4.11. Cieci strzał

29
dawka

4 listopada, dzień 612.

Wpis nr 601

zakażeń/zgonów

3.060.613/77.395

No i wyewoluowaliśmy w trzecią dawkę. Dla mnie jest to przykład kompletnej ściemy jeśli chodzi o tzw. szczepionki i ich skandaliczny tryb dopuszczenia do obrotu. Ja wciąż pamiętam te wyścigi, że są skuteczne w 90-ciu, potem w 99 procentach. Miały (zaszczepionym) pozwolić żyć normalnie, zdjąć maski, odsunąć groźby lockdownów i kwarantann. Od początku brzmiało to mało wiarygodnie, ale Big Farma sobie poradziła. No, bo szło równocześnie kilka sprzecznych komunikatów. Głównie zgrzytało w dwóch zestawieniach. Szczepienia były wzmagane kampanią o mnożących się wariantach wirusa, szły lub miały iść kolejne fale, co prowadziło do wniosku, że koronawirus to drań podobny do grypy, co to co roku produkuje nowe warianty, za którymi podążają szczepionki, zawsze spóźnione o sezon.

Z drugiej strony szczepionki przygotowane przez Big Farmę miały być uniwersalne i zabijać każdy wariant, dawały utęskniony powrót do normalności. I te dwie równoległe opowieści nie trzymały się kupy. Do tego doszło, że wystarczy tylko się zaszczepić ze dwa razy, by uzyskać obiecaną odporność, choć jeśli obie pierwsze narracje miałyby być prawdziwe, to oznaczało konieczność wielokrotnego szczepienia się co roku, by dogonić – tak jak w grypie – szczepionkami kolejne warianty.

I zaczęła się ewolucja, niedostrzeżona szczególnie u tych, co po swojej decyzji szczepiennej wypierają wakcynologiczną logikę. A więc najpierw miały nas chronić prawie całkowicie przed zakażeniem i zakażaniem innych, potem już poziom spadał, czyli, że chronią ale przed ciężkim przebiegiem, później już tylko przed takim, który chroni przed hospitalizacją. Obecnie wylądowaliśmy na poziomie, że może i nie chroni przed szpitalem, ale przed śmiercią to na bank. U nas przerabiamy starszą wersję, czyli – wbrew trendom światowym – przekonujemy (samych siebie?), że ci w szpitalach to sami niezaszczepieni, co ma wywołać dwie rzeczy – wskazać czemu nam nie idzie ze zbiciem poziomu zachorowań (niezaszczepieni foliarze), oraz nagonić do trzeciej fali – szczepień.

Te tezy dawno już zweryfikował świat, który w wielu przypadkach nie jest już w stanie wyprzeć się, że w ich krajach zaszczepieni, to główni pacjenci hospitalizacji, nie wspominając o tym, że wielu choruje na inne przypadłości z wyciszanym ich związkiem z faktem zaszczepienia. Nie ma bata – wirus jest międzynarodowy, tak samo jak szczepionki i nie może to wyglądać różnie w różnych krajach. To znaczy transmisja wirusa może zależeć od strategii danego państwa, ale jego natura jest (co chyba naukowe jest) taka sama. To samo szczepionki, czyli jak po nich w Izraelu czy Wielkiej Brytanii pojawiła się w szpitalach fala zaszczepionych chorych na kowida, to u nas też musi być tak samo, lub co najmniej będzie tak, zaś trendy tego pochodu powinny być już widoczne.

Moim zdaniem jest to wyjście Big Farmy z tupetem z problemu, który został zamieniony na biznes. Problem polegał na tym, że w dokumentach rejestracji szczepionek coś tam się w kwestii ilości dawek obiecało. Ba, „kontrolujące” te obietnice ciała dopuszczające do obrotu lek to przyklepały. I okazało się, że to nie jest prawda. Skuteczność szczepionek na wytworzenie przeciwciał, badana już na poziomie zaszczepionej populacji spadła poniżej 40%, w dodatku przeciwciała poszczepienne zaczęły szybko znikać z badanych organizmów. Miało to jednak nieciekawy „pożądany skutek uboczny” – atak na dane dotyczące poziomu i długotrwałości naturalnych przeciwciał wytworzonych przez niezaszczepionych ozdrowieńców, co to przeszli już koronawirusa. Ten wątek, nieatakowany, wskazywałby na brak konieczności zaszczepienia, traktowania ozdrowieńców tak samo jak zaszczepionych, zwłaszcza, że wiele badań dowodzi, że ci pierwsi mają „lepsze” te przeciwciała.

W ten sposób propaganda szczepionkowa nie ominęła ozdrowieńców, namawiało się ich (wielokrotnie skutecznie), by się jednak zaszczepili. W kontekście tym jest jeszcze jedna sprawa – NIE MA badań, obiecywanych, ba – oczywistych w przypadku pandemii, które poprzez wybadanie na kowida reprezentatywnej części społeczeństwa pokazałyby ilu z nas tak naprawdę go przeszło. Mamy na liczniku ponad 3 miliony takowych, ale to nie chorzy, to tylko przetestowani. A ilu przeszło przez – tak przecież propagowanego – koronawirusa tak bezobjawowego, że się nie testowali? Te nieujawnione – moim zdaniem – miliony też mają naturalną odporność, co jeszcze bardziej odstręczałoby od konieczności szczepień.

A więc oficjalna wersja brzmi, że trzeba się doszczepić, bo są albo nowe warianty, na które nie działa szczepionka, albo trzeba organizmowi „przypomnieć” kolejną dawką, bo się zapomina. Nikt nie wie, ile razy tak będzie trzeba. Marketing kowidowy już właśnie nazwał trzecią dawkę „przypominającą”, choć o żadnym przypominaniu nie było przy rejestracji nawet mowy. Weszliśmy w lejek i jako się rzekło Big Farma, która powinna beknąć za okłamywanie przy rejestracji wraz z tymi co tę bajeczkę przyklepali, teraz mają już argumenty z innej paczki, że się trzeba doszczepić. I to wchodzi. Co prawda lud sceptyczny wskazał różne warianty kolejnych nazw szczepień i po „przypominającej” są już kolejne, jak nazwy rocznic ślubu, ważne, że ostatni to ma być „dawka pożegnalna”.  

Trzeba też wziąć pod uwagę, że dużym „argumentem”, logicznym, choć nieoficjalnym jest to, że nakupiliśmy w zeszłym roku tych szczepionek jak głupi sera. Nie bardzo wiadomo po co. No, bo kupujący rządzący z jednej strony zapewniali, że to tylko dwa strzały będą potrzebne, zaś z drugiej taka Unia to kupiła szczepionek prawie po dziesięć na głowę, u nas leży 27 milionów takowych, drugie tyle zakontraktowane. I coś trzeba z tym zrobić, bo się wyda, że niepotrzebnie się je kupiło. Mamy tu wariant pomocniczy – czyli wysyłamy nadwyżki do biednych lub zagrożonych krajów. Wychodzi więc, że jesteśmy humanitarni a nie zaś niefrasobliwi za publiczne pieniądze. Drugim wariantem jest trzeci strzał, czyli – no dobrze żeśmy nakupowali tego, no bo przecież trzecia dawka jest potrzebna, jak mówi nauka.

Tak, bowiem nauka tu też zaczęła kombinować. Na przykład u nas. Niesławna, choć słynna Rada Medyczna 27 sierpnia rekomenduje, że obecna tradycyjna seria szczepień utrzymuje ośmiomiesięczną odporność i niema co się szczepić trzeci raz. Mijają niecałe dwa miesiące i 18 października śpiewamy już z innego klucza: rekomendujemy trzeci strzał każdemu powyżej 18. roku życia. I to nie wcześniej niż po 6 miesiącach od ostatniej dawki. A więc można już po pół roku, a sześć tygodni wcześniej odporność ze szczepionek była co najmniej na 8 miesięcy. Ciekawa zmiana zdania i jej tempo. Decyzja ważka, ale nie podano na podstawie jakich badań tak uznano. Pewnie na takich samych, dostarczonych przez producentów i klepniętych przez tych, którzy jeszcze niedawno uznali zapewnienia producentów, że dwie dawki wystarczą.

Za tym poszła cała akcja propagandowa. Odeszła w niesławie optymistyczna kampania „ostatnia prosta”. Okazało się, że to ani nie proste, ani nie ostatnie. Weszliśmy z prostej w rondo i tak będziemy się kręcić. Ale trzeba dołożyć propagandowo, by się zaszczepili po raz trzeci. I mamy – kolejna odsłona akcji (czwartego szczepienia!) w Izraelu, papież zaszczepiony w trójcy. Najlepsza jest kampania, że już 63% chce się u nas zaszczepić. Ale jak się poskrobie tę misę, to wychodzi, że cudów nie ma, bo takim byłby fakt, że trzecią dawką chce się zaszczepić więcej ludzi niż zaszczepiło się dwiema poprzednimi. Nie chodzi o to, że chcą wziąć od razu trzecią dawkę, ale wyszło, że owszem chce się zaszczepić po raz trzeci 63% Polaków, ale spośród tych, którzy już wzięli po dwa poprzednie strzały. A to zmienia postać rzeczy i cały pogrzeb na nic, bo ta reszta, czyli wygląda na to, że 37% zaszczepionych czuje się oszukanymi.

Trzecia dawka obnaża cały system. Pokazuje jak dziurawo działała poprzednia faza akceptacji dopuszczenia do obrotu tego preparatu. Jak nakłamali producenci, jak to klepnęli regulatorzy. Skompromitowała się sama szczepionka i jej sezonowanie, bo na logikę weszliśmy w lejek kolejnych mutacji, co półrocznej konieczności zaszczepień. W dodatku takie ciągłe akcje szczepienne to przejście fali NOP (niepożądanych odczynów poszczepiennych) w permanencję. A mówimy tu głównie o preparatach genetycznych, o niezbadanych, jak widać, właściwościach i skutkach stosowania. Szlag również trafił zielony paszport, no bo jak to jest? Po którym szczepieniu jest ważny? Po czwartym (tak, tak) izraelskim? Czy po trzecim, francuskim? Na której granicy? Wielu już widzi, że się dało zrobić w jajo, szczepienia przed niczym nie chronią, ba – mają niefajne skutki uboczne, które co prawda wracają do nas w postaci innych chorób immunologicznych czy onkologicznych.

Jest jak z socjalizmem, który przekonywał, że wszystkie z nim kłopoty to skutek tego, że jest go za mało. I będziemy leczyć klina klinem. Jak na kacu, zapijać kolejne jego fazy. Skończyć się to może tylko jednym – sanitaryzmem. Wszechobecnym i bezmyślnym. Czyli czystą przemocą.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogua „Dziennik zarazy”.  

About Author

29 thoughts on “4.11. Cieci strzał

  1. Czystą przemocą. OK.
    Było kilka państw ustrojów, które preferowały czystą przemoc. Nie tak nawet dawno temu.
    Miały trwać po kres wieków.
    I co? Gdzie teraz są? Wytrzymały od kilkunastu do kilkudziesięciu lat.
    I tak samo będzie i z sanitaryzmem. Tylko szybciej, bo dziś wszystko dzieje się szybciej – od komunikacji (kluczowej w tym kontekście) poczynając.
    Zresztą, wystarczy historii ostatnich 50 lat.
    Urodzeni w latach 60. XX w. najpierw mieli zwycięski socjalizm, który miał trwać wiecznie. Po 20 latach ideologicznie zdechł, by po 30 przerodzić się w III RP, która miała trwać w tym kształcie już zawsze, bo nastąpił przecież „koniec historii”.
    Po w sumie 44 latach od roku 1960 (a zaledwie 14 od wejścia w III RP) znów się wszystko zmieniło – weszliśmy do UE, gdzie żyć mieliśmy w rosnącym dobrobycie po kres czasów.
    A tu zonk – po ledwie 12 latach, w 2016, UE zaczęła wysuwać wampirze kły, by po kolejnych 5 latach zaczać nas traktować – biedniejących i coraz bardziej wkurzonych- jak peonów czy chłopów pańszczyźnianych. A Polskę jak kolonię do tresowania. Nie muszę więc dodawać, że i Unia zdechnie, i to szybko (bo te okresy się skracają – królowa HISTORIA zapitala coraz szybciej.
    A wraz z Unią zdycha cały dawniej będący dla ludzi wzorcem – tzw. Zachód. Owszem, bypassuje się a to klimatyzmem, a to sanitaryzmem, a to genderyzmem – ale używając ich niemal WYŁĄCZNIE w roli i funkcji BATA i straszaka na niepokornych. Czyli uzasadniając nimi swój uwiąd ekonomiczno-społeczno-polityczny.
    Wniosek jest jeden – Osobnik taki jak ja (czyli w wieku mocno średnim) – będzie mieć przed sobą, w perspektywie, co najmniej 2-3 kolejne końce świata (optymistycznie, bo pesymistycznie 1-2). Zobaczę jak mniemam i koniec sanitaryzmu, i krach lewackiej rewolucji, bo INACZEJ BYĆ NIE MOŻE – zwyczajnie zabraknie im kasy na te ich ideolowygibasy. A sanitaryzm nie przetrwa w warunkach , w których z ludzi już teraz szybko schodzi strach przed „pandemią”, za to rośnie wk…rw na pauperyzację i zamordyzm…
    Nil desperandum, Panie redaktorze. siądźmy sobie na przychaciu i popatrzmy, jak pięknie czas zamienia wrogów ludzkości w truchła. Bo świat wciąż się przemienia, tyle że – wrzucony w chaos przez wrogów Człowieczeństwa, robi to coraz szybciej, w rosnącym tempie. Jak zarażony organizm, który szybko się rozgrzewa, by zwalczyć nomen omen złego wirusa czy inny stan zapalny…
    Założymy się, o dobry koniak, że za rok-dwa , czyli powiedzmy do końca roku 2023, sanitarystów i agenturę bigpharmy diabli wezmą, z delikatną pomocą wku…nych zwykłych ludzi?
    Bo życie musi iść dalej, więc młyny Boże jednak mielą. Cały czas mielą…

    1. Niestety, nie byłbym taki opty. jeśli idzie o zanik sanitaryzmu. To już zostanie ale będzie dotyczył coraz mniejszej liczby osób. Dlatego zależy im na podaniu kolejnych wersji preparatów bo po nich ludzie już nie będą się buntować.
      Historycznie rzecz ujmując, coraz częściej odnoszę wrażenie, że jako naród jesteśmy (Polacy) w latach 40-tych ub.wieku. Tuż po wojnie. Nic od nas nie zależało ale przynajmniej dobrze, że już nie strzelają. Wpakowano nam komunę, podział Europy na A i B i całą masę nonsensów w myśl jakiegoś ideolo. Tak jak teraz. To minie ale czekać następne 50 lat? 40? 30? Mnie zostało tylko 8 dlatego nie chcę sobie tego skracać jakimiś eksperymentalnymi preparatami. A poza tym ZAWSZE byłem przeciwnikiem GMO. 🙂

        1. 🙂 Nie znam dnia ani godziny ale rok już tak…
          Mój nick może jest głupi ale jest nieprzypadkowy. Ja WIEM! Od dzieciństwa.
          Mam umowę z Panem Bogiem. Biorąc pod uwagę co nam szykują technokraci, to ja już więcej niż do 2029 nie chcę. Podziękowałem uprzejmie za wszelką możliwość prolongaty żywota. A na przedłużanie agonii naszej cywilizacji nie mam ochoty patrzeć. Ludziom jakoś trudno pogodzić się z faktem, że żyjemy w czasach ostatecznych. Ja jestem pogodzony i poza tym nie czuję się przywiązany do tej formy bytu. Spoko. Byle nie bolało.

    2. Ja bym się już ponudził bo jestem z 1961r. Chodzi mi też o wnuki, bo ciężkie czasy przed nimi a nie o takie Polske walczyliśmy, c’nie?

  2. Na pytanie „co po szczepieniu nr x?” odpowiedź już się klaruje. Np. Francja wymaga aktualnego testu albo certyfikatu szczepienia, uznawanego do sześciu miesięcy. Czyli większość będzie się szczepić dwa razy do roku, po to, żeby gdzieś wyjść, wyjechać, uczestniczyć w imprezie. Będzie jak było, tyle, że trzeba będzie mieć przy sobie papierek dla świętego spokoju, a ktoś będzie trzepał kasę. Ludzie się przyzwyczają, przestaną liczyć, który to już strzał. Będzie jak w historii o cieciu; ciecia zwolnimy, a biznes dalej będzie się kręcił.

  3. „NIE MA badań, obiecywanych, ba – oczywistych w przypadku pandemii, które poprzez wybadanie na kowida reprezentatywnej części społeczeństwa pokazałyby ilu z nas tak naprawdę go przeszło”
    Jak najbardziej takie badania są prowadzone, sam byłem zaskoczony znaleziskiem, tylko dlaczego nikt nigdzie o wynikach nawet słowem
    Ciekawa lektura, wnioski niech każdy wyciągnie sam
    https://www.pzh.gov.pl/projekty-i-programy/obserco/raporty/

    1. Tak, badania do ukończenia w styczniu 2022. Koronawirusa, który szaleje od marca 2020. Co one pokażą, bo się jeszcze nie skończyły? Po prawie dwóch latach od początku pandemii? Czyje przeciwciała?

  4. 1. Dzisiaj, wieszając nekrolog pod kościołem, zainteresował się mną kościelny.
    -„Panie! Ludzie teraz padają jak muchi I to po szczepionkach!”
    2. W wypisie ze szpitala doktorstwo napisało (cytuję z pamięci) „wyniki negatywne badań IgG oraz PCR nie oznaczają braku zakażenia COVID -19” (ojciec BYŁ SZCZEPIONY!)
    3. Przy wejściu do szpitala siedziała zziębnięta babinka, która czekała na swojego męża- nie wpuścili jej na teren (ciepłego) szpitala mimo, iż miała certyfikat-paszport kowidowy, po dwóch szczepieniach. A ja „szalałem” po terenie zamkniętego oddziału radiologicznego, w stroju wierzchnim, bez żadnej antykowidozy na papierze. Pytam- „Macie tu ciężko chorych pacjentów, właściwie bez systemu immunologicznego, dlaczego wy mnie TU wpuszczacie?” Odp: w tonie oschłym- „Ordynator o tym decyduje”.
    4. U mnie na miejskiej wsi podwarszawskiej cały Urząd Gminy szczepnięty. Większość (w tym burmistrze) jest obecnie na kowidowych zwolnieniach. Nie ma komu rządzić.
    5. Nie znasz dnia ani rodziny(!) …która poda cię do Sanepidu.

  5. Jaka jest prawda? Gdzie można uzyskać rzetelne informacje o tym, jak to jest z odpornością po szczepieniu? Cały czas słyszymy narrację o tym, że umierają w 9/10 przypadkach sami niezaszczepieni, choćby tu: https://portal.abczdrowie.pl/coraz-trudniejsza-sytuacja-w-szpitalach-dr-wisniewska-jako-spoleczenstwo-nie-uczymy-sie-na-wlasnych-bledach
    To jak to w końcu jest? Podawane są często kraje, gdzie stopień „wyszczepienia” jest znacznie wyższy niż u nas z komentarzem – owszem, mają tam sporo zakażeń ale relatywnie mało ciężkich przypadków i mało zgonów (Wielka Brytania czy wspomniany przez Autora wielokrotnie Izrael). Jeśli wierzyć oficjalnym statystykom, faktycznie jest tam nieproporcjonalnie mniej zgonów niż w poprzednich falach. To jak to w końcu jest, ja się pytam?

    1. Proszę w przeglądarce mego bloga wpisać „odporność” i będzie tam kilkanaście wpisów z danymi, źródłami i tabelkami.

      1. Panie Redaktorze, czytam Pańskie wpisy dosyć uważnie ale dalej nie potrafię wyekstrahować z nich odpowiedzi na pytania: Jak to jest, że wedle oficjalnych danych w krajach o dużym stopniu „wyszczepienia” (Izrael, Irlandia, GB) choruje wprawdzie dużo ludzi ale umiera relatywnie niewiele. W Polsce przy kilku/kilkunastu tysiącach wykrywanych przypadków dogoniliśmy i przegoniliśmy już w liczbie zgonów GB, która ma od lipca dzienne wyniki zakażeń nie spadające poniżej 22 tysięcy (a bywają i po 45 tysięcy). Oficjalny przekaz w Polsce jest taki, że umierają w 9/10 niezaszczepieni. Jeśli to jest informacja nieprawdziwa, to gdzie mogę uzyskać prawdziwą?

          1. No i własnie ustalenia pana Płaczka każą się nad tym wszystkim głęboko zastanowić.
            Chociażby te tutaj: https://tarnogorski.info/grzegorz-placzek-we-wrzesniu-ponad-19-zmarlych-z-covid-bylo-w-pelni-zaszczepionych/
            Pan Płaczek przyłapał oficjalne czynniki na mijaniu się z prawdą w oficjalnej narracji. Niemniej te 19 % to nadal jest < niż 50 %.
            Proszę mnie dobrze zrozumieć, ja naprawdę czuje się skołowany tym wszystkim. Jako jedyny z rodziny nie zaszczepiłem się ale wciąż słyszę, że robię głupio, bo rezygnuję ze zwiększenia szansy na łagodniejsze przejście potencjalnie śmiertelnej choroby w imię odsunięcia od siebie mglistych zagrożeń szczepionką w bliżej nieokreślonej przyszłości.
            Nie mam danych miarodajnych a tylko reaserch wykonany wśród znajomych lekarzy, medyków ratowników itd. Jaki obraz się z niego wyłania? Mniej więcej taki jak z tych ustaleń pana Płaczka – nie jest oczywiście prawdą narracja producentów szczepionek i rządu o 95 % skuteczności specyfiku. Zaszczepieni również chorują, czasem ciężko, trafiają do szpitali i zdarza się, że umierają. Niemniej jest ich dostrzegalnie MNIEJ niż osób niezaszczepionych. To nie jest oczywiście oficjalne 9/10 ale wedle tych moich rozmów jakieś 7-8 na 10 mniej więcej. Co by się zresztą pokrywało z tymi 19 % uzyskanymi przez pana Płaczka. Z tego by wynikało, że jednak szczepionka daje jakąś osłonę, może 60, może 70 procent ale jednak daje. No i te dane z krajów o wysokiej "wyszczepialnosci" w porównaniu z Polską, czy jeszcze lepiej Rumunią – tam gdzie było mało szczepień, tam jest więcej zgonów. Waham się co zrobić samemu…

        1. Może ja spróbuję: koń trojański zwany szczepionką jest tak zrobiony i wytestowany, że tłumi chorobę ale tylko do pewnego momentu. Dlatego tak łatwo przekonać ludzi, przy blokowaniu innych informacji, że śmiercionka to jedyne wyjście. Z jednej strony tylko wyjdziesz z domu to się możesz zaszczepić niemal po drodze. Z drugiej strony żeby zabezpieczyć się lekiem, musisz przekopać internet, zdobyć niepolecany lek (np. amantadyna wymaga recepty, a część lekarzy czeka na wynik badań klinicznych, które nie mogą się od kwietnia skończyć) i mieć odwagę go samemu zażyć w odpowiedniej chwili. I w pewnym procencie przebiegów choroby to nie wystarczy, bo może być konieczne leczenie powikłań płucnych, a to wymaga antybiotyków domięśniowych/dożylnych, których lekarze rodzinni nie dają. PROSZĘ poczytać bloga Przychodni Optima dr Bodnara, to jest trudne, ale tam są zapisy samotnej walki z chorobą wielu pacjentów, w większości wygranej.

          1. Jeśli dobrze zrozumiałem – szczepionka Pańskim zdaniem „tłumi chorobę do pewnego momentu” – ale jakiego momentu? Mam rozumieć, że te dziesiątki milionów ludzi zaczną za jakiś moment chorować i umierać? Ale za jaki moment? Za pół roku? Za rok? Czy posiada Pan jakiś dowód na poparcie swojej tezy? Doktor Bodnar toczy chwalebną walkę o to, by chorych leczyć, podobnie jak dr Roszkowska i chwała im za to natomiast nadal nie mogę znaleźć przekonujących wyjaśnień, dlaczego jednak w większości chorują i umierają osoby niezaszczepione.

        2. Dodam jeszcze że wokół mam parę ciężkich przypadków NOP’ów – napisałem to w nowszych komentarzach. Wystarczy popytać dookoła, niektórzy nie chcą nawet przyznać że to po „szczepieniach”.

          1. Nie zrozumieliśmy się… ja nie przeczę, że są lekarze, którzy skutecznie leczą covid, zwłaszcza w pierwszych stadiach choroby i może należało by to jeszcze bardziej nagłaśniać. Wciąż jednak nie otrzymałem żadnej sensownej odpowiedzi na moje wątpliwości. Jeśli szczepionka nie daje żadnej osłony przed chorobą, to dlaczego w krajach o dużym stopniu „wyszczepienia” covid przestał być problemem dla społeczeństwa i służby zdrowia? Dlaczego Belgia, Irlandia czy Holandia mają teraz kilkakrotnie mniej hospitalizacji i zgonów niż rok temu? Dlaczego w Polsce mamy już więcej zgonów niż w GB? Dlaczego Rumunia, z bardzo niskim stopniem „wyszczepienia” zaliczyła teraz rekordowy „pik” w liczbie zakażeń, hospitalizacji i zgonów na tle całej Europy? Nasze ministerstwo przekonuje, że ciężkie przypadki i zgony to w przeważającej większości osoby niezaszczepione – jeśli to nie prawda, to jaka jest prawda? Czy są jakieś dane źródłowe, dające się zweryfikować, które potwierdzały by tezę, że jest odwrotnie?

        3. Nikt Panu nic nie odpowie na 100 %. Od początku kłamano o sukcesach i bezpieczeństwie zastrzyków, teraz te kłamstwa próbuje się przemilczeć, nikt nie powie „myliliśmy się”, albo „okłamano nas” bo przecież mniemany autorytet ekspertów by runął. Z publikowanych danych nie wyciągnie Pan żadnych sensownych informacji, ponieważ w każdym kraju inaczej się liczy i raportuje zakażenia, hospitalizacje i zgony. No bo na przykład, jakim cudem na Islandii od samego początku zarejestrowano 14500 zakażeń a tylko 35 zgonów? Czyli około 10 razy mniej zgonów na 1000 zakażeń niż w Polsce? Czy my jesteśmy tacy schorowani, czy nasi lekarze są 10 razy gorsi niż na Islandii (zwłaszcza, że pracuje tam dużo Polaków)? Pan Płaczek udowodnił, że oficjalne dane są niewiele warte i są zmanipulowane. Nie ma na czym się oprzeć. Trzeba polegać na swojej intuicji. Ja, póki co, zaopatrzyłem się w specyfiki na wszelki wypadek i po zastrzyk w kolejce się nie ustawiłem.

