15.04. Jak Polska gra w koncercie mocarstw

1

15 kwietnia, dzień 409.

Wpis nr 398

zakażeń/zgonów

2.642.242/60.612

Parę razy, jeszcze za Trumpa, zastanawiałem się jak wygląda nasza polityka międzynarodowa. A już bardzo mnie frapowało co będzie jak władza w Waszyngtonie się zmieni. I się zmieniła. Za Trumpa, mimo oskarżeń (obalonych zresztą), że go wybrał Ameryce Putin, polityka USA była dla nas raczej korzystna, co jeszcze raz pokazuje mizerię naszej sytuacji – żeby znaleźć przyjaciół musimy być państwem frontowym. Ale już wtedy stał w kącie słoń, którego nie zauważyliśmy. Wkładaliśmy przecież, w opcji amerykańskiej, wszystkie jajka do jednego koszyka, nawet konfliktując się z Niemcami, co dopiero z Rosją. Ale mieliśmy za kumpla najsilniejszego. Ale co się stanie jak się naszemu zabijace odwidzi i zacznie się układać z naszymi pogniewanymi, bo tam będzie miał interesy? My jesteśmy tacy, co się zaprzyjaźniają a polityka międzynarodowa to gra interesów.

Płacimy odłożony rachunek za decyzje strategiczne u zarania III RP. Wtedy, zachłyśnięci przyjęciem do klubu zachodniego, zrezygnowaliśmy z samodzielnej polityki, zwłaszcza na Wschodzie. Uznaliśmy, że wyjdzie lepiej jak będziemy ją robić poprzez zachodnią społeczność euroatlantycką. Ale wkrótce okazały się dwie rzeczy: pierwsza, że Zachód wcale nie jest jednością, zwłaszcza kiedy światowym hegemonem, po upadku Związku Sowieckiego, stały się Stany Zjednoczone. Zaczęły grać rolę partykularne animozje, zabrakło jednoczącego wektora zagrożenia sowieckiego.

Druga kwestia, jako konsekwencja tego pierwszego trendu, to to, że wcale interes Zachodu nie musi być zbieżny z naszym interesem. Jeśli chodziło o rozmontowanie sowieckiej Rosji, to była tożsamość, teraz Rosja w swym kształtem staje się partnerem Zachodu, przeważnie naszym kosztem. W wyniku tych błędów i zaniechań mamy sytuację, w której jesteśmy skonfliktowani z Białorusią, pośrednio z Ukrainą, która swoje regionalne sprawy załatwia ponad naszymi głowami, my zaś inwestujemy w tę niepewną kartę pieniądze, reputację i bezpieczeństwo.

W rezultacie tej „polityki” wszystkie międzynarodowe spotkania i decyzje dotyczące Białorusi i Ukrainy odbywają się bez nas, kraju, który powinien aspirować do emanacji swoich interesów na sąsiadów, tak jak to robi każde państwo. Robi się to obecnie za nas, a raczej bez nas. My się tylko przyglądamy, ba, żeby tylko. Sami się zgłaszamy na harcownika, który podniesie piękny sztandar wartości, kiedy za naszmi plecami nasi sojusznicy załatwiają interesy. Wychodzi romantycznie, ale dramatycznie, szczególnie w przypadku Białorusi, gdzie wyhodowaliśmy sobie tamtejszą mniejszość Polaków na bezbronne ofiary zachcianek Łukaszenki.

A było robić interesy, co zresztą zaraz po rozpadzie Sowietów proponowały III RP Białoruś i Ukraina. Ale gdzie tam, my wartości to tak, ale interesy to nie my, to inni. A więc robili je inni. A mogliśmy być przecież logistycznym hubem Białorusi czy Ukrainy na Europę i byłoby czym zagrozić tym krajom jak przymkną jakiegoś Polaka, albo kolejny raz obwołają Banderę swoim bohaterem narodowym. A tak siedzimy, płacimy i nawet nie płaczemy, bo płacz byłby przyznaniem się do porażki.

I dziś to samo. Władza w USA się zmieniła a przy granicy naszego sąsiada gromadzą się wojska po obu stronach. Moim zdaniem Putin chce pokazać jaka może być cena zablokowania mu Nord Streamu 2. I już się USA nagle obudziły i przebąkują coś o szczycie. No widać jak to działa, wystarczy podciągnąć kilka dywizji i już w Waszyngtonie zaczną topnieć lody, sankcje się załatwi (dla podbicia negocjacji wywali kilku dyplomatów, ale to za stare grzechy), może USA odpuści blokowanie NS 2 i znowu interes Zachodu rozejdzie się z naszym. A my dla symetrii też wywalimy paru rosyjskich dyplomatów, by nasz sojusznik widział, że my z nim. On to wie od lat i wie, że słynną „łaskę Sikorskiego” robimy mu za darmo. A wcale nie musimy.

I teraz Amerykanie spotykają się w sprawie Ukrainy z Niemcami, Francuzami i… Włochami. Gdzie Rzym, gdzie Krym chciałoby się powiedzieć. Nie ma nas w żadnym wschodnim formacie. Jesteśmy biernym odbiorcą postanowień, a częściej – ofiarą zewnętrznych decyzji. Po rozmowach Biden-Merkel USA wycofały swoje okręty z Morza Czarnego, nie wiadomo tylko czy po to by się nie nawinęły Putinowi, jak się zabierze za Ukraińców, czy żeby pokazać, że swobodnie może to zrobić?

Za chwile mogą być dwa warianty, nawet łączne – a oba dla nas złe. Możemy mieć sąsiada w wojnie z naszym strategicznym wrogiem. NATO się będzie przyglądać, ale i my się musimy patrzeć uważnie, bo to trochę trening co to będzie jak by się Rosjanom w pokowidowym bardaku zachciało zabrać za Bałtów, albo i za nas. Albo Zachód się postraszy kryzysem, a ten pójdzie na koncesje z Kremlem w imię pokoju i własnych globalnych interesów.

Rosjanie bardzo często swoimi myśliwcami naruszali przestrzeń innych krajów, zwłaszcza natowskich. Wtedy na radarach patrzyli skąd przychodzi pomoc, jak szybko, w jakiej sile. Teraz to sobie przetrenują w skali państw. I jak im dobrze pójdzie to może przetestują nową wersję strategicznego pytania: czy Zachód będzie umierał za Tallin? Czy tylko wyśle gniewne noty z protestem? Albo się ich tylko postraszy i uzyska bez wystrzału co się chciało.

Możliwy jest też wariant trzeci, omawiany jeszcze od czasów przed Bidenem. Otóż Niemcy ustami swojej minister obrony złożyły Ameryce propozycję, że plan tzw. europeizacji Europy zostanie zarzucony. Chodziło w nim o stopniowe wypychanie USA ze Starego Kontynentu. W listopadzie 2020 roku Niemcy oficjalnie stwierdziły, że to błąd, ale jednocześnie zgłosiły swój akces do wyższego poziomu współpracy z USA, jako partner, który weżmie na siebie rolę kontynentalnego lidera pilnującego także interesów USA. I możliwe, że ta propozycja została przyjęta. To znaczy, że USA już nie muszą balansować krajami w Europie, ale mają tam swego „przedstawiciela”, kraj na specjalnych warunkachi, takich jakie miała ze Stanami Wielka Brytania, obecnie nieobecna na kontynencie, po wyjściu z Unii. Moim zdaniem to trzecie możliwe, ale wciąż dla nas niekorzystne, wyjście. W układzie Niemcy-USA Polska może bowiem być jedynie pomijalnym buforem bardziej geo- niż politycznym w stosunkach z Rosją.

Bo my w tym wszystkim siedzimy pośrodku i patrzymy co się dzieje. Również z nami. Bierni, bez racji stanu, która by przechodziła nietknięta przez politykę III RP, bez względu na to kto rządzi. Tak mają przecież od lat nasi sąsiedzi: Rosja i Niemcy. Zobaczymy jak z USA, ale wydaje mi się, że ich interesy w tej części świata ulegają małej, ale znaczącej dla nas rewizji. Dotąd Ameryka nie chciała, by w Europie wyrósł hegemon, bo takie zawody zawsze kończyły się wojną. Dodajmy – wojną, z której USA wychodziły wzmocnione jako jedyny zwycięzca. Stany, wcześniej Anglia, zawsze balansowały w Europie pomiędzy Niemcami i Rosją, tak by przeciwne wektory się niwelowały. Ale co zrobić jak Niemcy się z Rosją dobrze dogadują i będzie hegemonia dwóch mocarstw? Mam nadzieję, że USA będą jednak chciały tego uniknąć, bo wtedy mogą nie robić w Europie interesów.

I trzeba nam przypominać, że tu chodzi o interesy, nie o wartości. Chodzi o partnerów rozgrywających optymalnie swoje karty, nie o przyjaciół. A co to my za przyjacioły, a co dopiero za partnerzy, jak za friko zrobimy wszystko? Ktoś będzie kogoś takiego w ogóle szanował? Tacy Turcy się z USA zawsze targowali, a mieli za naszej III RP podobną sytuację geopolityczną jak my. I są teraz lokalnym mocarstwem, samodzielnym w działaniu, balansującym swobodnie pomiędzy Rosją a USA, o flircie z Chinami nie wspominając. Nie chodzi o to byśmy byli jakimś tam mocarstewkiem, ale byśmy uzyskali minimalną chociaż sprawczość co do naszych losów w regionie. A my włożyliśmy swoje wszystkie jajka do jednego, nie naszego koszyka, który teraz jego właściciel wystawił na międzynarodowym targowisku w przerwie koncertu mocarstw.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.    

About Author

1 thought on “15.04. Jak Polska gra w koncercie mocarstw

  1. Najpierw trzeba by było porządnie się dozbroić i znacząco powiększyć armię, dopiero wtedy zacząć myśleć o jakiejś sprawczości, tak jak widać na załączonym obrazku, wystarczy pare dywizji podciągnąć pod granicę i już jankesom kolana miękną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *