3.11. Wpis nr 600. Idziemy w nieznane.
3 listopada, dzień 611.
Wpis nr 600
zakażeń/zgonów
3.045.102/77.145
No, sześćsetny wpis. Codziennie od startu kwarantanny w marcu 2020. A miało być góra 3-4 tygodnie. Nie wiem, czy gdybym wiedział, że to tak zejdzie i codziennie wpis, to bym zaczął. Ale to najmniejszy problem, bo ponad sześćset dni żyjemy w tej malignie. Wiele rzeczy, ludzi, odeszło bezpowrotnie i mój „Dziennik” stał się mimo zamierzeń kroniką upadającego świata. To znaczy odchodzenia tego, co wydawało się normą i przechodzenia w jakiś nieznany mrok, mgłę.
Właściwie to nikt nie wie jak to będzie. Nawet wieszcze i eksperci, ochotny ludek zawsze wróżący jakoś zanikł czy przycichł. Tylko jacyś tupeciarze mówią jak będzie, bo zdaje im się, że mają sprawczość, którą dają pozory władzy.
Kiedy sięgam wstecz swego „Dziennika”, tak na wyrywki, korzystając z kalendarza zapisów, to widzę jak ewoluowałem, chyba razem ze wszystkimi. Najpierw zawierzenie autorytetom, okazało się, że na niepewny kredyt. Te miały swoje pięć minut, bo kto się tam wcześniej interesował jakimś wirusologiem czy zakaźnikiem. Nic nie kumałem z wirusów, oprócz paru katastroficznych filmów, i człowiek słuchał tych wynurzeń jak świnia grzmotu. Potem pierwsze nielogiczności, wątpliwości, odnalezienie podobnych w internecie, wreszcie – spotkanie Pawła Klimczewskiego, który z ekselem w ręku rozjechał całą pandemiczność pandemii.
Potem potoczyło się już z górki, bo człowiek wątpiący został natychmiast wtłoczony do jednego worka, najpierw z denialsami pandemii, potem wirusa w ogóle, dziś – antyszczepionkowca, choć nic takiego nigdy nie mówił. O płaskoziemstwie i foliarstwie to nawet już i się słuchać nie chce. „Dziennik zarazy” stał się więc dla mnie nie tylko zapiskami zmieniającego się świata w ostrym wirażu, ale także zmian we mnie samym. Ja liczyłem na góra miesięczne rekolekcje, które dadzą mi czas na zatrzymanie się i samorefleksję, myślałem, że przejdzie to i cała cywilizacja, co wydawało mi się, że jej tylko… pomoże.
Wyszło inaczej. Wyszło jedynie przyspieszenie ukrytych lub powolnych procesów, w dodatku w przeważającej mierze – niefajnych. Nawet jeśli istnieją gdzieś ciemne siły, które tym zawiadują, lub co najmniej na tym korzystają, to nie są w stanie ogarniać w przewidywalnym horyzoncie wielowątkowości tych zmian. Pesymiści mówią, że są w stanie, bo ich wszechmoc zasadza się na kompletnej kapitulacji społecznej, rezygnacji z prób sprawczości, chęci przeżycia, stymulowanej zarządzaniem strachem.
Kurcze – 600 dni to kupa czasu. Jak się wspomni jacy wtedy byliśmy, jaki był świat te sześćset dni temu to wydaje się on jakimś rajem utraconym. Gdzie by człowiek pomyślał o dzisiejszych troskach? Wtedy ten – obecnie już niedościgniony – stan wydawał się najnormalniejszy, ba – miał swoje poważne wady, które… dzisiaj bledną w konfrontacji ze współczesnością, jakimś luksusem, za którego ułudę powrotu trzeba się co najmniej zaszczepić. Się wsiadało i leciało gdzie się chce, robota była, biznesiki hulały, nawet polityka nie była aż tak spolaryzowana. Świat był jeszcze w miarę stabilny, USA dość mocne, choć już chwiejne, sojusznictwo pewne, ceny znośne. Wystarczyły niecałe dwa lata i obraz świata ulotnił się w mgle sentymentalnych wspomnień. Ciekawe, jak ci co tego nie przeżyli będą myśleli o przedkowidowych czasach? Czy jak o jakimś Złotym Wieku, po którym świat runął w regres, czy o czasach jakiegoś naiwniactwa, że żyliśmy już na progu degradacji cywilizacyjnej, nie widząc tego, ani – w związku z tym – nie zapobiegając tym procesom?
Czasami, by przypominać sobie z pokorą własną omylność, sięgam sobie wstecz do wcześniejszych wpisów, tych nr 11, czy 20. To dobry trening, do którego namawiam. Patrzę na licznik ofiar, porównuję z dzisiejszymi danymi i widzę jak bardzo daliśmy się wkręcić. Że człowiek jednak wierzył w te przekazy, w sumie – we własny strach przed nieznanym. Teraz, jak to czytam to widzę własną naiwność opartą na zawierzeniu może jednemu z ostatnich zawodów społecznego zaufania, jakim – moim zdaniem – był jeszcze wtedy profesja medyka. Może nie wiary w system ochrony zdrowia, ale w etos lekarza. Dziś i te autorytety odchodzą. Uznawane głównie jeszcze przez tych, którzy wciąż trzymają duży poziom paniki, lub tych, co trafili na lekarskie odstępstwa od zjadającej system znieczulicy.
A taką mieliśmy mocną tę cywilizację, wartości, kulturę, sztukę, systemy wolnościowe i demokratyczne. I wystarczyło tylko kilkanaście dni, które spowodowały taki poziom paniki, że wielu trzyma to do dzisiaj. Naszą cywilizację zabiła panika, która wyeliminowała całą nadbudowę i pozostawiła tylko przemożny strach. Chciałoby się powiedzieć – zwierzęcy. Miarą cywilizacji jest to, jak wielu jest w stanie poświęcić się dla jej przetrwania. Jeśli takich zabraknie, nikt takiego konstruktu nie utrzyma. Być może przeżyjemy, ale to nie będzie już nasz świat.
Wystarczyło tylko 600 dni.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Doktryna szoku, Panie Redaktorze. Doktryna szoku…
Po co?
Pan Ziemkiewicz w „Strollowanej…” bardzo celnie na to pytanie odpowiedział.
A kilkaset lat temu inny ktoś.
„Gdy rozum śpi, budzą się upiory”
Na pewno Pan to pamięta…
Ktoś kto potrzebował je dziś obudzić (dla zarobku) , wykorzystał po prostu okazję.
A że to działało (bo przestaje), spodziewam się powtórek… Też dla zarobki.
W końcu, pół miski ryżu samo się nie zrobi.
Aha, żeby pozostawić światełko w tunelu: ciężko wystraszone i popylające w panice i na oślep stado bywa, że zadeptuje straszących… Z ich batami i pohukiwaniem. Na nic się nie zdają, gdy przewodnik stada zmieni kierunek galopu. Albo gdy poganiacze sami się zagalopują. A ci się , w pogoni za kasą bigpharmy, solidnie zagalopowali i kopyta stada są już od ich głów baaaardzo blisko. O włos, jak oceniam .
Największe zło ostatnich 600 dni wywołali politycy. I nie mam tu na myśli tylko obecnej władzy, ale generalnie polityków. Oni od dekad żyją i żywią sie emocjami. Oni żerują na emocjonalnej papce. Oni podpuszczają społeczeństwa. I kiedy pojawił się wirus, nie potrafili sie oprzeć by na chwilę odpuścić. By na moment zamiast emocjami zająć się logiką i konstruktem epidemii. Nie było tego. Emocje, jak to emocje, mają wpływ na rzeczywistość, nie zawsze taką jaka powinna być. Dodatkowo dziś wszystko jest pomieszane. Władzą nie sa politycy, ale lekarze wirusolodzy, leczą nie lekarze, ale Sanepid – czyli urzędnicy, politycy nie są aparatem, który kontroluje, ale strzaskaniem i wyciągającym kasę na siłę od ludzi( podwyżka podatków, mandatów do sum ponad normatywnych). A społeczeństwo wystraszone i zmasakrowane emocjonalnie płaci za to swoim zdrowiem i życiem. Smutny to obraz, gdy ci co sa zaszczepieni, a wiec powinni czuć się bezpieczni boją się niezaszczepionych. Gdy ludzie napuszczają ludzi na siebie, gdy z własnej woli chcą segregować, gdy prawo (np. ostatnia decyzja o wprowadzeniu pod obrady ustawy o ujawnianiu stanu zdrowia ludzi opinii publicznej – pracodawcy łamiąc konstytucję i ustawy RODO). Mamy to i co dalej. Moim zdaniem dalej będzie tyko gorzej. Politycy będą coraz bardziej zakręceni, lekarze będą podkręcać epidemie(z tego żyją, że sa potrzebni), straszyć ludzi. Mnie np. obecna rada medyczna przypomina znany myk urzędniczy. Powstaje jakiś urząd i on już nigdy nie rozstaje rozwiązany. Zawsze znajdzie coś co trzeba sprawdzić, zweryfikować, ustalić, może naprawić, a może zepsuć. I taki urząd trwa, trwa i trwa. Nie byłby potrzebny, ale nie da się na pewnym etapie go zlikwidować. I ta rada bedzie już na wieki wieków (albo i dłużej). Bo to fajna fucha. Wirus zawsze jakiś będzie, postraszyć zawsze można. A pieniążki też konkretne. Odpowiedzialność niewielka bo zwala się wszystko na władzę. No fucha – wypisz wymaluj – idealna. Niestety społeczeństwo tego nie widzi. Smutna konstatacja.
Ale nastroje społeczne już są gdzie indziej. A rozpędza je już nie tylko epidemia, ale przede wszystkim postępująca drożyzna, galopujące ceny energii, debilny klimatyzm, szybko rosnąca inflacja i tym samym pauperyzacja milionów. A teraz jeszcze pogłębi je idąca ostro w górę cena kredytów (a zatem raty).
Politycy jadą już ZA bandą.
I już o tym wiedzą, sondaże są jednoznaczne.
W tej sytuacji ich sanitaryzm to o kilka grzybów w barszcz za dużo .
Psychologia tłumu reaguje w pełni na JEDEN główny bodziec. Tylko. A nie jest już nim covid.
Z racji problemów zdrowotnych w rodzinie mam doświadczenie z lekarzami większe niż przeciętny obywatel i już 10 lat temu stwierdziłem, że lekarz jest na mojej liście zawodów o najniższym zaufaniu na drugim miejscu zaraz za mechanikiem samochodowym. Z hydraulikami nie miałem prawie nic do czynienia więc ok może lekarz byłby na trzecim.
Po drugie jak dziecko szło na operację to pamiętam co mi dali do podpisania: jestem świadomy, że medycyna NIE JEST NAUKĄ ŚCISŁĄ i zastosowane leczenie w takich samych przypadkach nie zawsze daje takie same rezultaty. Warto o tym pamiętać.
Narodem głupim i pijanym łatwiej się rządzi. Dziś dodałbym jeszcze zastraszonym.
Możni tego świata znaleźli sposób na, aby mieć 3 w jednym czyli lockdown.
– poziom uzależnienia od alkoholu i innych używek wzrósł, poziom zaburzeń psychicznych drastycznie wzrósł;
– dzieci i młodzież straciła nieodwracalnie rok nauki i żadne gusła Ministra Propogandy Edukacyjnej nic tu nie zmienią. Tak naprawdę należało NIKOGO nie promować i powtórzyć cały rok
– o narracji strachu, kreowaną przez większość mediów i rząd to chyba nawet nie trzeba wspominać.
Te 600 dni spowodowało, że straciłem kilku znajomych/przyjaciół, którzy absolutnie bezkrytycznie łykają jak pelikany propagandę sączoną w ścieku medialnym. Dziś mógłbym do nich napisać, a nie mówiłem, że szczepienia i lockdown nie zatrzymają wirusa, że nie skończy się na 2 dawkach, że inflacja i raty kredytów nas dobiją w 2022-3( przyszła szybciej niż sądziłem), TYLKO po co? Satysfakcja to mierna.
Jedno co widać gołym okiem to jednak wstrzemięźliwość rządzących przed kolejnymi lockdownami/obostrzeniami i nie dlatego, że nagle stali się tak dobrzy dla nas, ale ze zwykłego strachu. Oni dobrze wiedzą, że wszystkie rewolucje miały swoje źródło w głodzie i ucisku.
Skoro mamy takie dobre analizy, to przydałyby się równie dobre syntezy. Rzecz jest w odklejaniu świadomości ludzi od dominującej narracji, zwłaszcza kluczowych ludzi. Osobiście wysyłam emaile co jakiś czas do niektórych mediów, choćby niszowych. Bo np. tygodnik Polityka zareagował jednym emailem, w którym wyjaśnili, że posługują się sprawdzonymi i zaufanymi źródłami i takimi odsyłaczami ode mnie, nawet jeśli prowadzą do źródeł na witrynach naukowych, nie są zainteresowani. Nie mieści im się w zakresie widzialności, że źródła naukowe mogą być zatrute, a zaufane – zmanipulowane (przekupność zostawiam na drugą linię obrony). Inne media polegają na scentralizowanych „przygotowalniach” papki informacyjnej, czyli mści się droga na skróty i centralizacja obróbki informacji. Zresztą autor tego bloga może sam od siebie w tym wątku temat pociągnąć. Rzecz jest w rzetelnym przygotowaniu odmiennego wyjaśnienia stanu pandemii i jego konsekwentnego promowania w porównaniu z dominującym (przykład dałem w komentarzu 31.10.2021). Dobrą robotę robi tu PSNLiN.pl. Co jeszcze? Wykrywanie ewidentnych szkodników/ludzi kupionych?
Ależ to wszystko idzie o dwa poziomy niżej i prościej!
Bodziec – reakcja…
Tyle że rządzący zapomnieli o jednym: na poziomie bodźców rudymentarnych to tak nie chodzi, jak oni sobie kombinują.
Obecnie – inflacją, drozyzną, klimatyzmem, likwidacją podstaw narodowego bytu przez bankstera Morawieckiego z ekipą, przy dawaniu d… lewakom ideolo z Brukseli i Berlina – Polacy zapędzani są w ślepy róg bez wyjścia, jak zwierzęta. (I tak są przez polityków – podobno polskich – traktowani – jak zwierzęta!)
A skoro tak, to przerażone zwierzę ma tylko dwa wyjścia – ucieczka, albo atak na prześladowcę i agresora.
Uciekać nie mamy już za bardzo gdzie – bo atak idzie ze wszystkich stron – od gospodarki, po obyczajówkę, od wywłaszczenia z rodzinnych grobowców, po pół miski ryżu i prąd oraz paliwo od wielkiego dzwonu, od rat kredytu, których wielu już nie uniesie, po mandaty drogowe wywłaszczające ludzi z domów…
A skoro nie mamy gdzie uciekać, i ta prawda dociera do większości… Dosyć szybko, nawiasem mówiąc, bo byt okresla świadomość, jak wiadomo…
To tylko czekać, aż Polacy po prostu przegryzą gardła swym prześladowcom.
A już nie mam wątpliwości, że przegryzą. To tyko kwestia czasu.
I rządzącym prześladowcom, i opozycyjnej targowicy.
Jak leci!
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Wcale nie najpoważniejsza próba, obnażyła wszystkie słabości zachodniej cywilizacji. Ludziom pękł bąbel, w którym byli zamknięci: życie chwilą, konsumpcja, powierzchowne relacje. Okazało się, że ludzie chorują i umierają, nie wszystko można kupić. Szok.
Mam jedynie nadzieję, że nastąpi jakieś otrzeźwienie, zanim barbarzyńcy zaczną budować swoje na gruzach naszej cywilizacji.
Zgoda. Egzamin został totalnie oblany. Teraz przyjdzie za to zapłacić. Czym ? Oczywiście wolnością.
Wolność to cena na dziś. W perspektywie chora konstrukcja nie ma racji bytu.
Jacy znów barbarzyńcy? Chińczycy JUŻ patrzą na wariatów z UE jak na dzikusów…
A tak na marginesie: Równo ROK temu (zero zaszczepionych) w Polsce zanotowano 24 tys. nowozakażonych covidem.
Dziś (20 mln zaszczepionych – prawie 15,5 tysiąca, ALE tylko około 40 tys. testów (rok temu – ok. 60 tys testów).
Co do zgonów – rok temu 370
Dziś – 250
Czyli i tu się szybko wyrównuje do okresu SPRZED wyszczepiania. Po prostu wtedy wcześniej zaczęły się masowe zakażenia…
Czyli – żaba wielkim nakładem propagandowo-faszystowskim (to o dr Niedziele plus jego radzie akwizytorów) przez społeczeństwo zjedzona, a wyników jakby BRAK!
Tymczasem jesienna pogoda w tym roku dopiero się zaczyna, kilka tygodni później niż rok temu, a zatem należy się spodziewać, że za chwilę zakażeń może być ZNACZNIE więcej niż rok temu…
Oraz zgonów. Niezależnie od poziomu wyszczepiania…
Szykuje się bardzo gorący społecznie koniec jesieni i zima. Społeczeństwo już się gotuje, a za chwilę ruszy… Bo już STATYSTYCZNIE widać skalę „pandemicznego” rządowo-„eksperckiego” oszustwa, a to nakłada się na błyskawiczne biednienie całych warstw Polaków…
I TEGO akurat wk…u nikt nie zatrzyma, bo to wk…w WIĘKSZOŚCI!
Andriej Stiepanienko z którym mam zaszczyt współpracować, potrafi znajdować ciekawe linki i zadawać właściwe pytania. Nie wiem czy nie trafi do kosza, więc dorzucam poniżej linki:
A mi tam przed pandemią żyło się nieco gorzej. Biznes ledwo zipiał, chciałem firmę zamykać. Teraz nadzieja na decoupling z Chinami i trochę zleceń, na pohybel tym co żyją z importu. Jeżeli okaże się płonna to nic… Wrócę do punktu wyjścia. Będę bankrutem – przez małe chińskie rączki