    2. według umowy z Pfizerem np, osoba która umiera/choruje przed 10 dniem po drugiej dawce traktuje się jako NIEZASZCZEPIONĄ, podobnie jak tę jedynie po pierwszej dawce. Dopiero 14 dni po obu dawkach uznaje się za osobę z pełną odpornością… ale nie wiem na co. Biorąc pod uwagę ze wszyscy zaszczepieni w mojej okolicy właśnie są na zwolnieniach.
      W tym tygodniu do szkól dotarła z Ministerstwa informacja, w której podają jasno. Po pierwsze: nie robić PCR przed siódmym dniem od kontaktu z osobą zarażoną. Po drugie PCRy wykazują dodatni wynik przy KAŻDYM stanie zapalnym. W piśmie jest więcej głupot ale nie potrafię zacytować.
      co do wspomnianych statystyk – polecam strony NIEZALEŻNE ( np PANDATA.ORG ) , nie tzw „oficjalne” tu mamy czystą/brudną politykę. Tylko i aż. I proszę wyłączyć wiadomości TV i opłacane przez NFZ media internetowe, tu o prawdę trudno. PCRy nie leczą! Mają służyć jedynie treściom propagandowym.

  6. Próbuję dotrzeć do rozporządzenia wysłanego do SPZOZów odnośnie kierowania pacjentów z najmniejszymi nawet objawami przeziębienia takimi jak: katar, chrypka, itp. na testy. Stąd – można przypuścić że – 15 tys z pozytywnym wynikiem i tylko ponad 300 nowych pacjentów szpitali pokazuje ku czemu to zmierza. Strategia jest jedna. Przestraszyć niezdecydowanych by się szczypali-dtugą, trzecią i następną dawką. Jeśli się jeszcze okaże że lekarze na testy mają kierować pacjentów z katarem ale tylko nieszczypanych, to mamy całą strategię propagandy covidowej, że tylko nieszczypani się zakażają i chorują.

    1. dokładnie tak jest. znajoma dyrektor szkoły pokazała mi pismo w którym Ministerstwo przedstawia jak należy traktować osoby zaszczepione a jak niezaszczepione w przypadku choroby…wszelkiej!
      Zaszczepieni mogą pracować mimo kaszlu i wszelkiej choroby grypopodobnej i nie wysyła się ich na badania. Niezaszczepieni z marszu idą, w przypadku kataru, na kwarantanne i testy.

      1. Czyli jak pacjentowi źle z oczu patrzy, to najwyraźniej nieszczepiony, trzeba go z miejsca wymazać i w dyby kwarantanny. Teleporada bezobrazowa jawi się przy tym zbawieniem – miałem jakiś czas temu taką przygodę (w wielkim skrócie) – boli gardło, zwykłe środki nie pomagają, rejestruję się, oddzwania lekarz: co się dzieje?
        ja: gardło boli od kilku dni i czerwone (dalej co robiłem żeby przestało),
        lekarz: a może to jednak Delta?
        ja: nie, to nie Delta, to zapalenie gardła.
        lekarz: dobrze, przepiszę antybiotyk
        Nie muszę dodawać, że po antybiotyku przeszło. Jak sądzę taki przebieg rozmowy nie jest rzadkością. Dokąd doszliśmy? Szamanizm technokratyczny?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *