13.11. Fiasko

3

13 listopada, dzień 986.

Wpis nr 975

zakażeń/zgonów

84/0 (konkurs na podanie przyczyny braku zgonów w weekendy – rozstrzygnięty. Wciąż czekam na adres zwycięzcy, na który mogę przesłać książkę-nagrodę)

Dziękuję za wspieranie mojego bloga. Już mija miesiąc od czasu, gdy wielu z Was postawiło mi kawę, bym się wirtualnie mógł z Wami napić podczas lektury „Dziennika”. Nieśmiało się przypominam co do kontynuacji tych „kaw”. Chociaż raz na miesiąc.

Wersja audio wpisu

Właściwie to już nie wiadomo po co w to brną. Akcja szczepienna spektakularnie poległa, właściwie wszyscy poszli do domu, wojna skończona, ale partyzanci wciąż wysadzają te pociągi. Nawet w formie jednoaktówki pisałem już o akcji propagującej kolejną dawkę szczepień jako o akcie desperacji, wydawania pieniędzy bez sensu, bo najważniejszy czynnik, społeczna akceptacja szczepień nie zaś medyczne zalecenia, legł w gruzach.

Czemu tak się stało? Jest ku temu kilka powodów, ale zajmijmy się na razie tym pierwszym, choć jest on spektakularnie wewnętrznie sprzecznym. Otóż, podobno, ludzie się nie szczepią, bo takie typki jak ja, pomnożone w tysiące, przekonały nieświadomych ludzi, żeby się nie szczepili. Sprzeczność polega tu na tym, że czynniki oficjalne mówiące takie rzeczy muszą pogodzić pewną nielogiczność: albo mamy do czynienia z wpływową propagandową grupą, dobrze zorganizowanym podziemiem antyszczepionkowym, albo są to ludzie, jak się mówi ciemnogroddzy, tępi i tylko w niewiadomy sposób nabierają coraz większe rzesze na swoje antynaukowe brednie. Jest też inny wariant rozwinięcia tego dylematu: są cwani, wpływowi, szkodzą substancji narodowej za pieniądze Putina. Czyli onucyzm.

Była wręcz cała fala łączenia omnipotencji ruchów antyszczepionkowych z moskiewskimi interesami. To naszymi rękoma, za rubelki, Putin miał ugodzić w substancje narodową, zmniejszyć pogłowie Polonusów, by nimi zawładnąć. Teraz ta narracja przygasa z kilku powodów, wśród których jako główne trzeba zaznaczyć wojnę z Ukrainą (gdzie ginie się naprawdę a nie od niemania szczepionki), ale i napływ całkiem obiektywnych danych, oraz jak najbardziej subiektywnych doświadczeń ludzi, które powodują odwrócenie się narodu od kontynuacji szczepień. Dane odwrotu są masakrujące. Na całym świecie.

Polska idzie za tym trendem. Z danych wynika, że 93% społeczeństwa nie przyjęło 4. dawki, co oznacza, że w większości 3. dawka już się przeterminowała, czyli większość Polaków to z definicji foliarze-nieszczepy.

Władze same dostarczają argumentów za takimi postawami. Po pierwsze okazuje się, że wcale te szczepionki tak nie pomagają. Już trzecią dawkę ogłoszono jako skuteczną jedynie w 29% w zakresie uchronienia od hospitalizacji. Akcja #chcezrozumieć, propagująca szczepionki, jest oparta o narrację przekonywania opornych (uwaga! już nie wymuszania, łaskawcy), a więc odwołuje się do argumentów wiedzowych. Ale tych brakuje. To znaczy wiedzowych argumentów jest sporo, ale te pechowo coraz to dostarczają argumentów odwrotnych. Szczepisz się by nie zabić babci – padło ostatnio z hukiem. A więc pozostaje argument końcowy, rzekłbym – egoistyczny, czyli robisz to dla siebie. Słaba skuteczność szczepionek w walce z kowidem to jedna szala tej wagi. Ale przeszliśmy na drugą stronę: teraz już nie mówi się czy i jak ta szczepionka walczy z wirusem, teraz do świadomości publicznej przedarła się coraz bardziej gorzka prawda – szczepionki szkodzą.

Dowodów dostarczają… sami medycy. Niezaszczepieni w 85%.

To w ogóle dziwna sprawa. Taka polska. To znaczy wciąż istnieje nakaz szczepienia się medyków, mimo tych wszystkich rewelacji, że skoro szczepić się mieli, by nie zakażać pacjentów, lub nie zakażać się OD pacjentów, a okazało się, że szczepionki nie powstrzymują wirusa, to sam nakaz jest bez sensu. Ale istnieje. Ale się go nie przestrzega. To jest właśnie polskie. Zanik szacunku do prawa, skoro jest ono bezsensowne. Istnieje, ale się go nie przestrzega. Czyli jednak nie zwalniamy medyków za niezaszczepienie. We Francji jeszcze wysadzają te pociągi i za niemanie 4. dawki wylatujesz z pracy, co powoduje, że zmniejsza się pogłowie medyków i cała służba zdrowia wisi tam na kowidowym włosku.         

Ja już prorokowałem, że kwestia szczepienna wywali się na dzieciach. To znaczy uważałem, że jest to granica, którą świadomi rodzice nie przejdą. Pal licho ja, ja się zaszczepię, ale po kiego mam ciągnąć swego Jasia na takie eksperymenta? A jak się człowiek sam zaszczepi, i – uwaga! – dla bezpieczeństwa swojego dziecka go nie zaszczepi, to zaczyna się sam zastanawiać: po co w takim razie ja się szczepię? Lud nieszczepiennych rodziców zareagował tak, jak by intuicyjnie wiedział, że bilans korzyści do ryzyka jest w przypadku szczepienia dzieci – ujemny. Dowiodła tego praktyka. Nożyce zaczęły się rozjeżdżać: ubywało korzyści w miarę „odkrywania”, że dzieciaki praktycznie nie chorują, zaś przybywało ryzyk związanych ze szkodliwymi efektami samych szczepień.

W ogóle wychodzi, że tak do 30 roku życia to lepiej się nie szczepić. Ale polskim władzom tak nie wychodzi, bo jazda ze szczepieniem dzieci nad Wisłą jest w pełnym rozkwicie. Z tym, że raczej propagandowo. W Skandynawii, Wielkiej Brytanii, na Florydzie, ba – w zamordystycznej Australii nie rekomenduje się szczepienia osób poniżej 30 roku życia i to właśnie z powodu ujemnego bilansu korzyści do strat. A u nas jedziemy z tym bez trzymanki. A przypomnę, że mówimy tu o tej samej chorobie, tej samej szczepionce, i tym samym – jak mniemam – rodzaju ludzkim. W jednym kraju nie zaleca się, a u nas można. Tak w ogóle to ta Polska z tym szczepieniem dzieci, to jest w czołówce. Pan Cessak jako jeden z wyrywniejszych zgłosił polskie dzieci do testów (od szóstego miesiąca), potem wysoko trzymał gardę zaszczepienia maluchów. Kiedy inne kraje się mocno zastanawiały, my byliśmy w szpicy. Trzeba przyznać, że to jakaś nasza koszmarna polska specjalizacja.

Ale, jak widać, rodzice jednak dali odpór, choć mocno się o to martwiłem na początku. I tak jak wspominałem, batalia o szczepionki odbyła się na granicznym polu szczepienia dzieci. Odpowiedzialni rodzice to zatrzymali, „zainfekowało” to ich własne postawy i interes się zwinął.

W końcu padły też ostateczne argumenty. Jak wiadomo kwestie szkodliwości szczepień propaganda chce zamieść pod dywan. Służy do tego sztuczka z long-cowid. Mówi się w tym przypadku, że cały ten wysyp choróbsk, zwłaszcza stany gwałtowne, jak zawały, udary, zapalenia mięśnia sercowego są spowodowane dawno przebytym kowidem, takie odłożone skutki niegdysiejszej choroby. W dodatku w wielu przypadkach choroby bezobjawowej, a więc nawet nie wiesz kotku, żeś to przebył, kowid się zaczaił w tobie, a teraz wyskakuje, to uchem, to brzuchem. Ale takie gadki były do utrzymania tylko do czasu, kiedy się nie przebada powodu wzrostu fali takich zjawisk. Czyli nie sprawdzi się czy np. wysyp zapalenia mięśnia sercowego jest częstszy u osób, które chorowały na kowid, czy u osób, które się zaszczepiły. Świat długo zwlekał z chęcią dowiedzenia się, bo chyba – ten oficjalnie medyczny – wiedział, że wyniki będą fatalne dla szczepień i grano na czas. Ale co zrobić na przykład z takim badaniem, które wyszperał pan Krzysztof Kukliński, które dowodzi, na próbce 500.000 osób, że zapalenie mięśnia sercowego, tę zmorę śmierci młodych osób, powoduje fakt zaszczepienia, a nie przejścia kowida?

Szczepionki więc padają. Nie medycy, jak widać, nie media, jak słychać, ale wola ludu o tym zdecydowała. Ja już od jakiegoś czasu uważam, że w kwestiach zarządzania pandemicznymi filarami już dawno odeszliśmy od argumentów medycznych. Te, naciągane, służyły jedynie do rozpoczęcia kolejnych obostrzeniowych narracji. Padały po konfrontacji z nauką niesponsorowaną, pod presją indywidualnych doświadczeń, które przeczyły propagandzie i w swych jednostkowych płatkach stworzyły wielką kulę śnieżną, która zmiotła narracyjną ściemę. Tak samo i w przypadku szczepień – ich korupcyjnogennego kontekstu nie da się zakrzyczeć, medycznego bezsensu nie da się przykryć. A więc może i tu „zwycięży” głos ludu, który nawet nie wie, że poprzez swój bojkot szczepień położył na łopatki autorytet medycznych narracji, obnażając tym samym ich niebezinteresowny brak logiki.

A mówiłem: wystarczy się tylko przestać bać  Tylko tyle i aż tyle.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

3 thoughts on “13.11. Fiasko

  1. Wczoraj rozmawialiśmy z rodzicami o Covid19 i innych chorobach. Moim rodzice mieli tzw. ablację w 2022, czyli czyszczenie tętnic i żył przy sercu. Dla ciekawskich zabieg bardzo bolesny, wprowadza się długie cienkie pręty od strony szyi i pachwiny nogi i wjeżdża do żył. Zabieg jest skomplikowany, ale skuteczny. Udrażnia żyły w okolicach serca i nie pozwala na powstanie zatorów i np. zawałów serca. Śmiertelność po zabiegu wynosi uwaga…: 0,2%. Czyli 2 razy więcej niż śmiertelność po Covid19(tu śmiertelność wynosi ok. 0,1%). Ablacja rzeczywiście pomaga, choć nie na resztę życia. Wszystko też zależy od różnych czynników, jak wie, stan zdrowia, siłę serca. Mnie zdziwił ten odsetek nieudanych zabiegów kończących się śmiercią. A mimo to ludzie na to się decydują.

  2. Sprawdziłem pocztę i ta nagroda za podanie przyczyny braku zgonów w weekendy to chyba nie dla mnie 🙁 więc odegram się złośliwą uwagą: panie filologu, jak się pisze ciemnogrodzcy? 🙂

  3. Tytuł artykułu „Fiasko” przypomniał mi o powieści Lema pod tym samym tytułem. I powieść pasuje jako komentarz do naszej sytuacji, gdzie nagroźniejszym najeźdźcą okazał się nasz własny rząd a najgorszą pandemią – skutki jego walki z pandemią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *