28.02. Pandemia, powiadzasz…?

9

28 lutego, dzień 363.

Wpis nr 352

zakażeń/zgonów

1.706.986/43.769

Robert, który pracuje na froncie w szpitalu mówi, że chorzy starsi gasną jak świece. Jak któryś na coś choruje i dostanie kowida to już zazwyczaj jest zjazd do zajezdni. Mówi, że szpital przegrywa powoli, ale to się ciągnie falami, które przychodzą i odchodzą. Nie mniej dla niego jest korelacja, której przed kowiedm nie było, a na pewno grypa tak nie dziesiątkowała staruszków. Jak mu pokazywałem statystyki, że globalnie i po polsku nic się nie dzieje – kiwał głową i mówi, że może i tak na big data to wygląda, ale nie u niego w szpitalu. W ogóle jak się spotykam z lekarzami z pierwszej linii to trzeba uważać, bo nie można kwestionować z wyżyn statystycznych ich doświadczeń.

Ale skoro statystyki sobie, zaś doświadczenie sobie to trzeba znaleźć przyczynę tego rozjazdu. Wydaje mi się, że to syndrom wojenny. To tak jakby ktoś relacjonował wojnę z okopów – widziałby tylko bombardowania, tysiące ofiar i nie miałby świadomości, że statystycznie i ogólnie to „na zachodzie bez zmian”. Z drugiej strony ci co się obijają w labie na tyłach nigdy nie zrozumieją perspektywy tych z frontu i tak można bez końca.

Ostatnio w sieci krąży skan pisma-odpowiedzi Ministerstwa Zdrowia co do liczby „czystych” śmierci kowidowych, co stało się przyczynkiem do powrotu dyskusji na temat rzeczywistych statystyk pandemicznych. Ja już w marcu stwierdziłem, że nie będzie na co się powoływać w danych liczbowych. Na kwestię liczby zakażeń spuszczam litościwie zasłonę milczenia, bo nawet WHO zaczęła kwestionować miarodajność testów PCR. To samo dzieje się ze zgonami. Od początku podstawową liczbą dziennych zgonów jest suma śmierci Z kowidem i NA kowida. I tak to media nas alarmują codziennie co do śmiertelnych wzrostów, choć najczęściej nie ma korelacji pomiędzy ilością zakażeń i zgonów, bo te – w najlepszym przypadku – mijają się o 3-4 tygodnie. Po prostu, żeby umrzeć na koronawirusa to trzeba się zakazić, pochorować z 3-4 tygodnie, by ewentualnie zejść.

Najgorsze jest podawanie sumy Z i NA jako całości. Powtórzmy jeszcze raz. Kiedyś jak rakowiec leżał termalnie w szpitalu i się zakaził grypą, i zmarł to jako przycznę zgonu podawano raka. Dziś podaje się kowida, choć to wcale nie takie jednoznaczne. Pomijam już coraz częstsze udokumentowane „dopisywanie” kowida ludziom z chorobami współistniejącymi, którzy tego kowida wcale nie mieli. Tak już jest w statystykach i już.

Teraz, jak wspominałem, policzono „czyste: przypadki w całym 2020 roku. I wyszło, że zmarło około 5.102 osoby, które nie miały żadnych innych chorób współistniejących, co tylko w tym przypadku oznacza, że prawdopodobnie żyłyby, gdyby nie spotkały na swej drodze wirusa. Co do tych Z kowidem pewności takiej wcale nie ma. A to duża różnica w „pandemiczności:” tego co się dzieje.  Zaglądnijmy do „Dziennika zarazy”. Suma zakażeń na koniec roku to 1.294.878, zaś zagonów Z i Na kowid – 28.554, co daje i tak niskie 2% śmiertelności. A jak się uwzględni „czyste” śmierci na kowida, to mamy 1.294.878 do 5.100, czyli 0,4% śmiertelności. 2% śmiertelności, jak pisałem, dość naciąganej to i tak niewiele, ale 4 promile, to tyle co wielu Polaków ma alkoholu w krwi w weekendową noc, zaś pandemiczność tych wyników to jakiś żart.

W dodatku sama pandemia to jakieś językowe nadużycie. Dla wielu ludzi to walające się trupy po ulicach, i to cały czas jest w mentalu, że jak popuścimy to tak będzie. Nigdzie na świecie tak nie ma. Po prostu WHO zmieniła jej definicję i 6 maja 2009 roku stwierdziła, że „Pandemia jest ogólnoświatową epidemią. Pandemia grypy może mieć miejsce wtedy, gdy pojawia się nowy wirus grypy, na którego ludzie nie są uodpornieni (…) Pandemia może być łagodna lub poważna, jeżeli chodzi o zachorowania i zgony. Nasilenie pandemii może zmieniać się w trakcie jej trwania”. Czyli wedle WHO zapalenie się papierka w popielniczce to może już być pożar, zaś jak ludowi krzyknie się „pożar – pali się!” to wszyscy będą oczyma wyobraźni widzieli języki płomieni sięgające nieboskłonu. A więc mamy mocno rozszerzoną definicję, która pozwala ogłosić pandemię, zaś lud to rozumie jak rozumie, czyli po panikarsku.

Zobaczmy na skompilowany ostatnio wykres zgonów w Polsce w 2020 roku. To niebieskie to czyste zgony kowidowe, wiem, wiem – ciężko zauważyć. Za to można zobaczyć kopa do góry zgonów niekowidowych w październiku i ustabilizowanie się ich na podwyższonym w stosunku do innych lat poziomie. Czyli jak przypuszczałem – kowid zabierze więcej ofiar z powodu tego jak na niego zareagowaliśmy niż z powodu swej zjadliwości.

Ja wiem, że zaraz znowu rzucą się na mnie medycy, że jestem foliarzem, który kwestionuje dla nich rzeczy oczywiste. Ale to zrozumiałe – perspektywa lekarza, który trzyma za rękę umierającego kowidowca jest inna niż chłodna statystyka. Ale – panowie i panie – popatrzcie na ten wykres i powiedzcie, gdzie tu jest pandemia? Jeśli już, to raczej pandemia zapaści służby zdrowia. Jak jakiemuś lekarzowi to wypomnę wtedy każdy chowa się do dziury – myśmy o tym cały czas mówili, ale to oni – decydenci. Tak? Mówiliście? Żeby nie zamykać, nie ujednoimienniać szpitali, wrócić do porad medycznych na żywo? Nie słyszałem.

W dodatku jak się popatrzy na tę strukturę zgonów to nawet Z kowidem są to głównie ludzie starsi, których można przecież otoczyć specjalną opieką i leczyć (a nie zaniechać leczenia) na ich DOTYCHCZASOWE, GŁÓWNE choroby, zaś izolować od koronawirusa. A tak lecimy po (wszystkich) łebkach. Zamykamy cały kraj, młodzież, która przechodzi koronę w tempie marszowym, zazwyczaj tego nie zauważając i zdrowych dorosłych, którym zamyka się firmy – dorobek ich całego życia, żeby odbębnić rytuał lockdownu, który jak widać, pełzając od marca, przyniósł nam… druga i trzecią falę.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

9 thoughts on “28.02. Pandemia, powiadzasz…?

  1. Wszystko już zostało powiedziane: testy PCR do niczego, maski szkodzą, lokdałn nie działa…
    Ludzie umierają tysiącami jak widać wyżej nie na covid.
    A wierzących w pandemię ciągle większość. W swoim gronie próbuję, choć już z coraz mniejszą siłą i chęcią propagować różne materiały.
    I co? Zauważyłam, że nawet nie chce się komuś przeczytać do końca jeśli początek burzy wiarę w covid. Doznają takiego dysonansu poznawczego, że ból jest nie do wytrzymania i stąd łatwiej trzymać się swej wiary niż dowiedzieć się czegoś co powoduje dyskomfort.
    A może nic nie robić, dać sobie spokój? Dowodami z wiarą trudno wygrać.

    1. Niech Pani im opowiada o tych „wszystkich” badaniach z lat 2008-2018 co to udowodniły pona wszelką wątpliwość, że maseczki to jeden wielki shit.
      Wie Pani, że kiedyś narzędzi chirurgicznych nie sterylizowali bo mieli „wszystkie badania”, że to strata czasu. A tego co głosił, że jest inaczej nawet w czubkach zamknęli. Niech Pani poczyta historię medycyny.

  2. Aż dziwne, że nie było żadnej pandemii wcześniej. 10 lat na nią czekaliśmy, mimo zmienionej definicji. To daje nadzieję na powrót do normalności…. Oczywiście w dalszej perspektywie 🙂

  3. Wirusy były, są i będą. Ale takiej histerii nie pamiętam. Nawet mój ojciec (ur.1910r.), który przeżył „hiszpankę” mówił, że owszem trochę więcej chorowali, ale to głównie z powodu biedy i niedożywienia, a z jego licznej rodziny zmarła tylko matka (moja babcia) … na zapalenie płuc.
    Obserwując to co się dzieje na całym świecie i również w Polsce, należy zadać odwieczne pytanie : cui bono ?

  4. Jak Pan to tłumaczy, że zamknięcie gospodarki mamy praktycznie od marca, a szczyt śmiertelności zarówno spowodowanej przez Covid, jak przez inne przyczyny pokrywają się w tym samym czasie na jesieni 2020? Też przyglądałem się tym statystykom na przestrzeni ostatnich 10 lat i szczyt śmiertelności przypadał co roku na wiosnę, ale był dużo dużo mniejszy niż na jesieni 2020. Czy nie jest przypadkiem tak, że za większą śmiertelność odpowiada Covid – ale nie zdiagnozowany? Ludzie często bali się poddawać badaniu, żeby oszczędzić sobie i bliski problemów i szli do szpitala w ostateczności. Jeszcze inni demonstracyjnie nie stosują się do zaleceń lekarzy, władz nie nosząc maseczek, chełpiąc się swoją niezależnością. Ja jestem z zawodu elektrykiem (inżynierem elektrykiem) i przez analogie traktuję takie opowieści nie fachowców na temat wirusów i epidemii w ogóle jakby ktoś mi mówił, że z tym prądem to przesada, że trzeba uważać i to lobby elektryków wymyśliło wszelkie zakazy i środki ostrożności z tym związane bo przecież nie ma czegoś takiego jak napięcie elektryczne. 😉

    1. Proszę w wyszukiwarce mojego bloga wpisać „Sześć IŁ-ów” i będzie miał Pan odpowiedź na pytanie o wzrost niekowidowych śmierci. Co do wzrost kowidowych w październiku do teraz, to uważa, że to początek sezonu grypowego nałożony na obniżoną odporność z powodu kwarantanny. Co do odporności do polecam swój pt, „Yratuja nas rzeczy proste”. Nie ma czego ś takiego jak niezdjagnozowany kowid. W szpitalach robią testy zmarłym. Poza tym wirus wylęga ssię góra 2 tgodnie, choruje się przed śmiercią następne 2-3, czyli od zakażenia do śmierci to jakiś miesiąc. A więc ci co padli w październiku to są infekcje wrześniowe. Wiosna 2020 nie miała żadnego wpływu na transmisję.. Tak samo wakacje. Może szkoły tu mają jakieś znaczenie, ale bardziej chyba ta utrata odporoności i sezon zakażeń grypą i dolnych dróg odddechowych.

      1. Znam osobiście osobę, która przechodziła ciężką odmianę „grypy” – w jej osobistym przekonaniu był to Covid, ale testy tego nie potwierdziły. Za to po jakimś czasie został wykonany test na obecność przeciwciał, który dał wynik pozytywny. To a propos „Nie ma czego ś takiego jak niezdjagnozowany kowid”. Co do reszty nie będę polemizował – pozostaję przy swojej niefachowej opinii. Zobaczymy jak to zostanie ocenione z perspektywy casu.

  5. Proszę wybaczyć, ale jak Pan może nie dostrzegać, że wprost w żenujący sposób manipuluje Pan danymi?
    Dlaczego nie zamieścił Pan wykresu łącznych zgonów Z, a jedynie dla N?
    Bo pasuje to do Pańskiej tezy? A reszta, nawet jeśli – Pański zdaniem – to Terra incognita, to nalezy tę „ziemię niczyją” również podciągnąć pod swoje poletko, a raczej odciąć się od niej międzą z krzaczorami niewiedzy sięgającymi ponad poziom oczu (?). Nie! Znacznie gorzej! Bo Pan sobie wg mnie doskonale zdaje sprawę z istnienia tego pola o powierzchni 10-krotie większej i wypełniającej co najmniej połowę tego wykresu, a drugą wypełnia w jeszce mniej znanym stopniu to, co nie zostało uwzględnieone w tych statystykach, a co osobiście oceniam na… drugą taką samą liczbę. Tylko, że Pan woli je obie sklasyfikować w całości jako wynik śmierci pozakowidowych. Podczas gdy gdzie indziej sam Pan twierdzi, że liczba „niehospitalizacji” z innych przyczyn to jedynie… 25% mniej niż przed epidemią. Może się Panu nie spodobać ta rada (i zwykle takich nie stosuję w dyskusji), ale tym razem uczynę wyjątek: Weź się Pan zdrowo puknij w czoło, a może jakaś część tej fali uderzeniowej dotrze, gdzie trzeba i pobudzi w Pańskim mózgu obszary szare, a nie tylko biało-czarne, Szanowny Panie.

    1. Pan jest niegrzeczny a Pańska argumentacja nielogiczna. Zwalnia mnie to z potrzeby polemizowania z kimś kto nie tylko nie rozumie wykresów, ale i słowa pisanego. Na tematy, które Pan porusza pisałem w Dzienniku dziesiątki razy, pokazywałem dane i wykresy. Pan tu wyskakuje jak diabełek z pudełka i się samokompromituje, w dodatku w niegrzecznym stylu. Tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *