28.12. Dlaczego nie będzie żadnych ekshumacji
28 grudnia, wpis nr 1328
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Jak już pisałem, a wielu mówiło, Ukraina ułożyła się z polskim rządem co do przeprowadzenia ekshumacji ofiar Rzezi Wołyńskiej. Jak zwykle chytrze odczekałem czy news się ostanie, czy to tylko kolejna wrzutka do skarbonki Tuskowej taktyki wyborczo-prezydenckiej. Po tym się poznaje, czy to diament czy zeschłe błoto – trzeba tylko polać toto wodą cierpliwej prawdy i poczekać. I wyszło, że to wrzutka, bo temat ważny, a zaraz go przykryły codzienne łże-newsy, co oznacza, że to była kolejna bramka slalomu giganta polskiej polityki pozornej. Temat legł pod zwałami czy to komisji paraśledczych, czy odklejania przyklejonego ostatniego pokolenia. Ale ważne by się pochylić nad meritum, bo mieliśmy z tymi ekshumacjami do czynienia ze znakiem. A jest nim fakt, którego nie da się przykryć – żeby skały grzmiały Ukraińcy tych ekshumacji nie zrobią, nas nie zaproszą, temat utopią. I to przy naszej asyście i to z kilku powodów.
Inwestycja w mit założycielski
Pierwszy powód to taki, że za dużo już Kijów zainwestował w fatalny mit założycielski nowej Ukrainy, na który nie wiadomo po kiego upodobano sobie tam banderyzm. Inwestycje szły w dwóch kierunkach – wewnętrznym i zewnętrznym. Na użytek własny wielu Ukraińców dopiero teraz dowiedziało się od rządu jakimi to bohaterami Bandera z Szukowyczem byli. Przedtem to było jakoś mitygowane, sprowadzane do jakichś ekstremizmów, wręcz egzotycznych. Teraz to główny przekaz. Na użytek zewnętrzny Ukraina robi tu za ofiarę odwieczną wszelkich sił ciemnych, z Polską i Rosją na czele. Pies ich trącał, że się tam naparzali z okupantami, za których uważali zarówno Polaków, jak i Rosjan – ale jakoś Niemców to już nie. Wiem, rachunki wzajemnych krzywd są zawsze niepoliczalne, bo tu nie chodzi o to, kto pierwszy spalił komu dom, na co my spaliliśmy dwa, tylko chodzi o zasadę.
Można nawet od biedy uznać to za koszty walk narodowowyzwoleńczych, co Polacy powinni rozumieć jak nikt inny. Przecież i my rzucaliśmy pod nogi bomby carom, wykonywaliśmy po domach zamachy na hitlerowców, zabijaliśmy ich w zasadzkach i zamachach, walczyliśmy o naszą okupowaną na wiele sposobów Ojczyznę. Dlaczegóż więc mielibyśmy bronić tego Ukraińcom, kiedy to my byliśmy dla nich okupantami, bo to były takie czasy, gdy to oni się z nami zamienili miejscami? No, jest jedna zasadnicza różnica.
Otóż źródła mitu założycielskiego zostały przez Ukraińców nieszczęśliwie ulokowane w ideologii faszystowskiej, a właściwie rasistowskiej, jaką jest idea narodowowyzwoleńcza ukraińskich Ojców Założycieli ukraińskiej myśli politycznej, a właściwie niepodległościowej. Można sobie to poczytać, jak się zajrzy do dzieł Bandery, a właściwie Dmytro Doncewa, bo to on spisał te ideolo do końca i w całości. To tu leżą źródła łatwego przeskoku od teorii do „wykonu” – od marzeń niepodległościowych do przeprowadzenia czystki ludności na terenie uznanym za swój, przy zastosowaniu wyłącznie kryteriów etnicznych. Taki był podtekst tych wszystkich Wołyniów, czy pogromów żydowskich po ukraińskich miastach. Tu też ma swe źródła zagnieżdżona estyma do niemieckiego munduru, który był symbolem poluzowania sił dotąd trzymających żywioł ukraiński pod butem, który sobie po hitlerowskim „wyzwoleniu” mógł pohasać z widłami w jednej ręce i dziełami Doncewa w drugiej. A nad tym wszystkim stała jeszcze niesławna ukraińska cerkiew, błogosławiąc idących w bój bez broni, ale za to z siekierami – na cywilów.
Klęska narracji symetryzmu
Nie ma więc symetrii tych walk narodowowyzwoleńczych, gdyż Polacy nigdy nie mieli w swych głowach eksterminacji ludności cywilnej okupantów, atakowali ich administrację i kolaborantów. Jeśli ktoś w podziemiu i powstaniach mówił o „Polsce dla Polaków”, to raczej w sensie, żeby Polacy rządzili się u siebie, a nie w czysto etnicznym kraju. Tak jak sobie to umyślili Ukraińcy. Można UPA uznać od bidy za swego rodzaju żołnierzy wyklętych a la ukrainian, ale to oni nosili hitlerowskie mundury.
Ale wróćmy do ekshumacyjnych podtekstów. Ukraińcy nie zgodzą się również dlatego, że porządnie przeprowadzone ekshumacje wykazałyby ich podstawowe kłamstwo w dwóch fundamentalnych aspektach. Pierwszy to taki, że wyszłaby na jaw o dużo większa niż się relatywizuje dziś skala ludobójstwa. I tak obecne „widełki” (sorry za skojarzenie) ofiar Rzezi Wołyńskiej są od kilkudziesięciu tysięcy do ponad stu. Teraz by się okazało, że jest tego prawdopodobnie o wiele więcej. I to by była konstatacja nie tylko słaba dla Kijowa, ale i dla Warszawy, gdyż podwyższyłaby z jednej strony pulę polskich pretensji, ale i wskazałaby na skalę dotychczasowych przemilczeń sprawy ze strony również polskich władz.
Po drugie Ukraińcy się nie zgodzą, bo ekshumacje wskazałyby nie tylko na ludobójczą skalę zbrodni, ale i na niebywałe okrucieństwo tych mordów. Mielibyśmy więc raporty JAK zabijano i mogłyby paść pewne niewygodne pytania. Nie tylko co do sadystycznych motywacji dowódców tego ludobójstwa, ale i co do ciemnych meandrów duszy ukraińskiej, która nie czytała Doncewów, a i tak nie miała tu większych oporów wobec okrucieństw, mało tego wykazywała się swoistą „kreatywnością” potworności. A takie konstatacje, to już poważne, głębokie przepaście dzielące narody. Ale, jak to mówią – tylko prawda nas wyzwoli, gdyż daje każdej ze stron szansę stanąć w świetle faktów, by umożliwić skruchę, ten wstępny warunek pojednania. Odwrotnie, kiedy ukrywanie faktów powoduje powolne nabrzmiewanie wrzodu wzajemnych niechęci kata i ofiary, i pękanie tego tworu w najbardziej nieoczekiwanych momentach i wymiarach.
Kijev locuta, causa finita
Już się zaczyna kręcenie, że niby będą te ekshumacje, ale jakie i kiedy, to już (nie nasza) pieśń przyszłości. Po deklaracjach podrozumiewawczych, gdzie widz miał podrozumiewać, że sprawa jest załatwiona – pora na szczegóły. Proszę bardzo. Jak będę wyglądały te ekshumacje i pod jakimi warunkami będą wykonane? Oto mówi szef ukraińskiego IPN-u, pan Drobowycz:
„Ukraina samodzielnie zbada, ustali miejsce pochówku oraz okoliczności śmierci ofiar tragedii wołyńskiej a dopiero potem przeprowadzi ekshumację. Równocześnie oczekujemy, że Polska wreszcie zakończy ten wstyd, który trwa od 2015 roku, kiedy to na terenie Polski doszło do aktów wandalizmu na ukraińskich grobach. Faktycznie prawie do 10 lat ukraińska społeczność w Polce jest dyskryminowana, a my widzimy, że dochodzi do łamania umów dwustronnych oraz zasad Unii Europejskiej w stosunku do mniejszości narodowych.” Jak mówi poseł Grzegorz Płaczek – to się samo komentuje.
Ekshumacji więc nie będzie, ale jeżeli już, to będą wyglądały w stylu badania katastrofy smoleńskiej. Zrobią to Ukraińcy sami, powiedzą gdzie kopać, jak głęboko, my się będziemy mogli przyglądać, coś jak z Kopaczową w Rosji. Nasi, by ukryć tę mizerię będą utrzymywać, że wszystko zostało przekopane dwa metry w głąb, ofiary przebadane, protokoły sporządzone. Jak w Smoleńsku. A co do ekshumacji, to będzie jak w Jedwabnem, gdzie badania przerwano natychmiast kiedy wśród ciał pojawiły się łuski niemieckich pocisków, które wywracały przyjętą z góry narrację polskiej winy, matki polskiego wstydu za Holokaust.
I odbędzie się to teatrum. Lud skołowany uzna sprawę za zaczętą, a więc załatwioną, Ukraińcy zrobią co chcą, nawet – jak ten szef ukraińskiego IPN – poskarżą się do Brukseli, że w Polsce biją Ukrów i sikają na ich groby. Politycy zaś odfajkują kolejną „załatwioną” sprawę, co oznacza, że nie zostanie załatwiona, czyli doprowadzona do końca. Ale się ją obejdzie tak, że zostanie jak było, a odfajkuje się – głownie w obszarze polskiej niepamięci -, że dawno zapomniana czy zaniedbana, głównie przez politycznych przeciwników, sprawa znalazła swoje zakończenie. W narodzie z postępującą demencja pamięci cyniczni politycy zrobią co chcą. I taki tylko będzie wymiar wymarzonej federacji polsko-ukraińskiej. Będzie to nowa Rzeczypospolita: nie Dwóch Narodów, ale Dwóch Niepamięci.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
No, Ukraińcy innego AK niż UPA u siebie nie mają, krótko mówiąc. A mit założycielski nowego państwa jest potrzebny jak powietrze. W jego imię bardzo chętnie zapomnieliby, że UPA walczyło nie tylko z Rosjanami i komunizmem.
A mogli, przynajmniej teoretycznie, pójść inną drogą. Przyjąć, że nowoczesne państwo Ukraińskie urodziło się wraz z Pomarańczową Rewolucją, a jej bohaterami jest Niebiańska Sotnia. Że wszystko co było wcześniej, to jakieś średniowiecze, dziedzictwo wielowiekowych wpływów Rosji, które trzeba (w bólach porodowych nowej, europejskiej tożsamości) wyrwać z siebie i odrzucić. Że przedwojennymi (piszę o IIWŚ) bohaterami Ukrainy byli rzecznicy pojednania między narodami (protounijnego, można powiedzieć), których banderowcy mordowali z równą nienawiścią jak Polaków. Dziś kompletnie zapomniani… Tylko nikt sam siebie jeszcze z bagna za włosy nie wyciągnął (dlatego piszę, że teoretycznie), ludzie ciągle myślący „po sowiecku” (przykładowo jak ktoś daje za darmo to frajer do wykorzystania, a nie przyszły sojusznik udzielający kredytu zaufania na dzień dobry, zgodnie z obyczajami naszego kręgu cywilizacyjnego, oczekując identycznej reakcji z drugiej strony w ramach wspólnego początku przyszłych obustronnych relacji) takiej rewolucji mentalnej sami nie zrobią. Chyba że zdarzyłby się u nich cud w rodzaju autorytetu moralnego na miarę naszego Papieża czy (międzynarodowej tym razem) „Solidarności”, ale na to się na razie nie zanosi. No niestety, „ruskich” muszą zwalczyć przede wszystkim w sobie. To najważniejszy front „wojny cywilizacji”. I w tym my (cała Europa) powinniśmy im pomóc. Przynajmniej teoretycznie…
Najgorszy scenariusz jest taki, że tego „trupa w szafie” ktoś może wykorzystać przeciw nam, wszystkim. I nie mam na myśli tylko trolli Putina. Na przykład Niemcy nie będą chcieli kraju o potencjale Ukrainy przyjąć do Unii (albo Amerykanie do NATO). I (deklarując swoje „najszczersze” chęci aby to zrobić, załatwią to rękami Polaków, że to niby my stawiamy zaporowe warunki). Agentów i wariatów (jak Grzegorz B. nie przymierzając, niezależnie nawet od tego do której z tych dwu kategorii przynależy) ci u nas dostatek.
Generalnie zarówno Rosji jak i Niemcom zależy, aby eksploatowane przez nich kraje Europy Centralnej (nazywanej dla zmyłki „środkową” lub wręcz „środkowo-wschodnią”), co było historycznie jednym z podstawowych źródeł ich potęg, nie połączyły swoich potencjałów ani nawet nie nabyły świadomości ich istnienia (temu służy m.in. „pedagogika wstydu”). Prawdopodobnie nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo im zależy, jak kluczowa to dla nich sprawa, źródło „porozumienia ponad podziałami”, nawet w momencie śmiertelnych zwarć (patrz np. Powstanie Warszawskie). Polacy (przynajmniej niektórzy) zdają już sobie z tego sprawę, Ukraińcy chyba jeszcze nie, dają się wciągać w gry z Niemcami o rzekome przyzwolenie na ich wejście do Unii w zamian za zniszczenie polskiego rolnictwa. Polacy ze swojej strony wszelkie sugestie Putina o wspólnym rozbiorze Ukrainy zdecydowanie odrzucali, już coraz bardziej świadomi jak nas (Europę Centralną) Wschód i Zachód próbuje (od wieków) rozgrywać, skłócając wiecznie ze sobą, abyśmy nigdy nie wystąpili solidarnie w obronie wspólnych interesów.
Generalnie siedzimy wspólnie na wyjątkowo niebezpiecznej minie z napisami „Wołyń” czy „UPA”, którą wcześniej czy później, w wygodnym dla siebie momencie, ktoś będzie próbował odpalić – na naszą zgubę. Nie rozbroimy jej bez dobrej woli z obu stron (Polacy okazują ją ostatnio bez przerwy, Ukraińcy ciągle odwracają wzrok, szukając symetrii w represjach odwetowych nieistniejącego już zdawałoby się państwa polskiego i jego zbrojnego ramienia – AK, akcjach gaszących skutecznie i błyskawicznie chęć do eskalacji ludobójstwa). Sprawa nie ruszy z miejsca, dopóki Ukraińcy nie zrozumieją, że odwracanie oczu od problemu jest na dłuższą metę zabójcze dla przyszłości także ich państwa. I że posiadają też inne „mity założycielskie”, tylko idą na łatwiznę, po linii najmniejszego oporu. Ścieżką ku przepaści…