15.12. Nowy porządek świata – co widać po gambicie

4

15 grudnia, dzień 288.

Wpis nr 277

zakażeń/zgonów/ozdrowień

1.147.446/23.309/879.748

Od samego początku wraz z wieloma publicystami zastanawiałem się co się wyłoni z pokowidowego ładu. Ludzkość nigdy jeszcze nie stała przed takim resetem, który kasuje większość dotychczasowych reguł działania świata. Zresztą „reset” jako określenie pojawia się obok innych, takich jak New World Order czy Nowa Normalność. Mamy mieć nowy świat, czyli rozdanie od początku światowych kart w ważniejszych aspektach cywilizacyjnych. Mnie się najbardziej podoba określenie Nowy Reset, nie żeby mi się sam reset podobał, ale określenie wydaje mi się adekwatne. Poza tym Nowy Reset promuje World Economic Forum, czyli najbardziej prestiżowy konwektykl globalistów i rządzących.

To tak jak z komputerem, żeby przywrócić jego poprawne działanie (albo zmienić oprogramowanie) to trzeba wyłączyć komputer by zabrać się do roboty. Dziś pandemia koronawirusa jest takim „gorącym resetem”, który zatrzymał wszystkie dotychczasowe procesy światowego komputera gotowego już teraz do wgrania nowego systemu operacyjnego. Pytanie tylko – kto to zrobi i co to będzie za program.

Nie będzie tutaj o sprawach nierozstrzygalnych (na razie). Czyli kto to zaplanował, spiskowych wizjach historii, doniesieniach o sztucznie stworzonym wirusie, który przewrócił swiat do góry nogami wedle planu rządu światowego. Ja wiem, że odium spiskowości w ocenie rzeczywistości luzuje z dyskursu i argumentu z folarzami, a więc zatrzymam się na „po efektach ich poznacie”, czyli na obrazie, który się już powoli rysuje – w którą stronę zmierzamy już tak pewnie, że pewne procesy są nie do powstrzymania czy odwrócenia.  

Było wiele spekulacji jak to będzie po koronawirusie. Ale jedno zastrzeżenie – wcale nie musi być w ogóle „po koronawirusie”, żeby świat się zmienił. Możemy żyć w stanie nieustannych resetów, lockdownów, aż strzelą bezpieczniki. Po drugie możemy żyć, i na razie się to zapowiada, w ciągłym stanie jakiejś „pandemii”, czyli permanentnej tymczasowości, podczas której wykuwać się będą w kulisach zręby „Nowego Wspaniałego Świata”. Już przecież mamy zapowiedzi kolejnych wirusów, klęsk klimatycznych, które mają nas trzymać w skoszarowanej rzeczywistości.

Po tych zastrzeżeniach można się przyjrzeć tym spekulacjom. Obie strony ideologicznego przedkowidowego sporu – lewicującego liberalizmu z konserwatyzmem – uważały, że reset jest szansą na naprawienie dotychczasowych wypaczeń i umocnienie kursu ludzkości w ich ulubionym kierunku. W sposób oczywisty dążenia te znosiły się nawzajem. Wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że zwycięża kierunek lewicowo-liberalny, jako nagroda dla frakcji aktywnej. Konserwatyści mają od dawna problemy z artykulacją, popularyzacją i realizacją swoich idei.

Nie wiadomo w jakim kształcie zamkną się tak dynamiczne i nieostre przemiany, ale pewne kierunki już widać. Aby je przeanalizować wypada podzielić je na kilka elementów – płaszczyzn, w których dochodzi już do kierunkowych zmian, czasami będących jedynie przyspieszeniem przedkowidowych procesów. Postaram się wymienić te najważniejsze, a przynajmniej takie, które mnie się dało zauważyć.

Wydaje się, że dojdziemy do nowej formy globalizmu. Kiedyś się łudziłem, że globalizm jest najwyższą formą kapitalizmu, ale kowid zmienił moje zdanie. Obserwuję pochód globalizmu i wejście jego na wyższą półkę, ale działalności gospodarczej prowadzącej do monopolizacji rynków i standaryzacji produktów. A to zaprzeczenie kapitalizmu, dla którego wolna konkurencja jest dogmatem. Małe firmy schodzą właśnie z gospodarczej sceny i jest to trend ogólnoświatowy. Jeszcze jedna fala oraz lockdowny zapowiadane na wiosnę, i zostaną już tylko duzi. Czyli międzynarodowe, a raczej ponadnarodowe, korporacje, które wyraźnie robią w państwach co chcą. Jak pisałem – klasa średnia zaniknie wraz jej podstawową funkcją dla państwa – bezpiecznej przystani na drodze od mas do oligarchii. W związku z tym pgłębią się podziały i różnice społeczne sprowadzone do dwóch ekstremów.

Kapitał traci resztki narodowości. Kiedyś był używany do ekspansji Stanów. A dziś geopolitycznie wychodzi na nowy, jeszcze większy globalizm. No bo pomysły, że produkcję z Chin „za karę” wycofa się do krajów pochodzenia kapitału (Europa, USA), da się pracę ludziom i zyski klasie średniej – spaliły na lockdownowej panewce. A więc Chiny dalej zostaną „wielką fabryką świata”, zaś cała reszta będzie u nich zamawiała produkcję, realizując u siebie właściwie już tylko funkcje usługodawcze dla starzejących się społeczeństw. Bo realizacja marży powoli przejdzie do Państwa Środka. Chińczycy mają już z 200-300 milionów własnej klasy średniej i też, dla własnej wygody mogą przerzucić produkcję do Afryki, która stanie się „drugimi Chinami” w łańcuchach dostaw. A wtedy realizacja marży przejdzie do… Chin. Ostatnie wyniki wyborów w USA i zwycięstwo Bidena wróży powrót do polityki Obamy, czyli Chińczycy będą rosnąć, cła zostaną zlikwidowane, co przyspieszy dojście do chińskiego prymatu.

Amerykanie, a właściwie międzynarodówka globalistów się pewnie na to zgodzi. Jeśli podmieni się patriotyzm amerykański na monetyzację światowych zysków, czego wyznawcami są globaliści bez narodowości, to taki deal jest całkowicie możliwy do wykonania przez nowe władze USA. Będziemy więc mieli geopolitycznie powrót do starego, ale w jeszcze bardziej zaawansowanej formie. Bo ta droga wiedzie prosto do dominacji Eurazji i zejścia Zachodu z pierwszego miejsca na podium światowych liderów.

Co do naszego kontynentu, który dla Eurazji jest tylko półwyspem, to Amerykanie podejmą być może propozycję Niemców by powierzyć im pilnowanie amerykańskich (ale wtedy już globalnych) interesów i w Europie się też wiele wyjaśni. Łącznie z oficjalnym już wtedy prymatem Niemiec w Europie. O naszych interesach w takim układzie taktownie przemilczę.

Efektem tych działań gospodarczo-politycznych będzie uniformizacja, zanik różnorodności. Dzisiejsze wieści o tarczach i wzrostach na giełdzie wielkich a rynkowych klęskach mniejszych prowadzą powoli do wniosku, że kapitalizm w swej różnorodności odchodzi. Pozostaną dwaj pracodawcy – jednakowo hermetyczni i etatystyczni: państwo i korporacje. Bo mamy do czynienia w wielu aspektach z dylematem – czy różnorodność jest lepsza od porządku? Czy wielość podmiotów produkcji i usług, będąca motorem konkurencyjności jest korzystna w porównaniu z „racjonalną” gospodarką wielkich korporacji, które co prawda ze sobą nie konkurują, ale też nie marnują tak wielu zasobów na walkę z konkurencją. Ta niegdysiejsza alternatywa jest dziś rozwiązywana na korzyść uniformizacji, bo w przestrzeni społeczno-gospodarczej mamy do czynienia ze stosunkami wręcz wojennymi.

Doczekaliśmy się  historycznego porozumienia globalistów z lewicą. Stąd się biorą peany korporacji na temat politycznej poprawności, walki z mową nienawiści, wspieranie finansowe na grube miliardy wszelkich ulicznych zadymiarzy. To dlatego np. taki Disney, kiedyś ostoja patriarchalnych wartości, miłych postaci namawiających do niekonfliktowej kooperacji, dokonał niesamowitej wolty malując mentalnie swoje Donaldy i myszki na tęczowo. To interesujące i paradoksalne, że globaliści na swojej drodze do prymatu nad światem mają używać tarana lewicy, która powinna im być ideologicznie wroga. Jest im jednak po drodze, która jest przecież wspólną ścieżką – gwałtownej i wielowątkowej przemiany świata.

Ta uniformizajca zachowań rynkowych jest wspomagana uniformizacją myślenia. Rola, jaką odegrały w tym względzie media eksploatując strach przed kowidem do wymiarów stadnych fal paniki społeczeństw i narodów, będzie się nadawała na sążniste prace naukowe. Jeśli będzie można będzie takie rzeczy pisać, a to wcale nie jest takie pewne. Bo jednocześnie ze stadną uniformizacją myślenia mamy do czynienia z ewidentnym dowodem na „istnienie potwora”. Jest nim cenzura. Bez zażenowania wyłącza się transmisję orędzia urzędującego prezydenta USA, cenzuruje próby dyskursu na temat skuteczności szczepionek, strategii kowidowych czy racjonalności lockdownu.

I jest to proces już utrwalony, bo znajdujący swoje usprawiedliwienie w spanikowanej społeczności. Jest społecznie uzasadniane zamykanie ust wątpiącym w oficjalny przekaz i rodzi się największa cenzura – jak zwykle znowu przejawiająca się we własnych głowach, w autocenzurze. Wiele osób, które wraz ze mną drukowały ulotki po piwnicach w stanie wojennym dzisiaj bez mrugnięcia okiem wyznaje te same zasady co niegdysiejsi ich siepacze. Wystarczy strach i „przerośnięta odpowiedzialność” za innych, co przez sam kontakt z wyznawaniem poglądów relatywizujących oficjalny przekaz dadzą się nabrać i zerwą maski wyjdą na świat, zakażając staruszków-matki-dzieci.

W mediach też więc będziemy mieli do czynienia z uniformizacją. Będą jak za komuny – dwie-trzy stacje tv, ze cztery portale, a wszystkie „prawilne”, zaś sceptycy wylądują w kąciku ostracyzmu dla foliarzy, zresztą ci i tak wiszą już na nitce monopolu tzw. mediów społecznościowych, którą w każdej chwili może przeciąć nóż politycznej poprawności.

Państwom rozzuchwalonym paniczną akceptacją obostrzeń pandemicznych nie będzie się chciało łatwo zrezygnować ze swej tarczowej omnipotencji. Zresztą niewielu obywateli będzie się o to biło, skoro i tak pójdą na państwowy garnuszek. I w ten sposób, bez większych zadym, zrealizuje się dawny lewicowy pomysł o „dochodzie gwarantowanym”, czyli kasie za żywota. A więc skoro na żywota, to wystarczy jedynie na przeżycie. I będziemy mieli masy pariasów, pośrodku nic, a na szczytach deal państw z globalnym korporacjonizmem. Taka władza może uderzyć do głowy, zwłaszcza, że będzie wciąż maczana w kontekście walki o społeczne bezpieczeństwo zagrożone zbrodniczym koronawirusem.

Przerażające są wizje chińskie. Ponoć chłopaki wyszli z kowida dzięki kompletnie szczelnej kontroli społeczeństwa i jednostek. Wiele państw interesuje się chińskimi systemami wspomaganymi przez sztuczną inteligencję, które najpierw – jak u Chińczyków – służyły do monitorowania transmisji wirusa, a potem… zostały. Dziś sztuczna inteligencja będzie dbała o nienarodzenie się tej prawdziwej, poprzez przyznawanie punktów za prawomyślne zachowania śledzonemu wiecznie obywatelowi. Te punkty będą decydować o społecznym statusie monitorowanego. Chińczycy zaczynają od końca, czyli od kar – my od nagród: zaszczepieni będą mieli przywileje. Ale w myśl idei dyskryminacji udzielanie przywilejów jednej grupie relatywnie poniża i wyklucza inne grupy, jest więc dyskryminacją taką, jak z wykorzystaniem kar.

Przykładem podstawowym trendu do kontroli obywateli ze strony państwa jest obecnie wzmocniony globalny trend przechodzenia na pieniądz elektroniczny, kosztem gotówki. Uzasadnienia są różne – mnie najbardziej bawi to, że wedle którejś z wersji, gotówka przenosi koronawirusa, a karty nie. Ale odebranie ludziom gotówki jest odebraniem już chyba ostatniej barykady wolności. Bez gotówki państwo może kontrolować w całości zachowania obywatela, ba – może go w każdej chwili „wyłączyć”, odcinając mu dostęp do jego zasobów.          

No i na koniec – kowid chyba już ostatecznie podkopał fundamenty religii, zwłaszcza chrześcijańskie a już na pewno katolickie. Ataki na Kościół nasiliły się, wygrzebano z szaf chowane na takie okazje dawne przewiny hierarchów. Serwilistyczna w stosunku do państwa postawa kościoła hierarchicznego, zgoda na lockdowny kościołów i ważniejszych świąt oraz nadgorliwy współudział w tym procederze nadszarpnęły już i tak nadwyrężone stosunki kapłanów z ludem.

Świat się ateizuje, a w taką pustkę zawsze wchodzą inne ideologie, gdyż człowiek zazwyczaj potrzebuje uzasadnienia swej egzystencji. I mamy wysyp „chwilowych ideologii”, w których za każdym ich obrotem zostają jacyś ich aktywiści a cała masa po chwilowych fascynacji dalej szuka nowego punktu odniesienia. Na razie bazującego na wulgarnym antykatolicyzmie, ale negacja – przynajmniej w kwestiach aksjologicznych – nie tworzy nigdy żadnej ideowej propozycji (oprócz nihilizmu). A więc społeczeństwa pozbawione busoli innej niż własny egoizm trzymany w karbach prawa stanowionego – miotają się i frustrują. Rządzi chaos. Dajemy się porywać coraz to innym nurtom i falom. I wyglądamy jak boja na przybrzeżnych, wezbranych falach. Miotani w różne strony żywiołem ponad nasze siły i zrozumienie. I mamy jeszcze tę samobójczą satysfakcję, że przynajmniej jest jazda. Tak to jest kiedy transcendencję zajmuje adrenalina.

W jakiej formie zastygnie taki gips – jeszcze nie wiadomo. Ale powyższe zręby figury już się zarysowują. Ludzkość idzie w nową przyszłość. Będzie to pewnie Nowy Świat, ale śmiem wątpić czy Wspaniały. Jeszcze zatęsknimy za starymi czasy. Nawet zatęsknią dzisiejsi jego burzyciele. Chyba, że się załapią do rządzących światem i ich lokalnych namiestników. Ale takich będzie garstka. Może dlatego obserwujemy w tym wyścigu tak wielką rywalizację.

Ludzkość, przyjmując spontaniczność pandemii koronawirusa, miała rzadką szansę na zmianę paradygmatu swego funkcjonowania. Takimi resetami wcześniej były zawsze wojny, kiedy na zgliszczach zwycięzcy dzielili świat na nowo. Ale za nowym porządkiem świata zawsze stały miliony ofiar starego porządku. To, że dojdzie do nowego podziału świata (być może) bez wojny, to chyba jedyny pocieszający element tego rozdania. Ale świat, który się z tego może wyłonić może być gorszy niż porządki po I i II wojnie światowej.

Wchodzimy w mrok…

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.  

About Author

4 thoughts on “15.12. Nowy porządek świata – co widać po gambicie

  1. Gratuluje, artykuł w genialny i arcyciekawy, w pełnej rozciągłości oddaje nieubłaganie nadchodzącą rzeczywistość. Winszuje wspaniałej wyobraźni i szerokich horyzontów zdradzanych przez swobodę pióra i przenikliwość zachodzących zmian.

  2. Znamienne dla tego chaosu jest, że kilka z linków nawet do tego wpisu już przepadło w czeluściach korporacyjnej cenzury. Żadnych treści nie ma już pod „istnienie potwora”, „porozumienia globalistów z lewicą” i „przechodzenia na pieniądz elektroniczny”.. Ciekawe czy za 10 lat zostanie cokolwiek z tego internetu, który znamy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *