzdurne rozporządzenia, bujać się sanitarnie od ściany do ściany, znosić kompletne absurdy. Na tym stoi ta paranoja, do której wielu już się przyzwyczaiło. Ale co stanie się kiedy ten filar zacznie się kruszyć? Co będzie jak rzeczywistość pokowidowa straci swój fundament? Co będzie jak odejdzie strach?

No, będzie to co teraz. Bo strach odchodzi. I nie łudźcie się Wy, walczący antypandemiści, że to dzięki Wan (nam?). Taka ułuda to podstawowy błąd. Nic tam do ludu spanikowanego nie dochodzi. Nikt też nie pęka pod naporem absurdów, albo uzyskanej nagle samoświadomości, że dał się do tej pory wodzić za nos jak dzieciak jakiś. Nic z tego. Po prostu strach się przejadł. Znudził. Jest taki mechanizm, że człowiek nie może się długo bać. Zwłaszcza tego samego. Po prostu do podtrzymania paniki potrzebna jest zmiana, rotacje strachu, najlepiej jego eskalacje. A tu system, głównie medialny, się wyprztykał na całego. Użyto już wszystkich argumentów: szokujących (trupy ciężarówek w Bergamo, potem palone stosy ciał w Indiach), geograficznych (wirus skakał po świecie jak damka w warcabach), potem przyszły złośliwe warianty, tak, że liter zabrakło w greckim alfabecie. Do tego dodajcie szokujące wieści o kolejnych tysiącach pokowidowych powikłań, gwałtownych wzrostach zakażeń i pohukiwaniu, że „idzie na nas”.

Magazynek (nowych) strzałów się wyczerpał i jesteśmy powoli jak myśliwski pies – ostrzelani. To znaczy przyzwyczailiśmy się już do huku i się nie boimy. A to koniec głównego argumentu. A więc co będzie jak odejdzie strach? Co będzie jak nie zastąpią go żadne, równie wyczerpane próby racjonalnych argumentów, że tak trzeba? Pozostanie już tylko pokraczna i wynaturzona, oddzielona od jakiejkolwiek argumentacji – czysta siła. I to eskalująca.

No bo co mamy teraz? Rada Medyczna już się wyraźnie zużyła. Nikt się jej nie boi. Ta się wciąż sroży, jak za dawnych czasów, kiedy się jej bano. Sytuacja wygląda więc i śmiesznie, i straszno. Bo wszyscy ją olewają, ta zaś jednak, nawet na przekór, nawet by udowodnić, że bać się jej należy – eskaluje. Na razie werbalnie. Moim zdaniem puszcza (medialnie) różne warianty obostrzeń, które natychmiast bada, co na to społeczeństwo. I dostaje inne, najgorsze dla siebie wieści. Bo kiedyś to było tak: puszczało się jakiegoś medialnego szczura, że zamkniemy, powiedzmy, Lubelskie. Potem się robiło badania: co na to w  Lubelskiem i co na to – tu ważne – ci spoza. Czy ci ostatni powiedzą, cholera, trzeba się pilnować, bo znowu Niedzielski nas pomaluje na czerwono i zamkną mi sklep. Przez tych cholernych nieSzczepanów. I tak się bujaliśmy, bo wyniki były jakieś. Teraz moim zdaniem lud pytany przez ankieterów na okoliczność obostrzeń, powiedzmy w Podlaskiem, odpowiada rzecz najgorszą dla władzuchny: „jakie obostrzenia?”. I jest to fatalne, bo oznacza, że nawet nastrachani nie wyczekują wieści z frontu kowidowego, no i że media straciły swą siłę oddziaływania. Fatalnie.

Szczególnie media tu pojechały na leniucha. No ileż można było walić to samo? Jak można przy zmieniających się okolicznościach powtarzać to samo i liczyć na podobne efekty? Życie toczy się swoim torem, ludzie idą do pracy, do knajp, na randki i koncerty, widać, że takiego żywiołu pędu powrotu do normalności nie da się powstrzymać, a tu na każdym rogu wyskakują aktywiści przebrzmiałej armii kowidowego zbawienia i wieszczą swą nieaktualną nowinę. Że już zaraz koniec świata, że idzie pińdziesiąta fala, że wszyscy umrzemy na korytarzach przeładowanych szpitali. Jak – sorki koleżeństwo za porównanie – w przypadku Świadków Jehowy, którzy codziennie na progach domów wieszczą jutrzejszy koniec świata. I nic.

Media też się znudziły tematem. Też potrzebują jakiejś trójpolówki i areał z kowidem idzie powoli w odstawkę. Jałowieje. A to znaczy, że się go… przygotowuje na przyszłe czasy. Będę o tym pisał w bożonarodzeniowym „Do Rzeczy”, a więc tematu dziś nie ciągnę wątku – co kowida zastąpi. Bo to, że do hitu, jakim stał się strach, na bank wrócimy tylko w innych szatach, to pewne jak pycha Niedzielskiego. Ale dziś widzimy, że temat się wypalił. Powiedziano (nakłamano?) już wszystko. Kto się zaraził propagandowym wirusem to się zaraził. Przepływy pomiędzy elektoratami wirusa są niezbyt duże, choć – rzeczywiście – grono koronarealistów zwiększa się i to wedle wspomnianego wyżej mechanizmu: człowiek nie może się bać zbyt długo tego samego, oswaja swój strach, a wtedy budzi się uśpiony paniką rozum.

Jest taki dowcip studencki, w którym grabarzem jest dziś obecny naród. Otóż student wracając z nocnej pohulanki postanowił skrócić sobie drogę do domu – przez cmentarz. Widzi wśród grobów nikłe światełko, zbliża się do niego powolutku, cichaczem. Widzi, że to grabarz kopie grób na jutro. A więc postanawia go przestraszyć. Wyskakuje nagle zza krzyża i krzyczy: huhuhu!!. Grabarz się patrzy na niego z grobu do góry i spokojnie wraca do pracy. Student ponawia straszenie, jeszcze do tego macha rękoma i nic. A więc zawiedziony zawraca i idzie dalej skrótem. Tuż przed wyjściem przez cmentarną bramę czuje nagle potworny ból w łydce. Wali się nad ziemią. Patrzy, a tu nad nim stoi grabarz, z łopatą w ręku, którą przed chwilą zdzielił po nogach naszego studenta. I grabarz mówi: „Tak tu sobie żartujemy, straszymy ludzi, ale na miasto – nie wychodzimy”.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

9 thoughts on “26.10. Gdy odejdzie strach.

  1. Niestety jest też drugi objaw „przejedzenia” strachem. Jak będą wywlekać ze sklepu sąsiada w kajdankach za brak maseczki albo szczypawki to przeciętny obywatel pomyśli sobie „dobrze że to nie mnie wzięli, jeszcze tym razem się udało” i tyle będzie reakcji społecznej. Obym się mylił.

  2. Gdy odejdzie strach pozostanie lęk. Strach to reakcja na niebezpieczeństwo z zewnątrz. Natura wyposażyła nas w ten mechanizm abyśmy mogli stawić czoła zagrożeniom: walka vs ucieczka. Nie można żyć w permanentnym strachu. Kiedy codziennie jesteśmy straszeni, negatywne uczucia przybierają postać przewlekłą, lęk jest subiektywny pochodzi z wewnątrz. Lęk nie służy niczemu, lęk jest obezwładniający. Niszczy nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Strach i bezsilność zamieniają się w lęk o to co będzie jutro. Jedni są przerażeni, że szczepionka ich nie uchroni, inni, że będzie przymus bezpośredni jej zastosowania. Tylko niektórzy są świadomymi obserwatorami tego, co nam zaplanowano i to dopiero są całe oceany lęku o przyszłość.

  3. Co do tego fragmentu gry – zgoda. Z zastrzeżeniem, że widzę z doświadczenia jak okopali się wyznawcy korony. I zgodnie z tym co Pan pisał: kto zainwestował zdrowie, ten tak łatwo nie porzuci wiary w złotego cielca farmacji.
    Niemniej całości rozwoju wydarzeń nie planowali głupi ludzie. Podejrzewam że warianty, jak wirusa, były wielokrotnie ćwiczone (Event201 ?, Agenda 21 ?). Obawiam się, że zaraz może być na poważnie z kolejnym wirusem, z którym tak łatwo nie pójdzie albo jakimś innym syfem. Anglosaskie zamordyzmy się spieszą, podobnie w E-zachodniej, bo musi im się dopiąć jakiś fragment planu, żeby poszło globalnie. W pozostałych trwa ćwiczenie z klimatu, GMO, i pewnie paru rzeczy z których nie zdajemy (ja nie zdaję) sobie sprawy. I jak nie pójdzie, to ekonomicznie jesteśmy podłożeni, zawsze można z tego egzekwować. O ile właśnie się tego nie robi.
    Tak więc paradoksalnie Jehowi niekoniecznie się mylą, walec historii całkiem żwawo pomyka.

    1. Nie muszę dodawać, że Polaków gotują powoli przesuwając granice, np. wymaganie zaszczepienia przed planowym zabiegiem w szpitalu – ewidentne bezprawie ale niektóre placówki to wprowadziły. I co, pacjent ma podjąć walkę na papiery? Majętny pójdzie do prywatnego (jak znajdzie).

      1. Bez przesady. Miałem kiedyś sytuację, która – za sprawą sq… ordynatora (niechęć do ratowania mej żony i córki) bezpośrednio zagroziła ich życiu.
        Zatem wszedłem samowolnie do gabinetu owegoż ordynatora i po prostu spokojnie powiedziałem mu, co się stanie, jeśli przez jego brak działania włos moim z głowy spadnie.
        Punkt po punkcie.
        Następnego dnia moje dziewczyny były już po niezbednych zabiegach.
        Tak że ten… To na nich działa, bo to są tchórze zazwyczaj . Okrutni i bezwzględni wobec słabych, merdający ogonkiem przy silnych. Jak widzą REALNE zagrożenie – z miejsca wymiękają.
        Tak to działa.

        1. Wyobraźnia podpowiada scenariusz, gdy jest Pan chory i osobiście ryzykuje przesunięciem zabiegu na niewiadomokiedy, nie ma w rodzinie człowieka do prostowania wady postawy ordynatora – to jaki jest spodziewany wynik tego wymuszonego sporu? Będąc zależnym od systemu zagrozi mu Pan? A czy może się np. chirurgowi szmata zapodziać w Pańskim brzuchu?

  4. Kilka dni temu przeczytałem we Wprost, że odporność na Covid mamy zapisaną w genach. Przynajmniej część ludzi:
    https://www.msn.com/pl-pl/zdrowie/nasze-zdrowie/odporno%C5%9B%C4%87-na-covid-19-mamy-zapisan%C4%85-w-genach-prze%C5%82omowe-odkrycie-mi%C4%99dzynarodowej-plac%C3%B3wki/ar-AAPWng9?ocid=msedgdhp&pc=U531
    To bardzo istotne badanie, bo ci ludzie, moim zdaniem, powinni być objęci, raz badaniem w tym zakresie, a dwa nie powinni być brani pod uwagę przy szczepieniach. Ilu ich jest w Polsce? Nie wiadomo, a z chęcią bym poznał. Bo sam w domu Covid miałem , ale ja nic. Nawet nie kichnąłem w tym czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *