3.07. Palę Paryż
3 lipca, dzień 1216.
Wpis nr 1205
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Imigranci, imigranci. Wszędzie pełno o tym. I to w różnych kontekstach; lokalnym, międzynarodowym, rasowym, wreszcie – kulturowym. Dla mnie jest to ciekawe czy to znaki czasu, rachunki za zaniedbania i naiwność, czy kolejny etap taktycznego rozgrywania tematu.
Zacznijmy powoli obierać tę cebulę. Rozpocznijmy od warstwy zewnętrznej, czyli demografii. Tak, Europa się starzeje, mało nas do pieczenia chleba. Europejczycy, a szerzej – świat zachodni – rozleniwieni swym dziedziczonym dobrobytem popadają w hedonizm, w którym miejsce na dzieci jest ekstrawagancją zakłócającą korzystanie z uciech życia. Tworzy to od lat wiele problemów, od ruiny systemów emerytalnych, po kwestie podstawowe, że się robić nie chce, szczególnie w zawodach innych niż siedzenie za komputerkiem i klepanie w klawiaturę.
A więc od lat próbuje się tę lukę wypełniać „polityką imigracyjną”. Ma to pewne racjonalne podstawy, ale w swym prymitywnym podejściu wypełniania tej luki liczbami rodzi poważne konsekwencje. I to nie jest tak, że – jak z kowidem – trafiliśmy dziś na coś zaskakującego: wszystkie papiery leżały na stole, że tak prowadzona polityka musi się skończyć źle. Zacznijmy od podstawy – kultury. Feliks Koneczny nie tylko podzielił je na kategorie, ale wskazał, że ich symbioza jest praktycznie niemożliwa. A co mieliśmy – wciskaną od 1968 toku politykę multikulti, że tak naprawdę to się wszystkie kultury muszą zlać w jednym tyglu wzajemnego zrozumienia. To były mrzonki cwanych progresistów – tych mniej naiwnych – którzy chcieli śmierci porządku, z którego się wywiedli, a który uznali za szkodliwy dla ludzkości. Po nas choćby potop – i mamy to.
Mamy kilka poziomów wzajemnych relacji różnych kultur. Jedne z nich to asymilacja, drugi – integracja. Asymilacja polega na przyjęciu kultury goszczącej, coś na wzór amerykańskiego narodu, który składa(-ł) się z różnych ras i nacji, ale przyjął reguły gry, zachowując wybrany przez siebie rodzaj tożsamości, od autonomii do całkowitego rozpłynięcia się w kulturze goszczącej. Ten kompromis skończył się w USA przyspieszeniem kowidowo-trumpowym, kiedy okazało się, że jednak istnieją napięcia na liniach wewnętrznych, tu akurat rozgrzanych taktycznie, by napuścić jednych na drugich, czyli BLMy na białych, z których część oszalała w temacie własnej winy, że są białymi. Kłopot z tym, że tak rozbudzone napięcia żyją później swoim życiem i po taktycznym uzyskaniu pożądanego wyniku zostaje problem strategiczny.
Drugi poziom to integracja, czyli kultury żyjące pokojowo obok siebie. W Europie okazało się to fiaskiem. Przybysze ściągnięci okazało się, że nie chcą pracować na ściągających. Ba, gdzie tam pracować – wychowywani do bezradności społecznej przez socjal zdegenerowali się w nienawiści do kraju goszczącego. Co prawda mają lepiej niż w swoich Senegalach, ale w drugim pokoleniu to już nie ma znaczenia – liczy się porównanie z tu i teraz, a to wychodzi na to, że są pariasami. I to nie jest kwestia TEJ najnowszej imigracji. Należy przypomnieć, że istnieje fałszywy mit takiej np. imigracji zarobkowej z Turcji do Niemiec w latach siedemdziesiątych XX wieku. Wtedy się mówiło, że Turcy przyjechali pracować i była w tym racja. Ale efekt był taki, że ich dzieci na przedmieściach Hamburga zaplanowały zemstę w postaci ataku na World Trade Center, co było gestem buntu wobec całości Zachodu.
Dziś, kiedy Agnieszka przysłała zdjęcia ze swej podparyskiej mieściny, zaatakowanej przez buntownicze tłumy imigrantów, z dopiskiem „u nas tego nigdy nie było”, sprawa się zaognia. Nie wiadomo tylko do jakiego stopnia. Policja, tak brutalna, wobec Francuzów, luzuje sobie interwencje, bo skoro jest taka zadyma po zastrzeleniu przez policję jednego z Arabów, to co się może dziać, jak paru agresorów dodatkowo odstrzelą? A więc rządzi anarchia… co było do przewidzenia. Macron wykorzysta to do złapania za mordę… Francuzów. Moim zdaniem jeszcze poczeka aż się protesty albo wypalą, albo nakręcą. Moim zdaniem może tym manipulować, bo wśród imigrantów ma swoich i jak przyjdzie co do czego to dopali stanem wyjątkowym i takie tematy jak niedawne protesty ws. emerytalnych znikną jak za pociągnięciem pałką po plecach.
Nie sposób nie wrócić do głównego kontekstu imigracyjnego. Pomijając ewidentne ciśnienia demograficzne uchodźcy są używani jako broń. Przez jednych (Łukaszenka-Putin) do destabilizowania wrogich państw, przez innych do realizacji swojej ideologicznej agendy. Szczególnie frapują mnie progresiści. Jak wspomniałem wyżej – to znakomite narzędzie do rozwalenia znienawidzonego porządku, przeciwko któremu postępactwo użyje KAZDEGO środka. Z imigrantami włącznie. Stąd ta samobójcza histeria wpuszczania każdego obdartusa, który ma wszelkie cechy pozbawiające go statusu uchodźcy, nawet innego imigranta niż zarobkowy. Nie przyjeżdżają do nas lekarzo-inżynierowie, tylko zdrowe byczki bez wykształcenia, ale rozpieszczone przekazem od kolegów o frajerskim kontynencie, który sam sobie szykuje powróz na szyję. I takie byczki teraz szaleją po ulicach Francji.
To te wszystkie Julki, co to cumowały pontony do brzegów Europy, te wszystkie „Refugees welcome” wiszące na wieżach ratusza w Madrycie, to wszystko to są znaki zaczadzenia i teraz te płacze nad rozbitym korytem, są bezsilne jak płacz żony rybaka z bajki o złotej rybce. A miało być tak fajnie. Ale zaczadzenie jest tak duże, że i tak większość aberracji postępowej udaje, że nic się nie dzieje. I to oznacza, że będzie jeszcze eskalacja takich buntów, skoro nawet teraz nie zapala się czerwona lampka. Zamiast niej mamy włączony od lat czerwony reflektor, który nie tylko niczego nie sygnalizuje, ale oślepia przed widzeniem podstawowych niebezpieczeństw.
No i oczywiście mamy tu kwestię „słoń a sprawa polska”. Kaczyńskiemu to chyba diabeł dzieci kołysze. Co dojdzie do ściany własnych pomyłek i błędów, to jakieś zrządzenie losu, często nadgorliwość jego przeciwników, rozbija młotem głupoty ten mur, robi się dziura i PiS tam wchodzi z szansą na budowę większego poparcia. Powiadam „szansą”, bo wiele z okazji PiS nie wykorzystuje. A tu ma jak na dłoni. Kwestia imigrancka daje mu plusy dodatnie, choć naród nie kuma, że sam PiS wpuszcza tu imigrantów na całego, bez żadnych tam kwot unijnych, tylko realizując swą, zdaje się że anty-Koneczną, politykę imigracyjną. Co prawda ten typ imigrantów raczej pracuje, ale co do jego potencjału, nawet integracyjnego – mam pewne wątpliwości. Dla opozycji to ciężki orzech do zgryzienia.
No, bo trochę się tam nagadało. Ale teraz Donek odszczekuje stare tezy, zarzucając PiS-owi swoje grzechy. Okazuje się, że chce bronić Polski przed nachodźstwem. Nie wiem czy ktoś mu uwierzy w tę zmianę poglądów. Nawet biedna Wyborcza musi tłumaczyć co „autor miał na myśli”, bo elektorat się skonfudował o co kaman. Jak dowcipnie zauważył Ziemkiewicz Tusk to się w ogóle miota jak jednoręki tapeciarz. Raz całuje krzyżem znaczony chleb, drugim razem nie klęka przed księdzem, raz uważa polskość za nienormalność, zaś jak trzeba śpiewa hymny i wymienia gwiaździste sztandary na biało-czerwone. Tak i z imigrantami.
Jak zwykle pozostaje troska. I w świecie, i w Polsce temat może być użyty taktycznie do lokalnych wojenek, zaś całkowicie niezałatwiony. Odłożony będzie pęczniał, aż gdzieś będziemy mieli jakiś kolejny wyeskalowany wyrzut. Tak samo i u nas, mamy bowiem inną imigrację – ukraińską. I coraz większy z nią kłopot. Wyjdzie to z worka jak się skończy wojna. I tak większość imigrantów tutaj to są ludzie z nieogarniętych wojną obszarów. W dodatku w wieku poborowym. Co zrobią jak wojenny pretekst zniknie, bo się jakoś złoży zgniły kompromis pieriedyszki? Wrócą? Zostaną i „zasymilują się”? Zintegrują? Czy będą dalej uprawiali swoją roszczeniowość, która wyszła w polskim odbiorze społecznym jako problem widziany przez gospodarzy? Co ciekawe (smutne?), niepostrzeżenie straciliśmy swą integrację jedności narodowej jeśli chodzi o skład kulturowy. Nie wiem czy to była jakaś wartość społeczna, ale zobaczymy czy tak było po nieuchronnych zmianach w wyniku poważnych fal imigracji, jakie nas nawiedziły, nie bez naszej zgody, nie wiem tylko czy planów.
A przecież lewacy uważali ten polski ewenement za kuriozum, napomykając wręcz coś o rasizmie. Teraz wyszło na ich i to mnie niepokoi. Jak zawsze kiedy plany lewaków się spełniają.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Zamiast dedykacji to taką koszulkę do książki poproszę 🙂
W przypadku Francji to nie jest takie proste. Wielu z tych „imigrantów” to Francuzi. Zirytowani jak państwo ich traktuje, choć są pełnoprawnymi obywateli Republiki, a ich ojcowie i dziadkowie pracowali w koloniach na bogactwo kraju. Błędy jakie przez ostanie dekady popełniał Francja względem osób kolorowych, które mieszkają i żyją we Francji jest spora. Moi zdaniem casus Francji przypomina mi USA. Niby wszyscy obywatele jednego kraju, ale ci kolorowi żyją w slumsach, zarabiają na hazardzie, narkotykach i prostytucji. No wiec stają sie z automatu przestępcami. Uprzedzenia wobec kolorowych, słuszne czy nie, stają się kanwa działania białych, dla których kolorowi sa obcymi, w ich własnym kraju. Potem łapie się jednego czy drugiego „przestępcę”, szarpanina i gość umiera. No i mamy aferę. Obecne zamieszki w Paryżu jako żywo przypominają mi te z 1991 roku z Los Angeles, gdzie także policja łapie czarnego, coś tam się szarpią, on ginie i reszta jego kolegów wychodzi na ulice. Proszę poszukać sobie co się wtedy w USA działo. Rachunki niezapłacone, niewyrównane pomiędzy państwami i swoimi obywatela czy to w USA, Francji są spore. Potem wystarczy jakiś mały lont i bomba wybucha. To zresztą we Francji nie są pierwsze zamieszki w tym roku. Przecież na wiosnę szamotali się z policją robotnicy, związkowcy. Tam też leciały kamienie i naboje kauczukowe. A to byli BIALI. Kraj od wielu lat, z przerwą na covid, był w stałych podpaleniu. I to niekoniecznie przez kolorowych.
a bo to…W EUROPIE…inne życie jest, panie… do kina można pójść abo do teatru…
Osobiście w Paryżewie poszedłbym na (tańszą niż w Warszawie)kawę…po turecku
🙂